Rozpoczyna się ostatni rozdział powieści o granatowo-bordowej drużynie ze Szczecina. To historia pełna wzlotów i upadków. Przez niecały rok przeżywaliśmy przecież wielomilionowe długi, walkę o organizację meczu z Cracovią czy zmiany właścicielskie. W tym samym sezonie możemy cieszyć się atrakcyjną grą zespołu zarządzanego przez trenera Roberta Kolendowicza. „Zajmujemy się tym, na co mamy wpływ” – skomentował w niedawnym wywiadzie dla wSzczecinie.pl skrzydłowy Dumy Pomorza, Marcel Wędrychowski. To jeden z ważniejszych cytatów ostatnich miesięcy. Głównie dzięki piłkarzom kibice ze stolicy Pomorza Zachodniego mają powody do przeżywania ogromnych, sportowych emocji.
Atmosferę znają od podszewki
Piłkarze Pogoni Szczecin wracają na Stadion Narodowy po ubiegłorocznej klęsce z Wisłą Kraków. Sezon 2024/2025 rozpoczynał się więc w bardzo pesymistycznych nastrojach. Wszyscy wspominali negatywne emocje związane z porażką, która „nie mogła się wydarzyć”. Tak przynajmniej twierdzi do dzisiaj wielu kibiców. Mieszkańcy Szczecina dawali upust swojej frustracji w komentarzach na naszym portalu. Na przykład pod przedsezonowym wywiadem z Kamilem Grosickim.
„Zrób coś dla Pogoni i odejdź wreszcie na emeryturę. Emeryt Grosicki tylko gadać potrafi. No cóż, taka miesięczna kasa, to chociaż trzeba coś obiecać” – pisali internauci pod materiałem z lipca 2024 roku.
Kapitan Pogoni Szczecin tłumaczył wówczas, że w zespole nadal jest chęć udowodnienia wszystkim krytykom, że się mylą.
– Wydaje mi się, że zawodnicy, którzy są i przeżyli tę porażkę, chcą to naprawić i zrobić coś więcej. Wiadomo, że ja mogę teraz przed sezonem ładnie mówić, że chcemy walczyć o najwyższe cele. Z każdym meczem musimy być lepszym zespołem. Cały czas powinniśmy do tego celu dążyć. Podchodzę do tego sezonu tak samo jak do poprzedniego. Wiem tylko, że w najważniejszych momentach trzeba dołożyć coś ekstra – odpowiedział Kamil Grosicki.
Atmosfera wokół klubu ze Szczecina była bardzo nieznośna. Fani ze Stowarzyszenia Kibiców Pogoni Szczecin „Portowcy” ogłosili przed inauguracją ligi protest, polegający na tym, że na domowych meczach Pogoni Szczecin przez pierwszy kwadrans nie był prowadzony zorganizowany doping. Członkowie stowarzyszenia sformułowali także oczekiwania wobec zarządu klubu. Chodziło o opracowanie planu naprawczego, wyznaczenie celów na sezon, zwiększenie transparentności działań w poszukiwaniu inwestora bądź nowego właściciela oraz opublikowanie oczekiwań dotyczących pakietów sponsorskich. Była to próba zwrócenia uwagi na trudną sytuację Dumy Pomorza pod rządami prezesa Jarosława Mroczka. Jego sportowa spółka doigrała się 50-milionowych długów, z którymi nie mogła sobie poradzić.
Kolendowicz wymiótł problemy z szatni
Przynajmniej na starcie swojej kadencji, Robert Kolendowicz ugasił kilka groźnych pożarów, żeby móc rozpocząć owocną pracę ze swoim zespołem. Wcześniej działał jako asystent i po kilku ligowych kolejkach zastąpił odchodzącego Jensa Gustafssona. Były piłkarz, między innymi Pogoni, pokazał wszystkim, że zasługuje na szansę zostania pierwszym trenerem. Kibice wrócili do regularnego dopingu. Internauci znowu zaczęli rozmawiać o piłce nożnej. Robert Kolendowicz imponował swoim bezpośrednim podejściem i inteligentną dyskusją o piłce. Był powiewem świeżości dla całego szczecińskiego środowiska. Przy tym wszystkim nie zmienił swojego podejścia do zawodników – zauważył skrzydłowy Pogoni Szczecin, Marcel Wędrychowski.
– To, jak trener był asystentem, to teraz można powiedzieć, że się nie zmienił. Kontakty z zawodnikami ma takie same. To jest na duży plus. W moim przypadku, kiedy do mnie mówi, to czuję się tak jakby mówił do swojego „ziomka”. Oczywiście czuć respekt, kiedy mówi, czego oczekuje od ciebie. Na przykład, kiedy w szatni, w przerwie, jest gorąco albo kiedy nie idzie, to czuć to. Natomiast wiesz, że on ci ufa. Wiesz, że wymaga od ciebie, a ty chcesz dla niego to robić. Umie wzbudzić w tobie coś takiego, że chcesz dla niego wszystko zrobić. Wierzymy w to, że to, co tutaj robimy, to jest wspólny projekt. Wszyscy są w niego zaangażowani – komentował w kwietniu Wędrychowski.
Zżyta ze sobą szatnia bardzo długo nie dawała nawet najmniejszych oznak tego, co dzieje się w klubowych kuluarach. Zawodnicy już jesienią 2024 roku nie otrzymywali swoich pensji na czas. Również wobec nich klub rządzony przez Jarosława Mroczka okazał się niesolidnym partnerem biznesowym.
Strajk na otrzeźwienie
4 stycznia, po upadku pierwszych negocjacji w sprawie przejęcia klubu z Alexem Haditaghim, piłkarze Pogoni nie wyszli na zaplanowany trening. Widząc, że na terenie stadionu czeka kilku dziennikarzy i fotoreporterów, zawodnicy odbyli jedynie krótki spacer i wrócili do szatni. W ostatnich dniach przed obozem w tureckim Belek trenowali głównie w siłowni. Nieoficjalnie chcieli okazać swoje niezadowolenie z zarządzania klubem. Oficjalnie, nigdy tego nie przyznali. Taki sygnał wystarczył jednak, aby uświadomić niedowiarkom, że sytuacja Dumy Pomorza jest bardzo zła. Rozpoczęły się dramatyczne próby ratowania zespołu. W klubie pojawili się w roli właściciela najpierw Nilo Effori, a następnie Alex Haditaghi. Ten drugi poparł swoje słowa przelewem, czym udowodnił finansową wiarygodność. W ciągu zaledwie miesiąca przez szatnię granatowo-bordowych przewinęło się kilku prezesów. Szczecińska ekipa zdawała się być jak skała. Drużyna Roberta Kolendowicza grała w tym wszystkim swoją najlepszą piłkę. W lutym granatowo-bordowi wygrali wszystkie mecze. Smak porażki poznali dopiero 1 marca w meczu z Lechem Poznań. W Pucharze Polski pokonali Piasta Gliwice oraz Puszczę Niepołomice. Właśnie w prima aprillis okazało się, że drugi rok z rzędu wystąpią w finale pucharu tysiąca drużyn. Najlepszy sezon w swojej karierze przeżywa Efthymios Koulouris, który z dużym prawdopodobieństwem zostanie królem strzelców polskich rozgrywek. Kamil Grosicki jest liderem rankingu asystentów. Pogoń Szczecin zbliżyła się na 2 punkty do miejsca premiowanego grą w eliminacjach do europejskich pucharów.
Nic nie jest takie samo
Tegoroczny finał Pucharu Polski będzie więc inny niż ten przegrany rok temu z „Białą Gwiazdą”. Wówczas Portowcy przystępowali do niego w roli zdecydowanych faworytów. W tym sezonie jest zupełnie inaczej. To Legia Warszawa przyjedzie na Stadion Narodowy, myśląc o sporej odpowiedzialności za końcowy wynik. Drużyna, która niedawno pokonała Chelsea na Stamford Bridge, musi polegać na być może ostatniej szansie, aby za rok ponownie zagrać w Europie. Jej jedyną drogą może być finał z Pogonią Szczecin. Co więcej, stołeczny klub wystąpi w swoim mieście.
Klub ze Szczecina także marzy o pierwszym trofeum w swojej prawie 80-letniej historii. Myślą o tym także pracownicy klubu, którzy są zmęczeni ostatnimi miesiącami spędzonymi w atmosferze niepokoju o swoją przyszłość. Powodów do pozytywnej motywacji w Szczecinie jest bardzo dużo. Środowisko skupione wokół Pogoni Szczecin ze zniecierpliwieniem czeka na mecz, który odbędzie się 2 maja. Może on być wyczekiwaną nagrodą za tegoroczne cierpienie. Z pewnością będzie sportowym świętem, na jakie wszyscy mocno zasłużyli. No, może prawie wszyscy.
Komentarze