Nie zawiódł się ten, kto postanowił spędzić drugą sobotę października w Słowianinie na koncercie O.S.T.R.-a. Łodzianin pokazał to co najlepsze i dał zróżnicowany, obfitujący w niespodzianki koncert. Szczeciński klub kolejny raz bardzo podpasował artyście i było to widać ze sceny.
Imprezę rozpoczął, bez supportu, sam Adam. Po intrze z ostatniego wydawnictwa Ostrowskiego („Tylko Dla Dorosłych”), raper rozpoczął występ bardzo dobrze wypadającymi na żywo „Przez Stress” i „Konsumpcjonizmem”. Gość z Bałut nie potrzebował żadnych wymyślnych scenicznych sztuczek, by zjednać sobie publiczność. Audytorium na sam widok rapera przepełnił entuzjazm i dobra atmosfera.
Łódzki MC przygotował dosyć standardowy set, z którego mi osobiście najbardziej podeszły numery „Synu”, „1980”, „ABC” i „Kochana Polsko” na zmienionym bicie. Wszystko bez jednego, najmniejszego choćby potknięcia. Występ nie był przerywany dłuższymi „pogadankami”, dzięki czemu przez niecałe dwie godziny udało się zaprezentować naprawdę pokaźny materiał. Nie zabrakło też oczywiście będącego wizytówką O.S.T.R.-a freestyle’u, który jak zwykle wypadł imponująco.
Na scenie nie zabrakło gości, z których na największe wyrazy uznania zdecydowanie zasłużył Zorak. Wicemistrz Polski w beatboksie sprawił, że wielu osobom opadły szczęki, nie bez powodu zresztą. Pokaz wokalizy wypadł naprawdę imponująco.
Interakcja z publiką sprowadzała się generalnie do prowokowania do wspólnego skandowania różnych haseł, robienia hałasu dla różnych osób. Podobnie jak w przypadku koncertu Eldoki, Ostry bardzo stanowczo potępił dopalacze stwierdzając, że w dobry nastrój można się wprowadzić na wiele innych sposobów. Koniec koncertu stał pod znakiem opowieści dotyczących Jana Pawła Ostrowskiego, czyli syna rapera.
Niestety nie wszystko było tak, jak być powinno, choć trudno o to winić artystę. Kolejny raz w Słowianinie (do którego zresztą Ostry ma spory sentyment, o czym wspominał w trakcie swojego występu) panowała trudna do zniesienia duchota. Uchylone okna okazały się być niewystarczające. Kilka osób nie zostało też wpuszczonych do środka przez ochronę przez wzgląd na wygląd rzekomo wskazujący na bycie „pod wpływem”. Trudno mi to zrozumieć, ponieważ wyproszone osoby nie sprawiały wrażenia będących na haju.
Drobne niedogodności nie były jednak w stanie zatrzeć bardzo pozytywnego wrażenia, jakie wyniosłem z lokalu. Otrzymałem dokładnie to, czego po tym koncercie oczekiwałem – solidną dawkę krajowego hip-hopu na najwyższym poziomie w wypełnionym do ostatniego miejsca lokalu. Szkoda tylko, że na łodzianina znowu przyjdzie nam czekać ładnych parę miesięcy. Osobiście już teraz nie mogę się doczekać jego powrotu.
Komentarze
4