Premierowa „Wojna polsko-ruska” i „Rezerwat” – dwa polskie i kontrowersyjne obrazy pojawiły się podczas piątkowej nocy na wielkim ekranie.

Najpierw kilka wyjaśnień. Nie jestem fanką polskiego kina alternatywnego. Zdecydowanie nudzi mnie oglądanie po raz kolejny brudnych ulic, wysłuchiwanie ciągu przekleństw i użalanie się nad losem marginesu społecznego. Nie przepadam też za doszukiwaniem się w tego typu filmach kolejnego sensu i odkrywaniem tysięcznego dna. A jednak. „Rezerwat” i „Wojna polsko-ruska” udowodniły, że polskie kino może się rozwinąć w naprawdę dobrym kierunku.

Na początku było słowo… pisane

Na początku była kontrowersyjna książka „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”. Maturzystka napisała powieść o dresiarzu, wokół której zrobił się ogromny szum medialny. Wszyscy nagle podzielili się na tych, którzy książki nie zamierzają czytać, na tych, którzy ją pokochali od pierwszej strony i na tych, którzy jej nie lubią. Dla wielu z tych osób było to pierwsze zetknięcie z literaturą najnowszą. Nie słyszeli oni wcześniej o Stasiuku, nie czytali właściwie niczego, co wyszło po 1989 r. może poza Grocholą, Szwają i Wiśniewskim. Przyzwyczajenia literackie zostały nagle zachwiane i poruszone.

Potem był film

I jak tu teraz książkę, w której narracja to wypowiedź, a właściwie strumień świadomości dresiarza, przenieść na ekran? Chyba można to zrobić tylko tak, jak to zrobili twórcy filmu. Silny, główny bohater w swoim niezbyt skomplikowanym życiu, styka się z 5 dziewczynami, pije, ćpa i walczy z ruskimi. Historia o nim zbiega się z historią Masłowskiej, która pisze książkę. Książkę o głównym bohaterze, a zatem w każdej chwili może wpływać na jego losy. Cała filmowa historia została bardzo zgrabnie ujęta dzięki świetnemu scenariuszowi. Ciekawym pomysłem była zmiana chronologii wydarzeń, która sprawiła, że wątek z Magdą został bardzo jasno postawiony na pierwszym planie.

Kill Bill na polsko-ruskich ścieżkach

Silny to trochę współczesny „Bohater naszych czasów”. Rola doskonale oddana przez Borysa Szyca, którego wciąż pamiętamy z „Symetrii”. Jego talentowi dorównują zresztą także bohaterki – plastikowa Magda - Roma Gąsiorowska i ostra Natasza – Sonia Bohosiewicz. Pozostałe dziewczyny wypadają nieco bladziej. Andżela dziecko popkultury, szatana i sparodiowanej anoreksji, Ala z krzyżykiem na szyi, golfem i kursem niemieckiego, właściwie niewidoczna Arleta i sama Masłoska czy też Masłowska – chyba bardziej wyraziste są w książce. Mimo to dobrze wpisują się w tragikomiczną konwencję filmu łączącego „Kill Billa” z „Warszawą” i „Dniem świra”.

Rezerwat

Choć głównym punktem maratonu był z pewnością premierowy pokaz „Wojny polsko-ruskiej”, bardzo ciekawym elementem okazał się „Rezerwat” Łukasza Palkowskiego. Warszawska Praga, bieda, wypadek i happy end – słowa klucze, które wydawać by się mogło, stworzą połączenie opłakane. Tymczasem wszystko wypada naprawdę dobrze. Chyba dzięki humorowi i dobrotliwemu przymrużeniu oka, które nieco odświeżają prezentowanie biedy w polskim kinie. I w tym filmie błyszczy Sonia Bohosiewicz jako Hanka B., która pokazuje jak zgrabnie zestawić kicz z ubóstwem i sztuką. Jak się okazuje rezerwaty wciąż są potrzebne.

Polskie filmy nie muszą być udziwnione na siłę i bardzo poetyckie, żeby w końcu można o nich powiedzieć, że są dobre. Może po prostu czasem lepiej awangardę połączyć z humorem i zostawić odbiorcy większe pole do interpretacji niż moralizować?