Ruszyły zdjęcia „wielkiej ucieczki na północ” w reżyserii Andrzeja Fadera. Dla wydarzeń z 1944 roku tłem będzie przede wszystkim Szczecin.

Ekranizacji historii dwóch norweskich pilotów, którzy w 1944 roku uciekli z obozu jenieckiego w Żaganiu podjął się Andrzej Fader. Film dokumentalny będzie swoistą kontynuacją amerykańskiego obrazu z 1963 roku pt. „wielka ucieczka”.

Mało ludzi wie o tym w Szczecinie, a w Polsce jeszcze mniej – chyba, że ktoś oglądał film z 1963 roku „wielka ucieczka”, ale tam właściwie nie ma mowy o Szczecinie. Głównym motywem jest chyba właśnie to, że wszystko dzieje się w Szczecinie. Jest to ciekawe wydarzenie, szczególnie, że ta ucieczka jest udana. Jest to dość ciekawe dla nas, dla miasta, dla ludzi, którzy interesują się historią Szczecina. Uważam, że jest to historia, którą warto opowiedzieć i w momencie, gdy Andrzej Fader do mnie zadzwonił bez wahania się zgodziłem. - tłumaczy Paweł Niczewski, aktor.

Teraźniejszość i przeszłość razem

W swojej produkcji Fader sięga do ciekawych i rzadko spotykanych koncepcji. Akcja filmu dzieje się w latach 40 XX wieku – zatem w czasie właściwym dla całej historii, ale tło filmu stanowi współczesny Szczecin. Z jednej strony zabieg ten został wymuszony ograniczonym budżetem, z drugiej dzięki temu film będzie uniwersalny. Jednak taka koncepcja nie powinna utrudnić widzowi odbiór obrazu, ale pomóc mu odnaleźć się w tej opowieści.

Film jest taką fuzją Szczecina współczesnego i tego z lat wojny. Skąd ten zabieg? Przede wszystkim potrzebowalibyśmy ogromnego budżetu, by przekształcić Szczecin na rok 1944, druga rzecz to to, że chcemy pokazać szczecinianom gdzie działy się te wydarzenia, a łatwiej im się odnaleźć we współczesnym Szczecinie. - mówi Bartosz Jurgiewicz, autor zdjęć.

 

Angielski lektor

Kolejną nietypową koncepcją, która pojawia się w filmie jest wprowadzenie narratora - Niko Rollmanna, który będzie relacjonował film w czasie rzeczywistym. Będzie on łącznikiem pomiędzy przeszłością i teraźniejszością. A jego komentarz pomoże widzowi zrozumieć to co dzieje się na ekranie.

Historia norweskich lotników, którzy przez Szczecin zbiegli do Szwecji nie jest powszechnie znana. Skąd zatem pomysł, by uczynić z niej główny wątek filmu? Z miłości do miasta.

Pracowałem trochę jako dokumentalista, reportażysta, dziennikarz, pracowałem po prostu na ulicy i poprzez taką pracę dotyka się różnych tematów, człowiek się hartuje, dociera do różnych ludzi. Zawsze uważałem, że Szczecin najlepiej promuje się przez historię. I będę uparcie tak twierdził. - tłumaczy Andrzej Fader, reżyser.

To świetny sposób na promocję historii naszego miasta

Film, w którym jednym z bohaterów jest Szczecin może okazać się świetnym materiałem na promocję miasta. Ale czy właściwie to dobry sposób na promowanie Szczecina?

Jestem o tym przekonany, tylko pytanie do jak szerokiego grona on dotrze. Ludzie mają świadomość, że jeśli miasto pojawia się w filmie, miasto które ma swój koloryt – a Szczecin przecież ma. Jeśli umieści się w mieście jakąś interesującą akcję to tak jak Werona, gdzie Szekspir umieścił akcje Romea i Julii, jest nawiedzana przez zakochanych. To ma moc takiej promocji, tylko pytanie ile środków i jakiej pomocy trzeba użyć, by ten film dotarł. - uważa Przemysław Walich, aktor. Podobnego zdania jest Niko Rollmann, który dostrzega zalety ekranizacji tej nieznanej historii - Myślę, że ta konkretna produkcja będzie bardzo wartościowa dla miasta, ponieważ zawiera część historii, która nie była dotąd naprawdę zgłębiona i, która, jak myślę, nie jest znana wielu lokalnym mieszkańcom, lecz będzie także interesująca dla ludzi na przykład z Niemiec czy Wielkiej Brytanii, ponieważ wydarzenia, o których mówimy w tym dokumencie dotyczą wielu różnych krajów, wielu różnych narodowości, więc mówimy tu o mikrokosmosie drugiej wojny światowej.

Film jest koprodukowany przez Zachodniopomorski Fundusz Filmowy Pomerania Film.