Ponad 40 miast rywalizowało o możliwość goszczenia u siebie jednej z najsławniejszych grup muzycznych świata. Wybór padł na Szczecin- i to sami Rosjanie o tym zdecydowali. Nasze miasto to ostatni przystanek przed Berlinem, kojarzyć się więc może ze zwycięskim pochodem Armii Czerwonej, któremu podczas II wojny światowej akompaniował właśnie Chór Aleksandrowa. I dzięki tym wspomnieniom, 21 pażdziernika w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Szczecinie można było przeżyć występ Akademickiego Zespołu Pieśni i Tańca Armii Rosyjskiej im. Aleksandra Aleksandrowa.
Taka właśnie anegdota, wyjaśniająca genezę przyjazdu słynnej grupy do Szczecina, opowiedziana przez konferansjera, była idealnym wstępem do przedstawienia. Ale to nie słowna kokieteria sprawiła, że tego wieczoru oklaski publiczności zgromadzonej w hali MOSiRu zamilkły jedynie na czas piętnastominutowej przerwy.
Wspomnienie o Dniu Zwycięstwa
W pierwszej części występu Chór zaprezentował wiele żołnierskich pieśni, emanujących potęgą patosu, którego radosnym apogeum był utwór "Djeń Pabjedy" ("Dzień Zwycięstwa"). Ilustracją do kompozycji zespołu były wyświetlane na telebimie obok sceny fragmenty kronik filmowych z czasów II wojny światowej, przedstawiających Chór w okopach, na froncie a także ludzi cieszących się w dniu kapitulacji hitlerowskich Niemiec. Potęga chóralnego śpiewu przeplatana była maestrią wokalną solistów. Oprócz pieśni żołnierskich Chór zaprezentował wiele kompozycji ludowych, gdzie sekcja dęta często ustępowała miejsca skoczności akordeonu lub melancholii bałałajki, a na scenie pojawiali się tancerze w kolorowych ludowych strojach, w akrobatycznych ludowych tańcach.
Drugą część występu Chór rozpoczął od polskiej pieśni, którą miał niegdyś wykonać dla samego papieża Jana Pawła II. Jednak było to już pod koniec życia Ojca Świętego i kardynał Dziwisz, bojąc się że tak wielkiego wzruszenia papież może nie przeżyć, poprosił artystów o rezygnację z tego wykonania. Szczecinianie mogli jednak tę pieśń usłyszeć. Gdy Rosjanie odśpiewali "Czerwone maki na Monte Cassino", Polacy wstali jak do hymnu.
Od "Kalinki" przez "Sokoły" do "Katiuszy"
Ostatnia prosta występu zespołu wybrukowana była przebojami. "Oczi czornyje", "Kalinka"- pieśni, których tytuły przychodzą na myśl od razu w skojarzeniu z rosyjską muzyką.Publiczność dała się porwać i zahipnotyzować dyrygentowi Chóru, za którego najmniejszym ruchem batuty szło w jednej sekundzie kilkaset klaszczących dłoni. Gdy zespół wykonał najpopularniejszy przebój polskiej biesiady- "Hej sokoły"- nikt już nie siedział. Ale najmocniejszym uderzeniem był absolutnie najsłynniejszy w świecie rosyjski utwór- żywiołowa i patetyczna "Katiusza".
Oklaski do krwi ostatniej
Podobno Chór nie ma w zwyczaju wychodzić na bis, jednak publika tego wieczoru wyglądała na tak zdeterminowaną, że ludzie gotowi byli zedrzeć doszczętnie skórę dłoni od oklasków, byle by tylko coś na bis usłyszeć. I doczekali się. "Brunetki, blondynki" i wreszcie ostatni szlagier rosyjskiej biesiady tego wieczoru- melancholijne "Podmoskiewskie wieczory".
Komentarze
3