Historia trochę jak z filmu, Andrew Lindner – facet w średnim wieku, mieszkający od urodzenia w Australii w pamiątkach po ojcu odnajduje zdjęcie. Być może to lata 30. XX wieku, na nim dwie dziewczynki i nieco starszy od nich chłopiec z twarzą wystawioną do słońca, w mundurze, który jednoznacznie wskazuje polityczne nastroje w ówczesnym Szczecinie.
Tam na post trafiamy my, historia nas zaciekawiła, dlatego postanowiliśmy ją w kilku słowach opisach. Szybko okazało się, że Lindner świetnie monitoruje sieć, bo kilka dni po publikacji materiału na naszą skrzynkę redakcyjną trafiła wiadomość od niego.
Podczas naszej korespondencji dowiedzieliśmy się, że rodzice Andrew pochodzili z Europy – ojciec z Niemiec, matka prawdopodobnie ze Słowenii. Dziadek Andrew przed wojną był pastorem w jednym ze szczecińskich kościołów. W jednym z maili Lindner wspomniał, że chciałby odwiedzić Szczecin, zrobić takie same zdjęcie, na tym właśnie balkonie, który wszystko zapoczątkował.
Podróż dla jednego balkonu
Gdzie Australia, a gdzie Polska? - jego plany odwiedzenia Szczecina dla balkonu traktowaliśmy jak czystą fikcję. Szybko okazało się, że zabrakło nam wiary w jego upór…
Kilka miesięcy później, 15 kwietnia otrzymaliśmy wiadomość - „19 kwietnia odwiedzę Szczecin z rodziną”. Dla nas zaczął się gorączkowy czas przygotowań, chcieliśmy przywitać gości z Australii, pokazać im nasze miasto i zrobić wszystko co w naszej mocy, by wejść do tego wyjątkowego mieszkania. Dzięki pomocy Bartosza (Lazi) z forum sedina.pl udało nam się dogadać z obecnymi właścicielami. Wszystko co nam zostało, to czekać na pociąg z naszymi gośćmi.
Do Szczecina zawitała bardzo liczna grupa – Andrew z żoną i dziećmi, a także jego krewni, których dopiero co odnalazł w Dűsseldorfie. Nasi „turyści” mieli zaledwie kilka godzin, w trakcie których chcieli zobaczyć kościół pw. św. Jana, kawałek miasta no i najważniejsze balkon przy al. Piastów 13. Wedle życzenia, w ekspresowym tempie przeszliśmy nowymi bulwarami, zawitaliśmy w kościele, na Wałach Chrobrego i okolicy pl. Orła Białego, pokazując i opowiadając o Szczecinie. Na koniec – al. Piastów.
foto: archiwum prywatne Andrew Lindnera
Mieszkanie z przeszłością
To jeszcze poniemiecka wanna, nie można więc wykluczyć, że przed wojną ojciec Andrew spędzał w tej łazience, w tej wannie czas. Drzwi też pamiętają czasy przedwojenne – to przez nie mógł przebiegać ojciec Andrew. I balkon. Ten, który został uwieczniony na zdjęciu z 1933 roku.
- To było bardzo miłe znaleźć się w miejscu, w którym żył mój dziadek i ojciec. Stać w tym samym miejscu, przeżyć to co oni mogli przeżywać ponad 70 lat temu – mówi Andrew.
Przyjaźnie byli nastawieni także obecni mieszkańcy poszukiwanego przez Andrew mieszkania, którzy zajmują je od 1947 roku. Rodziny miały okazję poznać się, wymienić zdjęciami i po prostu porozmawiać.
foto: archiwum prywatne Andrew Lindnera
Z kamerą wśród turystów
Całą szaloną wizytę „Australijczyka” nagraliśmy, a przygotowany materiał zaprezentowaliśmy na festiwalu "70 filmów na 70-lecie Szczecina" w Starej Rzeźni. Poza salą "Illusion" na Łasztowni film nigdy nie został zaprezentowany szerszej publiczności. Teraz do niego wracamy.
Cała historia miała miejsce w kwietniu 2015 roku, pretekstem, dla którego do niej wracamy jest najnowszy numer Szczecinera, który znajdziecie już w księgarniach. To właśnie tam opisaliśmy całą wyprawę Andrew Lindnera, to tam znajdziecie informacje o pomyłce z kościołem, wrażeniach po wizycie w mieszkaniu przy al. Piastów i oczywiście tych, po spacerze po Szczecinie.
Ponadto już niedługo, na łamach naszego portalu ukaże się recenzja 9. numeru magazynu Szczeciner, który tradycyjnie objęliśmy patronatem medialnym.
Komentarze
11