No i stało się. To na co czekaliśmy pięć lat odkąd światu obwieszczono, że to Polska i Ukraina będą gospodarzami Mistrzostw Europy 2012, przeszło już do historii. Przez prawie miesiąc miliony kibiców zasiadało przed ekranami telewizorów śledząc piłkarskie zmagania najlepszych z najlepszych. Radość i płacz, śmiech i łzy – wygrani i przegrani. Ale to już minęło i pojawia się pytanie – jak teraz żyć?

Jakoś tak cicho i pusto. Nie słychać już śpiewów fanów piłki nożnej, ucichły sędziowskie gwizdki. W wiadomościach powrót do dawnej rzeczywistości – kumulacji spisków i nielegalnych recept. A przecież przed chwilą jeszcze było tak pięknie i kolorowo. W świat poszedł obraz Polski nowoczesnej, otwartej i gościnnej. Polska, biało-czerwoni! Każdy kibic śpiewał to niezależnie od pochodzenia. Nasza narodowa radość trwała krótko, skończyła się na fazie grupowej. Nadmuchane nadzieje pękły niczym bańka mydlana. Ale nic to, wszak to polska tradycja, że „nic się nie stało”. Jednak biało-czerwone flagi wisiały dumnie do czasu zakończenia mistrzostw. Zresztą dzięki Euro flaga na nowo nabrała swojego dawnego znaczenia. Ponownie zaczęła kojarzyć się z dumą i radością, a nie z zniekształconym patriotyzmem. Nawet ci, co nie przepadają za tą dyscypliną sportową, dali się ponieść pozytywnym wibracjom i nosili barwy narodowe. Koszulki, czapki, szaliki, ba – nawet majtki dla chętnych. Każdy kto chciał, mógł znaleźć sposób na zaakcentowanie swej przynależności.

Feel like at home

Dzięki Euro, świat przekonał się, że w Polsce jest cywilizacja. Mamy pociągi, elektryczność, i udawane autostrady (ale są). Nawet fortel w postaci emisji dokumentu „Stadiony nienawiści” nie odniósł pożądanego skutku, bo ci co chcieli przyjechać, to przyjechali. I wrócili cali i zdrowi bez trumny w bagażu. Były pewne wpadki i niepotrzebne przepychanki, których można było uniknąć, ale przecież wszystko zawsze można zrobić lepiej. Ważna jest świadomość popełnianych błędów, ale również umiejętność zauważania korzyści. Zaraz pewnie pojawią się krzyki, że i tak nie było warto, bo Polska i tak się grą nie popisała, a inwestycje i tak się nie zwrócą. Fakt, gra Polaków do najlepszych nie należała, ale do najgorszych też nie. A inwestycje? No cóż, jak to z inwestycjami bywa – wpierw trzeba zainwestować, by potem mieć z nich zyski. Wszystko po to każdy mógł „feel like at home”.

I nie wróci więcej?

Będzie mi brakowało tych chwil spędzonych na wspólnym kibicowaniu, przeżywaniu sukcesów i porażek. Będę tęskniła za widokiem rozentuzjazmowanych ludzi, sportowymi przyśpiewkami. Po finale Hiszpania-Włochy nawet łezka w oku mi się zakręciła. Bo to już koniec. Ciekawe czy jeszcze kiedykolwiek będzie mi dane przeżyć takie wydarzenie, w którym to Polska znów będzie miała szansę stać się centrum Europy, a może i świata. Plany mundialowe są, choć na chwilę obecną wydają się one zbyt ambitne i dalekosiężne. Ale przecież z Euro 2012 było tak samo. Mało kto wierzył w powodzenie tego przedsięwzięcia. Wręcz przeciwnie - zwłaszcza, że na kilka tygodni przed mistrzostwami wszyscy zapowiadali strajki. Mieli protestować taksówkarze, kolejarze, służba zdrowia i moherowi zwolennicy telewizji Trwam. A jednak było cicho i spokojnie. Czyżby sport łagodził obyczaje? Jeśli tak, to dobrze, że niedługo rozpoczyna się olimpiada. Trochę normalności nigdy nie zaszkodzi.