W pierwszą rocznicę „ulewy 40-lecia” Szczecin po raz kolejny musiał zmierzyć się ze skutkami gwałtownej burzy. Co prawda, po kilku godzinach sytuacja na większości ulic została opanowana, ale nadal na niektórych przejazd jest utrudniony. Dodatkowo, część mieszkańców musi uporać się z zalanymi piwnicami, garażami i posesjami.

Przez nawalny deszcz, który w piątek po południu przeszedł nad Szczecinem, samochody przez kilka godzin „pływały” po wielu ulicach – Zawadzkiego, Jana z Kolna, Samosierry, Cyryla i Metodego, Niemcewicza, 1 Maja, Twardowskiego, a także na Krzekowie, Pogodnie czy al. Powstańców Wielkopolskich. Utrudniony był wjazd na Trasę Zamkową od strony Wałów Chrobrego. Zalana została również ulica Derdowskiego. Co ciekawe, tydzień temu pracownicy Zakładu Wodociągów i Kanalizacji wyczyścili całą kanalizację. Z kolei przy ul. Kruczej studzienki nie wytrzymały naporu i „wystrzeliły” pod koła przejeżdżających samochodów.

Bez autobusów, tramwajów i na boso do domu

Niełatwo mieli także pasażerowie komunikacji miejskiej. Z powodu zalanych torowisk tramwaje stanęły m.in. przy ul. Firlika, Torze Kolarskim oraz Lesie Arkońskim.

– Było ciężko. Z prawobrzeża wracałam dwie godziny. Ostatecznie wysiadłam przy Bramie Królewskiej, ponieważ wszystkie tramwaje stały – opowiada pani Katarzyna. – Moja koleżanka mieszka w pobliżu placu Szyrockiego. Zostawiła auto przy ulicy Kusocińskiego, bo wszystko pływało w wodzie.

– Pół godziny czekałam na autobus linii nr 53 w kierunku Pomorzan. Nic nie przyjeżdżało, wszystko stało w okolicach Stoczni Szczecińskiej. Do taksówek również nie dało się dodzwonić. Ostatecznie musiałam iść pieszo, zajęło mi to ponad godzinę – dodaje pani Karolina. Niektórzy do domu wracali bez… butów. – Wracałam do domu boso przez ulicę 1 Maja. W najgorszych miejscach woda sięgała do połowy łydki – opowiada pani Marta.

Niestety, są też mieszkańcy, którzy muszą uporać się z zalanymi piwnicami, garażami i posesjami. – Zalało mi piwnicę, a mieszkam w okolicach placu Kościuszki. Tak to jest, kiedy rynny są pozapychane, a potem wszystko leci do piwnicy zamiast do ziemi – dodaje mieszkanka centrum.

Sytuacja już prawie opanowana

Po godzinie 18 sytuacja większości zalanych ulic została opanowana. Ulica Derdowskiego nie była już jeziorem, choć kierowcy musieli odczekać swoje w korku od ronda Gierosa do bramy cmentarnej przy ul. Karola Miarki. Fragment ulicy Niemcewicza oraz plac Szyrockiego wraz z aleją Powstańców Wielkopolskich również w miarę szybko „wyschły”.

Przejazd w okolicach Stoczni Szczecińskiej, Emilii Plater i Firlika także był możliwy, choć kierowcy musieli uważać na dużych rozmiarów kałuże. Gorzej miały te osoby, które próbowały przejechać przez ul. 1 Maja oraz Cyryla i Metodego – opady deszczu tak mocno zalały jezdnię, że przejazd był utrudniony jeszcze w godzinach wieczornych.

 „Więcej betonu”

Coraz więcej mieszkańców winy w zalewaniu Szczecina upatruje w „betonozie” i zatkanych studzienkach kanalizacyjnych.

„Jeżdżąc rowerem po naszym mieście, nie trudno było zauważyć mnóstwo zatkanych kratek studziennych”. „Wysuszona ziemia nie przyjmuje takiej ilości opadów, zapchane studzienki kanalizacyjne nie odbiorą wody”. „Więcej betonu chcemy, wyciąć wszystkie drzewa” „Betonujemy, kosimy ścierniska”. „Beton wszędzie, brak łąk kwietnych, kanałów burzowych, rynsztoków, zapchane studzienki”. „Więcej betonu”.

– Betonowy „floating garden” w praktyce. Dokładnie rok temu po takiej samej nawałnicy, pogoda robi „sprawdzian” dla działań miasta względem adaptacji do zmian klimatu – krytykuje radny miejski i współprzewodniczący partii Zieloni Przemysław Słowik.