Podobno to była pierwsza powieść w literaturze amerykańskiej o miłości homoseksualnej ze szczęśliwym zakończeniem. Kultowa „Carol” długo czekała na swoją ekranową ale efekt jest z pewnością godny uwagi, nie tylko z tego powodu, że możemy zobaczyć (np. w Multikinie) jak to przed półwieczem te kwestie traktowano w Ameryce.
Patricia Highsmith znana jest przede wszystkim z książek kryminalnych. Ogólnie zostało już sfilmowanych ponad 30 tytułów z jej bogatego dorobku. „Nieznajomi z pociągu” Alfreda Hitchcocka i „Utalentowany pan Ripley” Anthony`ego Minghella, to chyba najbardziej popularne z nich. Pierwszy z tych reżyserów dał zresztą swojej córce imię Patricia, inspirując się zapewne postacią pisarki.
To trochę zaskakujące, że „Carol” (opublikowana po raz pierwszy w 1952 roku jako „The Price Of Salt”) , która jest też dobrym materiałem na scenariusz, trafiła na ekran tak późno. Dwa lata temu doczekała się adaptacji radiowej (stworzonej przez BBC z udziałem Mirandy Richardson), a teraz fani powieści mogą skonfrontować swe wrażenia czytelnicze z dziełem Todda Haynesa. Reżysera, który dobrych filmów obyczajowych ma już na swym koncie co najmniej kilka (można wymienić chociażby „Daleko od okna” czy „Safe”).
Dziewiętnastoletnia Teresa (tę rolę miała zagrać Mia Wasikowski, ale zrezygnowała) zarabia na życie w ekskluzywnym nowojorskim sklepie z zabawkami Za ladą właśnie spotyka Carol – dojrzałą, trochę znudzoną swą egzystencją, „dobrze sytuowaną” kobietę, która szuka prezentu dla swej małej córeczki. Chociaż Teresa ma wokół siebie kilku adoratorów, to atrakcyjna, elegancka Carol (Cate Blanchett) powoli, ale skutecznie oczarowuje ją.
Młoda dziewczyna (Rooney Mara), zdaje się dobrze rozumieć frustrację swej partnerki. Staje się powierniczką jej niepokojów i małżeńskich problemów. Carol stara się o rozwód, ale jednocześnie walczy o prawa do opieki nad córką. Niestety apodyktyczny mąż (Kyle Chandler) nie zamierza poddać się zbyt łatwo. Nieobyczajny związek Carol, to dla niego bardzo dobry argument w prawnym sporze o władzę rodzicielską...
Obie aktorki stworzyły w tym filmie duet, który może widza fascynować podobnie jak bohaterki innego „Thelma i Louise”. Co prawda nie są takimi buntowniczkami jak tamte postacie, ale Carol też ma przy sobie broń i w pewnym momencie po nią sięga... To oczywiście opowieść znacznie bardziej subtelna, powolna. Melodramat, który spodoba się kobietom, ale mężczyźni zapewne też docenią scenografię, drobiazgowo odtwarzającą realia lat 50. ubiegłego wieku (szczególnie aparaty fotograficzne Theresy, która pasjonuje się tą dziedziną).
Najbardziej znaczący wątek filmu według mnie, to jednak wbrew pozorom nie sam romans, ale zmagania tytułowej bohaterki o zapewnienie w miarę normalnego dzieciństwa dla córki. Znamienna jest zwłaszcza rozmowa z mężem w obecności prawników, w której Carol, z niezwykłą siłą ukazuje swe intencje. Bez tej sceny film wiele by stracił i stałby się jednym z wielu obyczajowych wypełniaczy czasu. Ta sekwencja pokazuje jak dużo może poświęcić matka, nazwana przez otoczenie bezwstydną, dla dobra swego dziecka...
Komentarze
0