Z myślą o wyeksponowaniu kolekcji antycznej ściany reprezentacyjnego holu pokryto czerwienią pompejańską i wykończono ornamentem w formie meandru. Nawet wzór na posadzce przeplatany czerwonymi rombami zostaje ułożony, by odpowiednio wyeksponować rzeźby.

– Jakiś czas temu zadano mi pytanie: Po co przychodzę do muzeum? I wymknęło mi się: Po to, by „drżeć”. Powiedzenie to, jak się zdaje, stało się muzealnym bon motem. A to przecież prawda, bezpośredni kontakt z oryginalnym dziełem sztuki ma w sobie zawsze element wyjątkowości, pobudza, inspiruje… – mówi dr Dariusz Kacprzak.

Stajemy w reprezentacyjnym holu Muzeum Narodowego w Szczecinie przy Wałach Chrobrego otoczeni rzeźbami z kolekcji antycznej Heinricha Dohrna.

W cieniu i blasku Wezuwiusza

Heinrich Dohrn często odwiedza w Neapolu młodszego brata Antona, naukowca, entomologa, który w 1873 roku otworzył tam zoologiczną stację badawczą. Heinrich też jest przyrodnikiem, który na Uniwersytecie w Berlinie obronił rozprawę doktorską poświęconą słodkowodnym skorupiakom, ale także przedsiębiorcą, który handluje tytoniem, cukrem i zakłada towarzystwo podróży, oferujące połączenie morskie ze Szczecina do Nowego Jorku. U brata spotyka naukowców z całego świata i przedstawicieli świata kultury Neapolu. – Dohrn interesuje się efektami pobliskich wykopalisk – mówi dr Dariusz Kacprzak. – Z pewnością po jednej z wizyt w muzeum archeologicznym w Neapolu zrodził się pomysł, żeby zamówić dla Szczecina brązowe kopie zabytków z willi w Herakulanum i Pompejach.

Posągi mają do złudzenia przypominać wydobyte z popiołów Wezuwiusza oryginały, odlewy odtwarzają ich uszkodzenia, a nawet kolor patyny jasnozielony na kopiach rzeźb z Pompejów i ciemniejszy z Herkulanum. – Dohrn w 1908 roku pisze w katalogu kolekcji, że zależało mu, żeby w Szczecinie uzyskać takie same wrażenie, jakie mieli goście włoskich muzeów – tłumaczy dr Kacprzak. Ekspozycję rzeźb, ale też przedmiotów życia codziennego wystawia w salach szkoły przy dzisiejszej Kaszubskiej, dawniej Elisabethstraße. – Pierwszy etap kolekcji Dohrna wynika z zafascynowania antykiem i chęci pokazania historii oraz antycznego życia codziennego – tłumaczy Dariusz Kacprzak.

Wystawa się szczecinianom podoba, a w głowie Heinricha Dohrna coraz pełniej dojrzewa koncepcja wzbogacenia kolekcji, która doskonale pasowała do propagowanej od dawna idei stworzenia prawdziwego muzeum w Szczecinie. W holu Muzeum 23 czerwca w 1913 roku o godz. 11.30 towarzystwo w odświętnych strojach uroczyście otwiera Muzeum Miejskie Szczecina. Rok później wybuchnie I wojna światowa.

Okazały budynek w centralnej części Hakenterrasse projektuje architekt miejski Wilhelm Meyer-Schwartau (postawiono wtedy budynek w połowie, drugie skrzydło miało zostać dobudowane wraz z rozwojem muzeum). Pod jednym dachem znalazły miejsce ekspozycji rozmaite kolekcje szczecińskie, także Towarzystwa Historii i Starożytności Pomorza. Dohrnowie przekazują zbiór chrząszczy i motyli oraz kolekcję antyczną.

Z myślą o wyeksponowaniu kolekcji antycznej ściany reprezentacyjnego holu pokryto czerwienią pompejańską i wykończono ornamentem w formie meandru. Nawet wzór na posadzce przeplatany czerwonymi rombami zostaje ułożony, by odpowiednio wyeksponować rzeźby. Efektu dopełnia jeszcze oryginalna ceramika, którą Dohrnowi pomagała wyszukiwać w antykwariatach polska bratowa Maria Baranowska-Dohrn, córka powstańca styczniowego, tłumaczka i promotorka na język niemiecki dzieła o Sejmie Czteroletnim (dwa lata temu została patronką malutkiego ronda na wjeździe na osiedle Bukowe, choć na wnioskodawców spadła też fala hejtu, za Polkę, co chciała Niemca). Dohrn wydawał na budowę kolekcji niemałe pieniądze. Z cennika giserni w Geislingen wynika, że odlanie Ateny Lemni Fidiasza kosztowało 2150 marek, a zrekonstruowanej grupy przedstawiającej Atenę i Mersjasza autorstwa Myrona 2950 marek.

Wstęp do muzeum będzie bezpłatny, bo czy wypadało brać pieniędzy od mieszkańców, którzy wspólnym wysiłkiem je ufundowali. W holu zawisną nazwiska największych mecenasów. Stanie popiersie przewodnika idei, które wykona Ludwig Manzel, twórca Sediny. Heinrich Dohrn umiera podczas podróży ze Szczecina do Neapolu, trzy miesiące po otwarciu Muzeum Miejskiego.

Czy we wrześniu śledził na łamach prasy „szczeciński spór muzealny” oburzonych zakupem z miejskiej kasy „szmir współczesnego malarstwa”, które młody dyrektor Walter Riezler zaczyna wieszać w salach „naszego nowego muzeum”? – Spór rozgorzał wokół inwestycji w dzieła ekspresjnisty Moriza Melzera – dodaje dr Kacprzak. – Wcześniej, w 1910 roku Riezler zakupił Aleję w Arles Vincenta van Gogha. Wówczas była to szalenie odważna decyzja. Szczecińskie Muzeum Miejskie było trzecią kolekcją publiczną w Niemczech, mogącą się poszczycić dziełem tego twórcy.

Dwadzieścia lat po otwarciu szczecińskiego muzeum Hitler dojdzie do władzy a III Rzesza zacznie rozprawiać się ze „sztuką zwyrodniałą”.

Krucha ceramika właściwie nie miała szans przetrwać II wojny światowej, ale większość kopii i rekonstrukcji rzeźb antycznych ocalała. W 1947 roku szczecińska Hellada zostaje zabrana do Muzeum Narodowego w Warszawie, ale w 1994 roku zwrócono ją Szczecinowi.

Złote włosy Doryforosa

Gdy rozmawiamy, za nami stoi w absolutnym spokoju doskonały Doryforos. Bez uszkodzeń, bez patyny. Odlany w technice na wosk tracony, którą stosowali artyści greccy w V w. p.n.e. – Włosy pokryto mu cienką warstwa złota, widoczną do dziś w promieniach słońca wpadającego do wnętrza holu gmachu Muzeum Narodowego – podpowiada, jak patrzeć w muzeum dr Kacprzak.

Poliklet oddał w nim matematyczny ideał proporcji ciała młodego mężczyzny.

Szczeciński Doryforos narodził się w drugiej, dojrzałej fazie powstawania kolekcji Dohrna, którą dr Kacprzak datuje na lata 1908–1910. – Teraz Dohrn dąży do stworzenia kanonu estetycznego świata antycznego, który chce pokazać Szczecinowi – tłumaczy muzealnik. – Zamawia w brązie rekonstrukcje najsłynniejszych rzeźb greckiego antyku. Nieistniejące, ale zapisane w różniących się szczegółami, marmurowych kopiach, które powstawały w Cesarstwie Rzymskim, a teraz znajdują się w europejskich muzeach.

W realizacji pomaga środowisko monachijskich archeologów. Wzór dla korpusu szczecińskiego Doryforosa znajduje w torsie z muzeum w Berlinie, zaś rąk, nóg i głowy w Neapolu. Dr Kacprzak: – Nasze szczecińskie brązy to nie tylko dzieła sztuki odlewniczej, to na swój sposób oryginalne dzieła sztuki początku XX wieku.

Sześć lat temu szczeciński oszczepnik staje obok dwóch innych europejskich Doryforosów, w świątyni sztuki Fundacji Prady w Mediolanie, gdzie wymyślono wystawę o trwałości i ciągłości ideałów świata antycznego, i deklasuje.

Historyk sztuki bada smak

W siódmej klasie Dariusz Kacprzak wygrał wojewódzki konkurs wiedzy o sztuce organizowany przez Muzeum Sztuki w Łodzi. Sukces działa wciągająco, a czytanie książki o sztuce sprawia przyjemność. Jest w trzeciej klasie liceum, kiedy w XIII edycji ogólnopolskiej Olimpiady Artystycznej w sekcji Plastyki zdobywa tytuł laureata i indeks otwierający drzwi na studia z historii sztuki na wszystkich polskich uczelniach. Wybiera Instytut Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, wiedzę uzupełnia w ramach stypendium na Uniwersytecie Wiedeńskim.

Dwadzieścia dwa lata temu wróci do Olimpiady Artystycznej (w tym roku 45. edycja) jako członek Komitetu Głównego a potem znajdzie się w gronie założycieli Stowarzyszenia Przyjaciół OA. – Ogromnie ubolewam, że zajęcia z historii sztuki odbywają się dziś w szkołach w maksymalnie zredukowanym stopniu, a właściwie ich nie ma i wychowujemy społeczeństwo głuche i ślepe. Przecież takie zajęcia poza wiedzą z historii sztuki, uczą patrzenia i smaku, gustu artystycznego.

Jeszcze na studiach zajmuje się martwymi naturami XVII wieku, potem jako kustosz Muzeum Sztuki w Łodzi, m.in. sztuką nowożytną głównie Europy Północnej (jest członkiem CODART, stowarzyszenia kuratorów z całego świata, specjalistów od sztuki holenderskiej i flamandzkiej) i zbiorami artystycznym łódzkich fabrykantów: – To było wyzwanie, zrekonstruować świat zaginionej Atlantydy, świat utrwalony w arcydziele sztuki filmowej stworzonym przez Andrzeja Wajdę na podstawie powieści noblisty Władysława Reymonta „Ziemia obiecana”.

Pozostaje wierny muzealnictwu i kolekcjonerstwu, które zaczyna mieć smak szczeciński, w 2008 roku zostaje wicedyrektorem ds. naukowych Muzeum Narodowego w Szczecinie. – Obok zbioru książąt pomorskich to właśnie kolekcjonerstwo mieszczańskie końca XIX i początku XX wieku jest kamieniem węgielnym szczecińskiej kultury – stwierdza.

Czy kolekcja Dohrna jeszcze nas kształtuje? Dr Kacprzak odpowiada: – To jest pytanie, czy wierzę w siłę historii i moc kultury. Dalej: – Ale jak bardzo zmienił się Szczecin dzięki istnieniu w nim Muzeum, a w ostatnich latach Akademii Sztuki i Trafostacji Sztuki, z którymi łączy nas wespół rodzaj zaangażowania w tworzenie fermentu wrażliwości.

W pandemii galerie sztuki zostały zamknięte, gdy galerie handlowe mogły działać.

Historyk sztuki pracuje nad dwutomowym opracowaniem naukowym szczecińskiej kolekcji antycznej Dohrna.