Architekt Jacek Lenart otrzymał Honorową Nagrodę Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP. Jest pierwszym szczecinianinem, któremu przyznano takie wyróżnienie.

W Trafostacji Sztuki - gruntownie przebudowanej na galerię sztuki współczesnej wg projektu laureata - przez trzy dni (4-6 lutego) oglądać będzie można ekspozycję, która zaprezentuje dorobek szczecińskiego architekta. - I jemu i nam zależy, żeby to wydarzenie sprowokowało rozmowy o architekturze i jej codziennym znaczeniu dla miasta i mieszkańców - mówi architekt Tomasz Maksymiuk, współkurator wydarzenia, wiceprezes szczecińskiego oddziału SARP.

fot. Piotr Krajewski

Światło w kwartale turzyńskim

- To był zaniedbany kawałek szczecińskiego śródmieścia, ze zniszczonymi, brudnymi kamienicami, zagęszczonymi na małym terenie oficynami, z ciemnymi przejściami, podwórkami studniami, takimi jakie do dziś jeszcze straszą w centrum Szczecina - wspomina kwartał turzyński między ulicami Bolesława Śmiałego, Karola Chodkiewicza, Pocztową i Piotra Ściegiennego - Tomasz Maksymiuk.

Jacek Lenart z zespołem miał możliwość zaprojektowania kompleksowej renowacji całego kwartału.

- To nie była rewitalizacja typu - robimy wyspę luksusu z marmurami dla nowych, bogatych mieszczan, bo to jest dobrze położona działka w mieście. To był projekt kompleksowy. O zapewnieniu współczesnych warunków życia w XIX-wiecznej tkance oraz wypracowaniu metody, jak takie przekształcenia należy robić - podkreśla Maksymiuk. - W efekcie powstała atrakcyjna przestrzeń do mieszkania. Budynki oficynowe zostały kaskadowo skrócone, by uzyskać dobre nasłonecznienie, tarasy. Powstały zielone dziedzińce bez parkingów, miejsce gdzie można usiąść, gdzie dzieciaki mają się gdzie bawić – wylicza architekt.

Jacek Lenart przywołuje anegdotę o małej mieszkance z kwartału turzyńskiego, która go zapytała: „A skąd pan wiedział, że to jest nam wszystko do życia potrzebne?”

Już wtedy kwartały mieszkalne zostały przeplecione oficynami, które zostały zaadaptowane na funkcje usługowe, biurowe. Dziś takie rozwiązania stają się w miastach Europy zachodniej standardem dającym, w czasach pracy zdalnej, możliwość tworzenia miejsc pracy w bliskości do mieszkania, unikając tym samym dojazdów i generowania korków oraz smogu. W naszym kraju takie rozwiązanie nadal jest rzadkością - mówi Tomasz Maksymiuk.

Rewitalizacja z frajdą

- To w istocie sprawia mi chyba jedną z większych frajd - mówi o rewitalizacji architekt Jacek Lenart. - Pokombinować, żeby stary dom stał się inny, stał się wartością dla wszystkich, choć do niedawna był ruiną dla wszystkich.

Najnowszą renowacją architekta jest Fabryka II przy Krasińskiego na Niebuszewie. Ktoś mu powiedział, że patrzy teraz na ten budynek jak na UFO, które błyszczy na zaniedbanym terenie.

- Niekoniecznie trzeba myśleć o budynku istniejącym - „na kolanach”, że wszystko jest cenne, tak jak było. Możemy traktować stary budynek jako wartość do recyklingu (oczywiście jeśli budynek jest pod ochroną konserwatora zabytków, trzeba znać jej zakres, uszanować i potrafić wyeksponować te wartości) - tłumaczy.

Jacek Lenart urodził się w Szczecinie. Studiował architekturę na Politechnice Szczecińskiej. Potem pracował w Miastoprojekcie. W 1989 roku był jednym z czterech współzałożycieli biura architektonicznego Studio A4, którym kieruje.

Pytam więc Jacka Lenarta o genius loci (ducha miejsca) i cechy wizualne Szczecina. - Jak zacząłem bywać w miastach wschodniej Polski (od Warszawy zaczynając), to zrozumiałem, że urodziłem się w zupełnie innym, inaczej skonstruowanym mieście. Architektura, którą mamy w Szczecinie, powstaje przez odejmowanie. I to nam, którzy się tu urodziliśmy, którzy się tu wykształcili, którzy spędzają tu długi czas - wchodzi przez osmozę.

I on też tak kocha pracować. Nabuduje pomysłów, żeby później je odejmować. Zostawić tylko to, co jest naprawdę znaczące dla struktury, dla oddziaływania.

- Wkroczyliśmy zasiedlać to miasto otoczeni masą świetnej architektury - mówi. - I dyskredytowanie po wojnie, rozbieranie w ramach walki z prusactwem budynków, do których wystarczyło niewiele dołożyć (patrz Teatr Miejski), było niedorzecznością. Bo przecież ta idea przestrzenna Szczecina jest kulturą ogólnoświatową. I - trzeba to sobie jasno powiedzieć - dopiero w XXI wieku dorośliśmy do tego, by wznosić w Szczecinie obiekty, które zaczęły jej jakościowo dorównywać i do rozwoju architektury w mieście coś wnosić. Jacek Lenart (Studio A4) współpracował z Fabrizio Barozzim i Alberto Veigą z hiszpańskiego Estudio Barozzi Veiga, którzy zaprojektowali nowa szczecińską filharmonię. Nagroda Unii Europejskiej im. Miesa van der Rohe, którą dostali architekci porównywana jest do architektonicznego Nobla.

Lenart był w jury, które wybrało projekt Roberta Koniecznego obiektu Centrum Dialogu Przełomy, które zostało zwycięzcą European Prize for Urban Public Space 2016, konkursu na najlepszą przestrzeń publiczną w Europie.

Hejt w alei kwiatowej

„Aleja betonowa zamiast kwiatowa”. „Aleja skrzynek elektrycznych”. „Szklana pułapka”. Nie polubili szczecinianie alei kwiatowej projektu Jacka Lenarta.

Jacek Lenart: - To praca ze społeczeństwem, które nie lubi sztuki współczesnej. I klęskę rzeźby na pl. Zamenhofa (Fryga) tylko pod pozorem złego wykonania uważam za porażką społeczną. Mało to rzeczy wadliwie wykonanych w naszej rzeczywistości? Ale to była niechęć do tego, co jest inne. Dlatego mnie nie zdziwiła niechęć do „alei kwiatowej”. Tym bardziej, że to była przestrzeń zawłaszczona przez pewnego rodzaju pozostałość handlu łóżkowego, bo to w tym czasie powstało i tak zostało w centrum Szczecina. Ale czas na taki sposób użytkowania tej przestrzeni się zakończył. Jeżeli sobie uświadomimy, że to był kiedyś tzw. Biały Plac Parad, miejsce najbardziej reprezentacyjne przez dwa stulecia, i we francuskim, w pruskim Szczecinie, to dla mnie było oczywiste, że znów powinien choć trochę takim być.

Tomasz Maksymiuk: - W pamięci mieszkańców zostały wspomnienia kobierców kwiatów w słoneczne dni, ale ja pamiętam tam zawstydzająco obrzydliwe namioty, każdy inny, nieprane, to było jak jakiś slums w środku miasta. Sam fakt, że to znikło - to już jest ważna zmiana. Kwestia tego, czy ta, czy inna ławka lub lampion się komuś podoba czy nie, jest rzeczą wtórną. Co ciekawe prowadząc tamtędy wieczorami gości spoza Szczecina, nasłuchałem się sporo dobrego o klimacie zbudowanym tam światłem.

Natomiast prawdziwa przyczyna problemu alei leży gdzie indziej.

Ta przestrzeń została zgodnie z logiką urbanistyczną tego odcinka, czyli złotym szlakiem od al. Jana Pawła II zaprojektowana jako deptak. Tyle tylko, że to miejsce jest jak kikut odcięty od reszty tułowia miasta, prowadzący donikąd. Gdybyśmy mogli wejść w aleję prosto z pl. Adamowicza, przez rondo tak samo, jak przechodzimy przez rondo pl. Grunwaldzkiego, nie musząc iść a nie dookoła, pokonując ileś tam świateł, to byśmy ją postrzegali inaczej. A gdybyśmy tak jeszcze dalej mogli iść prosto, mogąc deptakiem zejść aż na bulwary?

Architekt ma idee

Czy zrozumiał pan tożsamość szczecińską? Lubi pan tu mieszkać? - To jest bardzo dobre miejsce do mieszkania. Nie najgorsze, żeby patrzeć na świat - odpowiada Lenart. - Istnieje taka „Koncepcja Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030. Olbrzymie opracowanie, które ma na celu choć troszeczkę usystematyzować, uwspólnić działanie samorządów. I tam w części analitycznej jest recenzja wydana naszemu regionowi. Warto przeczytać, żeby zrozumieć kim się jest i z czym się mierzy. Warunki zagospodarowania są tu równe a czasami gorsze niż na tzw. ścianie wschodniej. Za to zaradność dużo, dużo wyższa. I jeszcze tłumaczy: - Tu po wojnie przyjechali bardzo odważni ludzie i otwarci na świat, ale jednak z przekonaniem, że sami sobie muszą poradzić. I ja mam takie wrażenie, że ten gen w następnym pokoleniu w nas pozostał. Jesteśmy więc zgromadzeniem ludzi dzielnych i zaradnych, ale jednak szalenie nieskłonnych do wzajemnej współpracy oraz podejrzliwych.

Co dalej? - Jest nieskończona sekwencja zdarzeń - uważa Jacek Lenart. - Powstała Filharmonia, potem Muzeum Przełomów a obok rozciąga się dużo przestrzeni, w której wiatr gwiżdże w uszach. Dziś to miejsce wymaga zwornika, czegoś, co zamknie perspektywę pl. Żołnierza. Nie zostawiajmy tam miejsca przesiadkowego dla autobusów wycieczkowych. Tam do roku 1954 stał szczeciński Teatr Miejski zbudowany za pieniądze gildii kupieckiej tego miasta. Został rozebrany w ramach peerelowskiej akcji „walczmy z prusactwem tego miasta”, bo nikomu się nie chciało w niego zainwestować. A miał przecież tylko wypaloną widownię. Tam potrzebny jest fantastyczny budynek. Teatr na Łasztowni będzie o 1/3 droższy niż teatr w tym miejscu. Wystarczy porównać, co działo się na podobnych gruntach przy budowie Muzeum II Wojny Światowej. A Anglicy nauczyli mnie jednej rzeczy, wielkie budynki o dobrej architekturze mogą stać jeden przy drugim.

Tam chce pan zrobić serce miasta? – To było i jest kulturalne serce Szczecina. Najprostszą odpowiedzią zaś, gdzie jest serce społeczne miasta, jądro jego tożsamości - ono jest obiema brzegami Odry, ujętymi klamrą średniowiecznych nabrzeży. Tylko trzeba konsekwentnie dociągnąć miasto z powrotem do rzeki.

Otwarcie wystawy „Architektura” pokazującej dorobek zawodowy Jacka Lenarta 4 lutego (wtorek) o godz. 19. w Trafostacji Sztuki. Planowana jest także dyskusja z udziałem laureata oraz gości. Swój udział zapowiedzieli m.in. Ewa Porębska, redaktor naczelna miesięcznika Architektura-Murator oraz Bohdan Biś Lisowski, prezes zarządu głównego SARP.