W Szczecinie spędził zaledwie pięć dni. Tyle wystarczyło, by na stałe zagościć w pamięci szczecinian. Tyle wystarczyło, by w naszym mieście była ulica jego imienia, tablica pamiątkowa i budynek, który idealnie pasuje do ulicy.
Teofil Firlik – bo o nim mowa – do Szczecina prawdopodobnie przyjechał 4 maja 1945 roku. Stolica Pomorza Zachodniego dosłownie się paliła – w swych notatkach pierwszy prezydent powojennego Szczecina zanotował „30 kwietnia naliczyliśmy co najmniej piętnaście skupisk ognia, wobec których byliśmy bezsilni”. Tego samego dnia Polacy przyłapali kilku podpalaczy – Niemców z formacji SS przebranych w cywilne ubrania.
Szczecin potrzebował strażaków, którzy uchroniliby pozostałe, ważne dla miasta, budynki. Dla Teofila Firlika nasze miasto mogło być początkiem nowego, powojennego życia. Niespełna tydzień po przybyciu do Szczecina, 9 maja 1945 roku Firlik wyjeżdża do pożaru. Podobno tego dnia był już po służbie, ale pożarów w mieście było tak dużo, że nie wystarczało ludzi.
W drodze do pożaru niestety doszło do wypadku. Na skrzyżowaniu ulic Jagiellońskiej i Piastów wóz strażacki zderzył się z radziecką ciężarówka, prowadzoną przez pijanego mężczyznę. Teofil Firlik zginął na miejscu.
Pogrzeb strażaka stał się manifestacją całej polskiej społeczności Szczecina. Niedługo po pogrzebie Firlika strażacy uprosili władze miasta, by w Szczecinie pojawiła się ulica z nazwą od nazwiska kolegi, który jako pierwszy strażak zginął ratując powojenny Szczecin. Na początku taką nazwę otrzymała dzisiejsza ul. Grodzka, gdzie mieściła się siedziba straży. Jednak w 1958 roku powrócono do ul. Grodzkiej, a ul. Mosiężną przemianowano na ul. Firlika.
Przy tej ulicy także odnajdziemy obiekt związany z Firlikiem – to zabytkowy budynek Straży Pożarnej – w jego wnętrzach zgubiliśmy się z naszą kamerą.
Komentarze
3