Budowali „fabrykę mięsa”, którego Kołbacz będzie jednym z największych dostarczycieli w PRL-u. Do gospodarstwa kontraktują 96 jałowic holsztajn-fryzów z USA. – Mówiłem wtedy pracownikom, żeśmy sprowadzili do Kołbacza 96 polskich fiatów, taką cenę płaciliśmy – wspomina dr Władysław Mazurkiewicz. Brygadziści dumnie noszą logo zakładu z bykiem i korytkiem.


Ukryta arka

– Przyjazd po studiach z fajnego w latach 90. Poznania do poPGR-owskiej wsi to było twarde lądowanie – uśmiecha się Radosław Palus, współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Spichlerz Sztuki w Kołbaczu. – Oczywiście nie dało się nie zauważyć wielkiej bryły stojącej przy głównej drodze prowadzącej przez Kołbacz, chociaż kościół był wtedy w opłakanym stanie.

Dojeżdża w Szczecinie do pracy i powoli rozpoznaje miejscowość żony. Kiedy odwiedzają ich znajomi, ksiądz Andrzej Sowa, proboszcz kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa otwiera im nawę główną przerobioną na spichlerz. Panuje tu wieczny półmrok, ale wyraźnie widzą las belek. W nozdrza wchodzi zapach żywicy i zboża. W monumentalnej ceglanej bryle kryje się kilkusetletnia konstrukcja ciesielska rozciągająca się na czterech poziomach. – Jakby ukryta arka – mówi Radosław Palus.

foto: materiały Stowarzyszenia Spichlerz Sztuki

Pierwsza utopia. Kraina cysterska

Cystersi przybyli tu w lutym 1174 roku z klasztoru z Esrum w Danii. Na ziemie ofiarowane zakonowi przez kasztelana szczecińskiego Warcisława II Świętoborzyca. To był jeden z warunków odstąpienia wojsk duńskich od oblężenia murów szczecińskiego grodu.

Zobaczyli dla siebie miejsce w dolinie Płoni, na terenie rozciągającym się pomiędzy Jeziorem Miedwie a Puszczą Bukową, z urodzajnym czarnoziemem i wodami pełnymi ryb. Rybę sieję wysyłać będą na stoły królewskie Europy.

Wstają o drugiej w nocy, myją się w lodowatej wodzie, idą na modły i od piątej pracują, by do zachodu słońca przeżyć według maksymy św. Benedykta – „ora et labora”. Stawiają młyny wodne, cegielnię, stajnie, owczarnie, stodoły, browar. Budują warsztaty rzemieślnicze: szewski, garbarski, siodlarski, tkacki, sukienniczy, kowalski.

Kształcą się na uniwersytetach, a jakakolwiek myśl techniczna się pojawia, zaraz siecią klasztorów jest przekazywana i wdrażana w innych częściach Europy.

Sadzą pod Szczecinem jedne z największych sadów w Europie. – Na weselny stół księcia Bogusława X z Anną Jagiellonką pojedzie z Kołbacza wóz pełen jabłek. Ciekawe, jaki był ich smak – uśmiecha się Palus.

Cystersi w Kołbaczu stają się samowystarczalni, mają wszystko, czego potrzebują do życia i służby bożej. Wznoszenie monumentalnego zespołu klasztornego w Kołbaczu trwa od 1210 roku przez 130 lat. Fasadę zachodnią zdobią piękną rozetą. – Sztuka była formą oddania chwały Bogu – tłumaczy Radosław Palus. Przetrwały kolumny romańskie z Kołbacza z rzeźbionymi głowicami, które znajdują się dziś w zbiorach Muzeum Narodowego w Szczecinie. Jedna z nich, tzw. czarci kapitel przestrzegała kołbackich zakonników sceną z uśmiechniętym szyderczo diabłem, który ciągnie za kaptur przerażonego mnicha.

Po wprowadzeniu reformacji na Pomorzu w XVI w. klasztor ulega kasacie. Kołbacz przechodzi pod władanie książąt pomorskich, którzy ustanawiają tu swoją letnią rezydencję. Prezbiterium i transept pozostawiają kościołem, ale nawę główną każą przerobić na spichlerz.

foto: Mirosław Cofta

Agromiasto. Druga utopia

Przed pierwszą wystawą w spichlerzu trzeba się było przebić przez potężną ilość pajęczyn. Trzynaście lat temu pierwszy projekt „Cienie zapomnianych kultur” przyciąga miejscowych. – Chcieli zobaczyć miejsce, w którym pracowali. W spichlerzu jeszcze do połowy lat 90. był magazyn, w którym składowano zboże, tu przesypywali ziarna – mówi Radosław Palus.

W 1967 roku tereny rolne w Kołbaczu przeznaczono na „ekskluzywny PGR” – Zootechniczny Zakład Doświadczalny, który przyjeżdżali do Kołbacza pokazywać gościom z Zachodu pierwsi sekretarze i premierzy. Kieruje nim ćwierć wieku dr Władysław Mazurkiewicz, rdzenny Wielkopolanin. – Ma świadomość, że przychodzi jako kolejny gospodarz, na ziemie, które mają swoją historię – mówi Palus. – Zamówił nawet symboliczny klucz do Kołbacza z rozetą.

– We władzach partyjnych traktowano to z uśmiechem, ale ja tłumaczyłem, że to nie tylko rozeta świadcząca o przeszłości Kołbacza, zakonu i książąt, ale też symbol kołbackiej pracy – wspomina Mazurkiewicz. W 2013 roku ma 88 lat, podpiera się laseczką, przyjeżdża do Kołbacza, ogląda fotografie „Życia w kolektywie”.

Budowali „fabrykę mięsa”, którego Kołbacz będzie jednym z największych dostarczycieli w PRL-u. Do gospodarstwa kontraktują 96 jałowic holsztajn-fryzów z USA. – Mówiłem wtedy pracownikom, żeśmy sprowadzili do Kołbacza 96 polskich fiatów, taką cenę płaciliśmy – wspomina. Brygadziści dumnie noszą logo zakładu z bykiem i korytkiem. Żniwa zaczynają się od defilady kombajnów.

Rozbierają starą niemiecką zabudowę, budują osiedle z wielkiej płyty. – W jednym miejscu stworzono pełen pakiet usług dla mieszkańców z zakładową stołówką, przedszkolem, szkołą, domem kultury, a nawet fontanną. Realizowali ideę agromiasta, a ja pomyślałem o tym jak o niemożliwej utopii – mówi Radosław Palus.

Operację „Czarci Głaz” pilotowały dwa samochody, milicja wstrzymywała ruch. Dyrektor Mazurkiewicz wspomina, że jak w Dębinie podnosili z pola kilkutonowy głaz, który postanowili sprowadzić na 800-lecie Kołbacza, to zawiał wiatr i miał oczy czerwone od piasku.

foto: Dagmara Maciejewska

Małe centrum świata

Większość publiczności „Cieni Zapomnianych Kultur” to szczecinianie i mieszkańcy regionu. Trzynasty rok spotkają się w jesienny wieczór w Kołbaczu. Jednym z pierwszych gości był kamieniarz Szymon Modrzejewski, który przyjechał, żeby opowiedzieć, jak w południowo-wschodniej Polsce ratują wielowyznaniowe cmentarze, które w wyniku wysiedleń i zagłady nie mają swoich opiekunów.

– Uświadomił nam, że u nich tych śladów jest mało, ale u nas w małych miejscowościach, to z reguły nawet cienia po niemieckich cmentarzach nie ma – pamięta Palus.

Z młodzieżą zrobili mapę miejsc, z których pochodzą ich rodziny. – Na tych terenach ludzie często nie opowiadają, skąd przybyliśmy – stwierdza.

Radosław Palus „Cienie zapomnianych kultur” porównuje do zasiewania ziarna. – Funkcjonujemy w niedookreślonym miejscu, w którym warto sobie stawiać pytania o tożsamość.

Ksiądz Andrzej Sowa zaczął od wymiany dachu nad prezbiterium i transeptem. Potem odbudował sygnaturkę, zdmuchniętą przez silny wiatr w latach 70. Jak zakończy remont spichlerza, powstanie w nim filia Muzeum Archidiecezjalnego.

***

„Cienie zapomnianych kultur” w Kołbaczu w związku z pandemią w tym roku 12 października w skromniejszej formule – koncert współczesnych interpretacji muzyki chasydzkiej tria Bastarda „Nigunim” (godz. 20:00 – ze względu na pandemię obowiązywała rezerwacja), a po nim mapping „Cysterskie żywioły” na murach kościoła (ze względu na obostrzenia – dla uczestników koncertu). Ale retransmisja koncertu online na stronie FB i YT Spichlerza Sztuki – 17 października o godz. 20:00, a mappingu – 18 października o godz. 20:00.

foto: Dagmara Maciejewska