Szczecińscy wskrzesiciele big bitu, zespół Pomorzanie, właśnie wydali swoją drugą EPkę, pod tytułem „Mocne Uderzenie II”. Koncert premierowy odbył się w Alter Ego 3 listopada. O nowym wydawnictwie rozmawiamy z Przemkiem Nowaczkiem, wokalistą i basistą grupy.

RS: „Postanowiliśmy złożyć swoisty hołd polskim kapelom big bitowym” – piszecie o sobie. Przybliż naszym czytelnikom czym jest w ogóle big bit, bo nie jest to zbyt znany gatunek… No i skąd pomysł, by odkurzyć tak zapomniane klimaty?

Gatunek pewnie jest znany, bo każdy, kto kiedykolwiek słyszał jakiś wczesny hit bitelsów miał tym sposobem z nim styczność. Zagadką może być tylko nazewnictwo. Termin bigbit w Polsce wprowadził niejaki Franciszek Walicki – trójmiejski dziennikarz muzyczny, publicysta, również autor piosenek i współtwórca zespołów muzycznych. A wszystko po to, by nie drażnić władzy ludowej nazwą ‘rock’n’roll’, która to zbytnio kojarzyła się ze zgniłą kulturą imperialistycznego zachodu i móc organizować koncerty zespołów uprawiających ten gatunek. Ale tak naprawdę jest bigbit po prostu rock’n’rollem. Chociaż worek to pojemny i jednak jakieś charakterystyczne elementy stricte ‘bigbitowe’ można by wyróżnić: harmonie wokalne, skład zespołu gitarowo-klawiszowy, chwytliwość melodii; wszystko co sprawia, że w historii rocka o tym okresie (czyli początek – połowa lat 60.) mówi się ‘beat music’, ‘british beat’ (bo prym wiodły zespoły wyspiarzy) czy też ‘merseybeat’ (od rzeki Mersey, płynącej przez Liverpool). A pomysł skąd? Mocno się zdziwiłem słuchając znalezionej w necie składanki „Wrenchin’ the wires” z polskimi zespołami z lat 60. Nie miałem pojęcia o istnieniu takich kapel jak Dzikusy, Kawalerowie, Pesymiści czy Czarne Golfy i założyłem, że mało kto o nich wie, co okazało się słuszną tezą. A grali wspaniale, z werwą, z jajami, z pazurem – ze wszystkim, czego brakuje współczesnym zespołom indi, emo, sremo. Doznania te potęgowały wyobrażenia tego, na czym musieli grać ówcześni rock’n’rollowcy, bo to jakie mieli do dyspozycji gitary, wzmacniacze, perkusje akurat doskonale słychać na tych nagraniach. A mimo to bije z nich olbrzymia energia, też chcieliśmy taką wykrzesać z siebie, po tych latach nijakiego umcia umcia z Vespą.  

 

RS: Pośród zespołów, które coverujecie, znalazły się też lokalne perełki…

Następcy Tronów, tak. Oni wyświetlili się nam na horyzoncie już po pierwszym koncercie Pomorzan. Zwrócił na nich naszą uwagę pierwszy wokalista Vespy – Radar, zwany też Radrikiem. Polecam historię Następców Tronów pióra szczecińskiego historyka, dr. Eryka Krasuckiego. Na jej podstawie zresztą opracowaliśmy krótką notkę im poświęconą, którą umieściliśmy we wkładce dołączonej do pierwszej części „Mocnego Uderzenia”. Wielka szkoda, że tylko jedna piosenka się po nich ostała. Za to jaka!  

 

RS: Sięgacie też po zagranicznych wykonawców, m.in. legendy w postaci Eirika Wangberga, Linka Wray’a. Jaki jest klucz doboru materiałów do scoverowania? Bo z jednej strony to kawałki  kultowe jak „Rumble”, z drugiej strony, zupełnie nieznane jak choćby „Płacz wietnamskich dzieci” Następców Tronów.

Kluczem jest nieznaność właśnie. „Rumble” Linka Wraya trafiło do naszego repertuaru z prostego powodu – przed pierwszym koncertem musieliśmy zarobić parę minut, czyli zmontować na szybko jakieś numery, które by wydłużyły czas występu, żeby nie był skandalicznie krótki, bo jeszcze by się nam publiczność pultała, że wybulili za bilet a my tylko 30 minut gramy. A „Rumble” dało się w miarę szybko opanować i zagrać na żywo. 3 - 4 minuty do przodu. Zresztą jego znaność nie jest taka oczywista. Pobrzmiewa w tle jednej ze scen filmu „Pulp Fiction” (Mia Wallace na kolacji z Vincentem Vegą), ale już na oficjalnym soundtracku brak tego numeru. Link Wray to mocno niedoceniona postać w historii rock’n’rolla, a to on pierwszy przesterował dźwięk gitary. I w ogóle wspaniale na niej grał. Z kolei Eirik Wangberg – konia z rzędem temu, kto wie, co to za jeden. Albo Roger Young. Zasłuchuję się w składankach typu „30 nieznanych garage-hitów z Nowej Zelandii”, gdzie zespół jest ‘unknown’ a tytuł wymyślony przed współczesnego wydawcę płyty, który wygrzebał jakieś taśmy z likwidowanego studia nagraniowego, przez które przewijały się w latach 60. setki zespołów. I tam są prawdziwe perełki, numery, które spokojnie mogłyby konkurować z przebojami Rolling Stonesów, ale zespoły, które je popełniały rozpadały się jeszcze zanim ukończyły nagrania. Wiele z tych polskich zgwałconych przez nas kapel miało podobny los – nagrały jedną, dwie piosenki i przestawały istnieć, mało która doczekała się wydania jakiejś choćby ‘czwórki’. Inna rzecz, że w PRLu nagrywanie i w ogóle granie rock’n’rolla było działalnością mocno partyzancką. Tym większy szacunek należy się wszystkim tym zespołom. I do klucza jeszcze wracając, nieznaności. To taki popularyzatorski wątek Pomorzan. Mnie w ogóle brzydzi nagrywanie kowerów kawałków, które wszyscy znają. Po co to robić? To najmniejsza linia oporu, taka oczywista oczywistość. Dawaj, Titus, jebniemy ‘hit the road jack’ i mamy obstawione wszystkie dni gminy w tym sezonie. A klip do ‘loveshack’ też zróbmy taki sam, jak oryginał, co będziemy się wysilać. Buee.

RS: Porozmawiajmy o nowym wydawnictwie… „Mocne Uderzenie II” jest podobne do jedynki nie tylko tytułem, ale także w całości wypada podobnie. Jest to pewna kontynuacja jedynki?

Szokująca prawda jest taka, że ‘dwójka’ to odrzuty. W styczniu tego roku nagraliśmy 16 numerów i wybraliśmy lepszą połowę, żeby nasz debiut płytowy robił jakieś wrażenie. I od początku nasz wielce chytry plan podboju polskiego rynku muzycznego zakładał wydanie po pół roku reszty tego materiału jako „Mocne Uderzenie II”.

 

RS: Ciekawi mnie okładka. Czy pies w bolidzie ma jakieś przesłanie?? Poza tym, że widać, że automobil ma numer 2…

Tak, mnie też ciekawi ten pies w syrence. Ale raczej Patryka Brodniewicza – autora obydwu okładek - należałoby o to pytać. My bez szemrania akceptowaliśmy jego propozycje. Podejrzewam, że pies ma być rudy (od piosenki „Rudy pies”), a syrenkę może wziął z takiej zupełnie przypadkowej sesji zdjęciowej w Bydgoszczy. Pod klub, w którym tam graliśmy zajechała taka piękna syrena 105lux przerobiona na kabriolet, którą natychmiast obsiedliśmy celem obfotografowania się z nią. Ale może autor miał na myśli coś zupełnie innego, kto tam ich wie, tfu, artyści.

 

RS: Podobnie jak na pierwszym materiale przybraliście proporcje 6 coverów, 2 swoje kawałki. Wasze utwory wypadają dobrze na tle hitów sprzed lat. Nie myślicie o nagraniu całego materiału z własnymi kompozycjami?

Następny materiał Pomorzan będzie w całości autorski. Przez chwilę nawet nie wyobrażałem sobie, żeby projekt w 100% kowerowy miał rację bytu. Dlatego też popełniliśmy obydwa „Mocne Uderzenia” w takich proporcjach, chcieliśmy dać sygnał, że nie jesteśmy tylko i wyłącznie odtwórczymi chałturnikami, co sami sobie nie potrafią napisać tekstu czy ułożyć tych 3 akordów. Bigbit to punkt wyjścia, sami jeszcze nie wiemy w którą stronę pójdą Pomorzanie.  

 

RS: „Przy okazji wyjścia „Mocnego Uderzenia II” ruszyliście w minitrasę. Był koncert w Alter Ego. Właśnie wróciliście z występów w Poznaniu i Warszawie. Jak wypadły występy?

Doskonale! Wszystkie nasze występy są doskonałe! W Poznaniu i Warszawie graliśmy już po raz drugi, nasze podboje sceniczne to również wspomniana Bydgoszcz, Olecko i Węgorzyno (nawet dwukrotnie, raz jak na gwiazdy rock’n’rolla przystało, graliśmy na stadionie miejskim). Zawędrowaliśmy nawet z tym polskim bigbitem do zachodnich sąsiadów, świetnie byliśmy przyjęci w Poczdamie, mniej świetnie wypadł festyn w Kleinmachnow. Nasz plan zakłada wystąpienie w każdej polskiej miejscowości, w której prezentuje się muzykę na żywo. Zapraszamy do zapraszania nas! Kmą!

    

 

RS: Może nie wszyscy czytelnicy wiedzą, ale po części jesteście składem pobocznym Vespy. Kalendarze koncertowe nie kolidują ze sobą?

Póki co nie kolidują. Vespa obecnie trochę spuściła z tonu, po ostatnich trasach zaobserwowaliśmy nasycenie publiczności. Zagraliśmy już parokrotnie w każdym większym polskim mieście, postanowiliśmy na razie przystopować z koncertami i ruszyć z kopyta, jak już wydamy nową płytę. A nawet dwie, taki jest plan. Ale to o Pomorzanach tu rozmawiamy. Obecnie najlepszy polski zespół mocnego uderzenia (czyli my, Pomorzanie) to już tylko w połowie członkowie Vespy – na początku wszyscy. Od lipca tego roku na gitarze hałasuje z nami Siwy, czyli Lorek, który zastąpił Maćka, czyli Długiego. W bębny wali Młody i on też nie gra w Vespie, w której dla grubej kasy męczę się ja, czyli Gruby i klawiszowiec Łysy, czyli Kolumb.

 

RS: To gdzie będzie można zobaczyć Pomorzan w najbliższym czasie?

Na pewno w Częstochowie, Krakowie, Gorzowie, Nowym Jorku, Paryżu, Londynie, Kuala Lampur, Talinie i w Pszowie. Sprawdzajcie naszą stronę, bądźcie czujni. Bigbit! Kmą!

 

Więcej o dobrej muzyce na: