Wieś kontra miasto, cwaniak kontra idealista - dwa różne światy, które połączył korytarz i butelka chrzczonego alkoholu.

By krowa mu zdechła

Jakiś czas temu podczas rozmowy z moim znajomym stwierdziłem, że szczecińskie teatry - świadomie lub nie - nie podejmują zbyt wielu prób komentowania polskiej rzeczywistości. I jakby w odpowiedzi na moje prywatne zastrzeżenia Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie ogłosił cykl spektakli "Wielcy aktorzy w małych formach". Zaczęło się od traktującej o emigracji Polaków "Wakacjuszki", w której wystąpiła genialna Emilia Krakowska. Teraz przyszedł czas na gościnny spektakl „Jakoś to będzie...", w którym Sylwester Maciejewski i Jacek Kałucki zmierzyli się z kilkoma polskimi przywarami, takimi jak powszechne zamiłowanie do narzekania i krytykowania wszystkiego i wszystkich.

Moja racja jest najmojsza!

„Jakoś to będzie..." jest sztuką zrealizowaną z wyjątkowym minimalizmem. Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu widzowie wchodzący do sali ks. Bogusława X mogli obserwować pustą scenę, po której walało się jedynie kilka krzeseł. Kiedy na deski weszli aktorzy, stało się jasne, że owe siedziska są jedynym elementem dekoracji wykorzystanym w sztuce. Na szczęście aktorom udało się błyskawicznie skupić uwagę widzów na sobie, więc o skromnym wystroju sceny po chwili nikt już nie pamiętał. Dialog, który wywiązał się między A i B zelektryzował publiczność. B - idealista, uczciwy aż do przesady wykładowca uczelni musiał znaleźć wspólny język z A - prostym, pochodzącym ze wsi realistą - cwaniakiem. Obu postaciom zostały przypisane wyraziste poglądy. I tak B okazał się być zwolennikiem Unii Europejskiej, państwa prawa i orędownikiem przyjmowania zachodnich wzorców, zaś A wyrażał nostalgię za okresem komunizmu i wyraźnie sprzeciwiał się związkom osób tej samej płci. Jak nietrudno się domyśleć, prowadzona przez obu panów konwersacja była niezwykle barwna i pełna humoru.

W czasie trwającego 75 minut spektaklu A i B poruszyli bardzo wiele kwestii: od pospolitego palenia w miejscu publicznym po sens życia i istotę polskiego społeczeństwa. Bohaterowie spektaklu nie ograniczali się jednak do wygłaszania poglądów. Obaj panowie starali się osiągnąć pewien konsensus i pod koniec spektaklu byli już serdecznymi przyjaciółmi. Oczywiście nie stało by się to bez udziału alkoholu, którym A ciągle częstował B.

Nie dla młodych

Obserwowanie dialogu toczonego między A i B wyraźnie cieszyło widzów po 30 roku życia. Nieliczne młode osoby, które nie mogły pamiętać specyfiki życia w PRL-u reagowały na grę Maciejewskiego i Kałuckiego z mniejszym entuzjazmem. Komedia „Jakoś to będzie..." spodobała się jednak szczecińskiej publiczności - owacje po zakończeniu sztuki trwały dobrych kilka minut.