Cukiernicy, pszczelarze, lodziarze i funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej trafili za kratki po wykryciu największej afery gospodarczej w powojennym Szczecinie.

W latach 70. XX wieku jednym z głównych elementów dochodu narodowego była produkcja cukru. Szczeciński port w owym czasie przyjmował olbrzymie dostawy tego produktu z całej Polski, tutaj cukrem zajmowała się Centrala Handlu Zagranicznego „Rolimpex”. Za eksport towaru odpowiedzialne było Przedsiębiorstwo Spedycji Międzynarodowej „Hartwig”.

Bezpański cukier, na którym można zarobić

Cukier, który był dostarczany do Szczecina nie zawsze przyjeżdżał w stanie nadającym się do dalszej sprzedaży – worki bywały rozerwane, cukier mokry i zbrylony, albo rozsypany. Takie „odpady” pozostawały w porcie. Przy ilościach jakie przechodziły przez szczeciński port „odpady” były liczone w tonach. Tonach, którymi nikt się nie interesował.

Sposób na tony „nieprzydatnego” cukru znalazł dyspozytor z „Hartwiga”, Tomasz K. 40 ton „bezpańskiego”, nienadającego się na eksport cukru, sprzedano spółdzielni produkującej tanie wina za cenę składowania, czyli 1,30 zł za kilogram (cena cukru wynosiła ok. 10 zł za kg). Pozyskane fundusze zostały przeznaczone na opłatę rachunku wystawionego przez port.

Chociaż Polska produkowała cukier na ogromną skalę w kraju wciąż go brakowało. Tomasz K. wraz z kolegą z firmy, Stanisławem K. uznali, że znajdą się inne przedsiębiorstwa, które chętnie kupią produkt w promocyjnej cenie. To był strzał w dziesiątkę, siatka małych przedsiębiorców zaczęła się tworzyć.

Zaczęło się od pszczelarzy

Pierwszy był Jan G. właściciel małe pasieki, który któregoś razu pożalił się znajomemu Stanisławowi K., że nie może kupić cukru na dokarmianie pszczół. Stanisław K. zaproponował znajomemu cukier, który został odrzucony z eksportu – w cenie 4,50 za kg – ale zaznaczył, że musi mieć jakąś oficjalną podkładkę. Jan G. załatwił zamówienie z Wojewódzkiego Związku Pszczelarskiego (w trakcie śledztwa nie udało się ustalić jak udało się zdobyć dokument) – to wystarczyło, by z portu wywieziono prawie 7000 kg cukru. Pieniądze za cukier trafiły do Tomasza K. i Stanisława K.

Jan G. od tej pory stał się stałym klientem „przedsiębiorców” z portu, kupując cukier w cenie od 2 do 6 zł (najmniej płacił za cukier, który był rozsypany, najwięcej za cukier z uszkodzonych worków). Pszczelarz stał się także pośrednikiem pomiędzy sprzedającymi, a innymi pszczelarzami. Po pewnym czasie do spółki „cukrowych aferzystów” dołączył kierowca, który na początku rozwoził towar pszczelarzom. Teodor T. zaczął sprzedawać cukier właścicielom prywatnych warzywniaków.

Nowy wspólnik

Na ślad podejrzanych wywozów odpadów z portu wpadł Władysław Z., kierownik ds. eksportu z „Hartwiga”. Zamiast jednak zgłosić ów fakt przełożonym udał się z tym do Tomasza K, a ten zaproponował mu udział w „biznesie”. Władysław Z. przyłączył się do nielegalnego przedsięwzięcia, wydając osobiście zlecenia na wywóz cukru.

W niedługim czasie utworzyła się sieć kupujących nielegalny cukier. Wśród klientów byli m.in. producenci lodów, win, cukiernicy, właściciele warzywniaków, pszczelarze – większość z nich była przekonana, że kupuje legalny towar, który jest tańszy, ponieważ pochodzi z odrzutów. W pośrednictwo nielegalnym towarem wpadło kilku milicjantów. Zaczęło się od majora Stanisława B., który niegdyś pracował w komisariacie portowym. Major pomagał Stanisławowi K. w szukaniu klientów, nie przypuszczał, że działa nielegalnie. Do pracy wciągnął kolegów – Henryka K. zastępcę naczelnika wydziału kryminalnego, Jana K. - szefa komendy Szczecin Nad Odrą.

Podporucznik Kazimierz K. pod koniec 1971 roku wykrył, że Tomasz K. i Stanisław K. zajmują się nielegalną sprzedaż „odpadów”. MO złożyła zapytanie do Centrali Handlu Zagranicznego „Rolimpex” o wydanie dyspozycji handlu „eksportowymi odrzutami”. Upoważnienia do sprzedaży nie było.

25 osób na ławie oskarżonych

Jako pierwszy zatrzymany został Tomasz K. - po okazaniu mu wystawionych przez niego zleceń, przyznał się do wszystkiego i rozpoczął opowieść o interesie życia. Następnie zatrzymano Stanisława K., Władysława Z., Jana G., Teodora T., milicjantów, pszczelarzy, cukierników i producentów lodów. W pierwszym tygodniu do aresztu trafiły 22 osoby. W sumie w stan oskarżenia postawiono 25 osób.

Rozprawa zamieniła się w przedstawienie, w którym władza pokazała, że jeśli trzeba jest gotowa oczyścić własne szeregi. Jeden z milicjantów próbował się zabić, nieskutecznie, drugi zastrzelił się jeszcze przed przesłuchaniem.

Proces rozpoczął się14 grudnia 1972 roku, aby wziąć udział w rozprawie trzeba było mieć odpowiednią przepustkę. W sądzie wspólnicy z „Hartwiga” przyznali się do winy, zaprzeczając jednak ilości jaką mieli rozprowadzić. Według oskarżenia mieli sprzedać 452 tony cukru, według nich było go mniej. Pośrednicy i kupcy tłumaczyli, że nie wiedzieli o nielegalnym przedsięwzięciu, byli przekonani, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem, wszyscy wyrazili skruchę.

Wyrok został wydany w czerwcu 1973 roku. Tomasz K. został skazany na 25 lat pozbawienia wolności, Stanisław K. na 15 lat, Stanisław B. na 6 lat, Jan G. na 4,5 roku, Henryk K. na 3,5 roku. Pozostali dostali niższe wyroki, wśród nich trzech, którzy otrzymali wyroki w zawieszeniu.

 

 

Na podstawie: A. Zadworny, Największa sprawa podporucznika K., [w:] Z archiwum Sz. Śladem szczecińskich historii niezwykłych XX wieku.

Zobacz także:

Bomba na torach i „tak” w Głosie Szczecińskim

„Za co mnie zamykacie, jestem Polakiem!”

Śmierć za porcję lodów– rzecz o „Reginie”, zdrajczyni AK

Matkobójca, któremu współczuli

Największa afera kryminalna powojennego Szczecina

Czy rzeźnik z Niebuszewa istniał?

Porwać samolot. I na zachód