Aki Kaurismaki to reżyser wciąż jeszcze u nas zbyt mało znany. Jego najnowszy film „Człowiek z Hawru” raczej tej sytuacji nie zmieni, ale kinomaniacy, którzy cenią jego wcześniejsze dokonania zapewne bez wahania wybiorą się do szczecińskiego „Pioniera” by go zobaczyć.

Szerszej publiczności ten fiński twórca znany jest przede wszystkim dzięki  kilku  uwiecznieniu przygód ekscentrycznej kapeli o nazwie Leningrad Cowboys, ale to tylko barwny wycinek z jego filmografii, która liczy sobie szesnaście fabuł, a także dokumenty i etiudy.  Szczególnym dziełem w jego dorobku jest niewątpliwie czarno-biały, niemy film „Juha”. Młodszy brat Akiego, Mika – również reżyseruje (jest m.in. autorem obrazu „L.A bez mapy”)

 

Fabuła „Człowieka...”  jest mało skomplikowana. Marcel  (André Wilms) wykonuje zawód pucybuta i wiedzie skromne życie u boku Arletty (Kati Outinen) na peryferiach portowego miasta. Pewnego dnia jego droga przecina się z  tą po której ucieka czarnoskóry chłopiec z Afryki, który chciał trafić do Londynu, ale przypadkowo znalazł się właśnie w Hawrze... Marcel pomaga mu, najpierw tylko dając jedzenie i pieniądze, ale później zabiera go do domu (gdy jego żona przebywa w  szpitalu). Także inni mieszkańcy dzielnicy są przychylni temu procederowi. Właścicielka bulanżerii i kierownik warzywniaka  oddają mu za darmo żywność. Na tropie chłopca jest już jednak komisarz, a swoje usługi oferuje policji donosiciel (w tej roli  słynny Jean-Pierre Léaud)...

W pewnym sensie jest to więc kino społeczne, ale Kaurismaki tak przedstawia całą sytuację, że na pierwszy plan wyciąga czarny humor, obecny  w tych zdarzeniach, dialogach i postaciach. Arletty leży w pokoju 13 na oddziale o tym samym numerze, a Radio Realność podaje frapujące wiadomości ... Koleżanki odwiedzające ją w szpitalu czytają chorej bardzo pocieszające fragmenty noweli Franza Kafki („Dzieci na drodze”) i nawet występ rock`n`rollowego bandu Little Boba  jest trochę melancholijny...
 

Poetyka filmów Kaurismakiego jest tak specyficzna, że jednych widzów drażni i nudzi, a innych fascynuje. Chyba nie ma stanowiska pośredniego. Polscy dystrybutorzy „Człowieka...”  określili go jako komedię antydepresyjną, wskazując tym samym że nie jest to typowe kino rozbawiające i śmieszące widza. Akcja jest powolna, niemal kontemplacyjna i praktycznie wiąże się z jednym miejscem. Jedynym wyjątkiem jest krótka wyprawa  Marcela do Calais. Kamera skupia się więc bardziej na ukazaniu kolorytu małej dzielnicowej społeczności, której członkowie  jednoczą się wokół jednego celu. Okazuje się, że warto sobie pomagać, a dlaczego ? Obejrzyjcie film do końca...