Niedawno była klientka, która wspominała, że jako dziecko chodziła do „szkoły Maciusia” i po lekcjach nie wróciła do domu, tylko przybiegała tutaj pod zakład zobaczyć, czy jej zdjęcie zostało już zawieszone w witrynie, bo „koleżanki już wisiały” – mówi Marzenna Salamon, która przy al. Wojska Polskiego 12 prowadzi zakład fotograficzny Minifot.


Operatywny założyciel zakładu

Konrad Stanisław Salamon miał 24 lata, kiedy przyjechał z Wielkopolski. Na zdjęciu, które zrobił w 1945 roku, z ruin Szczecina nad Odrą jeszcze unosi się dym.

Najpierw znalazł pracę w Polskim Radiu, ale szybko zamienił ją na zawodowe robienie fotografii. – Jeszcze w czasach okupacji, kiedy to było nielegalne, ojciec miał w jakiejś leśniczówce na strychu tajemną ciemnię – mówi Marzenna Salamon, córka.

Przez pierwsze lata pracy jeździł nad morze, gdzie robił zdjęcia pierwszym powojennym wczasowiczom. Po Polsce jeździł z zespołami pieśni i tańca jako ich autoryzowany fotograf, ale robił też zdjęcia publiczności, które zaraz na miejscu wywoływał i sprzedawał. W którymś momencie wymyślił zakładki do książek ze zdjęciami gwiazd z plakatów filmowych.

– Potem zabrał się za robienie zdjęć klas w szkołach podstawowych. Przez cały rok szkolny chodził od szkoły do szkoły. W domu wywoływał filmy, ciemnię miał w zakątku wygrodzonym z łazienki, a zdjęcia suszył na gazetach w pokoju – opowiada córka. Wiele tych klasowych zdjęć wciąż wisi na ścianach w zakładzie Minifot. – Ostatnio klientka zamówiła 5 sztuk zdjęcia swojej klasy z SP 34, bo organizuje spotkanie i chciała je dać w prezencie dawnym koleżankom – mówi Marzenna Salamon.

Rzemieślników fotografii zrzeszała Spółdzielnia Pracy Foto-Studio, która w 1972 roku przydzieliła 27 metrów kwadratowych na dole starej kamienicy w alei Wojska Polskiego Konradowi Stanisławowi Salamonowi na zakład fotograficzny Minifot. Z lat 70. Marzenna Salamon pamięta kolejki przed Minifotem, które kończyły się przy narożniku kamienicy. – W czasach mojego ojca mało kto miał aparat, a fotograf cieszył się poważaniem – mówi. – Niedawno była klientka, która wspominała, że jako dziecko chodziła do „szkoły Maciusia” i po lekcjach nie wróciła do domu, tylko przybiegała tutaj pod zakład zobaczyć, czy jej zdjęcie zostało już zawieszone w witrynie, bo „koleżanki już wisiały” – uśmiecha się Marzenna Salamon. – Ojciec pierwszy robił w Szczecinie szybkie zdjęcia, mimo starodawnej technologii czyli wywoływania filmów i ręcznego ich retuszowania. Potrafił to tak zorganizować, że jeżeli zdjęcia były na drugi dzień, to był to najpóźniejszy termin.

Ojciec zatrudnia córkę

– Najbardziej lubię fotografować dziką przyrodę, a w zakładzie portrety, które ludzie robią dla siebie, dla bliskich – mówi Marzenna Salamon. – Bo do paszportu, dowodu czy prawa jazdy zdjęcia teraz są szkaradne, klienci mówią o nich „poszukiwana, poszukiwany”. Staramy się, żeby mimo wszystko byli zadowoleni.

Skończyła polonistykę na uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i dwanaście lat uczyła w szkołach. W połowie lat 90. Konrad Salamon zaczął gorąco namawiać córkę, żeby porzuciła pracę w szkole i przyszła do zakładu. – Myślałam dwa, trzy lata, w końcu się zdecydowałam – mówi córka. – Najpierw uczyłam się przy tacie, potem stwierdziłam, że muszę spojrzeć na fotografię też z bardziej obiektywnej strony i dwa lata studiowałam w Akademii Sztuk Wizualnych w Poznaniu.

W 2000 roku poszerzyli zakład o pierwsze piętro, na które przenieśli atelier. Dopiero w końcówce życia Konrada Salamona (odszedł w 2002 roku) weszła fotografia cyfrowa.

W Minifocie już nie wywołują kliszy, ale świadczą komputerową renowację zdjęć. Klienci przynoszą czasami zdjęcia z początków fotografii, idealnie technicznie zrobione, bardziej trwałe niż te późniejsze na papierze ORWO.

Był taki projekt: pięć lat temu fotografka Antonina Gugała odwiedziła stare warszawskie zakłady fotograficzne i w każdym zamawiała sobie portret do dyplomu. Nie sądziła, że te zdjęcia będą aż tak różne. – Bo to nie aparat, tylko fotograf robi zdjęcie – stwierdza Marzenna Salamon.

Marzenna Salamon zachowała logo zakładu z 1972 roku z charakterystyczną czcionką.

Zabawa w zakład fotograficzny

Na ścianach w zakładzie wiszą stare fotografie. Na jednym zdjęciu jedzie pociąg mostem na Dworcowej, z napisem „Bałtyk morzem pokoju” i reklamą firmy Popioły, wagony ciągnie lokomotywa spalinowa. Pierwsi marynarze z Wyższej Szkoły Morskiej na Wałach Chrobrego. Pierwsze fajerwerki na Dniach Morza.

Kiedy wchodzę po schodach na antresolę, oglądam już zdjęcia współczesnej dziewczyny, która przemierza Szczecin tańcząc, jest m.in. przed filharmonią, na dachu „Przełomów”. – Modelką jest nasza klientka, która w naszym zakładzie była fotografowana od urodzenia – mówi autorka zdjęć Olga Iwanow, wnuczka Konrada Salamona.

Olga pamięta dziadka z zakładu, przychodziła tu z młodszym bratem: – Ciemnia, siedziało się po ciemku, a zdjęcia się ujawniały, magiczne przeżycie. Dużo chodziliśmy na spacery, dziadek z nieodłącznymi aparatami. My nie bawiliśmy się w sklep, my bawiliśmy się w zakład fotograficzny.

Olga Iwanow była modelką, która pracowała na wybiegach. Mieszkała w Paryżu i Mediolanie. Fotografowała modowy świat od kulis. W wakacje wróciła do Szczecina i chce w trzecim pokoleniu kontynuować rodzinną tradycję fotografii.