O miłości, małżeństwie, zdradzie i rozłące, której powodem jest rozwód, ale także śmierć. O problemach naszej codzienności, trudach rozstań i „nowym początku” opowiada komediodramat "Drugi rozdział", pokazany dzięki agencji Odeon, 18 kwietnia 2011 na deskach Teatru Współczesnego.

Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Pisarz George Schneider zmaga się ze wspomnieniami po swojej zmarłej żonie Barbarze. Pomaga mu w tym brat Leo, podsuwając niezwykłe kochanki. Jedną z nich staje się Jenny - niedawno rozwiedziona aktorka. Ją z kolei na powrót do normalnego życia stara się namówić przyjaciółka Faye. Współdzielony ból po stracie ukochanej osoby sprawia, że znajdują w sobie nawzajem pocieszenie. Biorą szybki ślub, ale jak to w życiu bywa, emocje zamiecione pod dywan dają o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Małżeństwa Leo i Faye także przechodzą kryzys. Co się dzieje, gdy złe doświadczenia pokonują miłość? Czy to wzniosłe uczucie zdoła się obronić?

Drugi Rozdział to po części autobiograficzna sztuka autorstwa Neila Simona. Ten słynny dramaturg amerykański jest jednym z najczęściej granych na Broadway’u w historii. Jego sukcesy zaowocowały nagrodą Pulitzera dla sztuki w 1991 roku. Komediodramat po raz pierwszy wystawiono w październiku 1977 roku w Los Angeles, skąd szybko trafił na Broadway. Reżyserią polskiej wersji zajął się Wojciech Adamczyk, a produkcją warszawski teatr Capitol. W rolach głównych wystąpili aktorzy znani z seriali telewizyjnych; Tamara Arciuch w roli Jenny, Daria Widawska jako Faye, Piotr Grabowski w roli George’a oraz Bartek Kasprzykowski jako Leo. Wiele osób być może nie wie, że ta ostatnia dwójka aktorów pochodzi ze Szczecina.

Spektakl był momentami zabawny, momentami skłaniał do refleksji, jak na dobry komediodramat przystało. Na początku dało się wyczuć nerwowy ton, zwłaszcza w głosie Darii Widawskiej, która raczej wykrzyczała, niż wypowiedziała swoje kwestie. Widać trema może dotknąć również tak znanych aktorów, ale w dalszej części przedstawienia problem zniknął. Amerykański humor nie do końca przekłada się na polskie realia kulturowe, przez co nie porwał publiczności. Wybuchy śmiechu nie były ani częste, ani głośne. Wiele było kwestii żartobliwych i odkrywających prawdy o życiu jednocześnie, wzięte rodem z oper mydlanych typu: „(…) całe małżeństwo polega na próbach powrotu do stanu sprzed małżeństwa” Leo, czy też „Kobieta to jednak wspaniała istota, nic dziwnego, że faceci za nami szaleją. Przynajmniej za niektórymi z nas.” (Faye). Najtrudniejszą rolę, a zarazem najlepszą odegrał Piotr Grabowski, dobrze oddając uczucia owdowiałego mężczyzny w średnim wieku. Szczecinianom spektakl się spodobał umiarkowanie, aktorów nagrodzono gromkimi brawami, aczkolwiek nieprzesadnie egzaltowanymi, w przeciwieństwie do ról aktorskich.