- Przed fotografią miałam wzrok wbity w czubki moich butów, nic nie widziałam wokół siebie. Teraz nie mogę tak chodzić, przecież muszę patrzeć na świat - mówi Anna Niemiec.

Przygody w operze i filharmonii

Pierwszą poważną przygodą fotograficzną były zdjęcia dla szczecińskiej Opery. - Poproszono mnie, żebym w artystyczny sposób pokazała przebiegający remont opery - wspomina Anna Niemiec. „Niech pani fotografuje tak, jak to pani fotografuje” - usłyszała.

Raz w miesiącu przychodziła robić zdjęcia. Najpierw była ciemność, pył, a potem opera zaczęła się wyłaniać. Dalej towarzyszyła z aparatem wydarzeniom tygodnia otwarcia po remoncie.

Drugą fotograficzną przygodę przeżyła dzięki Filharmonii. - Jest to obiekt wdzięczny do fotografowania na wiele sposobów, wyjątkowa konstrukcja - podkreśla. - Filharmonia jest moim fotograficznym przyjacielem.

Z Filharmonii przyszła propozycja przeprowadzenia sesji wizerunkowej orkiestry. Pomyślała, że pokaże jak filharmonia zgrywa się z instrumentami.

Altowioliści stają na schodach. Altówki mają w rękach wychylić za balustradę. „Ale mój instrument kosztował 30 tys. zł, jak będę go tak trzymać i mi wypadnie?” Niektórzy mocowali skrzypce do ręki gumką. Za to muzycy grający na instrumentach perkusyjnych pełni humoru rzucili pałki nad swoje głowy.

Pierwsze kroki

Po studiach na Wydziale Rybactwa Morskiego i Technologii Żywności Akademii Rolniczej pracowała w Morskim Instytucie Rybackim. - Oznaczaliśmy plankton czyli organizmy zawieszone w toni morskiej - wspomina. - Plankton brał się z prób pobieranych przez amerykański instytut, który od kilkudziesięciu lat prowadzi badania nad zasobami mórz i oceanów, pod kątem przyszłych łowisk i ochrony środowiska.

Ciężka choroba syna, a potem niepełnosprawność dziesięć lat młodszej córki, spowodowały, że musiała zrezygnować z pracy.

Córkę woziła do szkoły podstawowej nad Jeziorem Głębokim. - Nad Jeziorem Głębokim jesień, kaczki na jeziorze, kolorowe liście na drzewach, dokonałam odkrycia, jaki piękny jest świat - uśmiecha się. Wygrzebała w szufladzie zapomniany aparat kompaktowy i biegała wokół jeziora, żeby uwieczniać to piękno.

- Fotografia mnie znalazła. Czekała cierpliwie na mnie, żeby w pewnym momencie zawładnąć moim życiem - mówi Anna Niemiec.

Poznała każdy listeczek nad Głębokim. Mąż kibicował i namówił do zakupu lustrzanki. Zaczęła intensywnie zgłębiać naukę o fotografii.

Na portalach fotograficznych ludzie pokazują zdjęcia i poddają się krytyce. - Musiałam przejść fotograficzną szkołę życia, bo w Internecie jak wiadomo nie ma sentymentów. Były więc też komentarze: „O mamuśka kupiła aparat i robi zdjęcia”.

Ale były też coraz cieplejsze uwagi na temat jej zdjęć.

Ludzie w drodze

Córka poszła do gimnazjum w centrum miasta, a ona odnalazła się w miejskim pejzażu.

Filharmonia. Przełomy. Dźwigozaury. Wały Chrobrego. Jasne Błonia. Dworcowa. Każda ulica, która wije się w „S”. Ludzie się dziwią, że to sceny z wędrówki ulicami Szczecina. Architektura staje się abstrakcją. A jeśli na jej zdjęciach pojawia się człowiek jest elementem miejskiej struktury i jakiegoś wyższego porządku.

Bodek Macal ze Szczecińskiego Towarzystwa Fotograficznego, który po wernisażu prowadzi spotkanie z Anną Niemiec docieka - Ludzie na twoich zdjęciach czasami wyglądają jakbyś ich zatrudniła… - Na przykład ten gość w czerwieni - pada z sali. Chodzi o zdjęcie mężczyzny ubranego na czerwono na tle czerwonej ściany z okrągłym oknem. - Odkryłam to okno hotelu Novotel. Wymyśliłam sobie zdjęcie z rowerzystą - opowiada fotografka. - Stanęłam naprzeciwko, robiłam zdjęcie teleobiektywem. Nie ma, nie ma. Patrzę jedzie chłopak na rowerze, niespiesznie. Zbliża się do mojego koła i … się przewrócił. Wstał, pomasował się. Idę do domu oglądam zdjęcia. Ta czerwona kurtka, czerwone buty. Dobre. Nie zatrudniam modeli. Czekam cierpliwie na ten moment.

Wytchnienie

Fundacja Wytchnienie Anny Niemiec zorganizowała wypoczynek dla rodziców dzieci niepełnosprawnych. Rodzic jedzie z dzieckiem nad morze, dziecko mieszka w pokoju z mamą, która umawia się z asystentem osoby niepełnosprawnej, w jakich godzinach oddaje mu dziecko pod opiekę. Wtedy mama idzie na plażę, na rower, na wycieczkę - To jest pomysł na prawdziwe wytchnienie dla rodziców dzieci niepełnosprawnych i to naprawdę zadziałało, mamy były przeszczęśliwe. Były takie mamy, które mówiły, że one nigdy nie były na żadnym urlopie - opowiada.

Anna Niemiec zapraszała każdą mamę na sesję fotograficzną. Fotografuje je bez dzieci: - I mimo, że są obarczone wielkim trudem, stresem, są piękne, dostają na pamiątkę zdjęcia, na których pięknie się uśmiechają.

- Tylko potem przyszedł moment rozliczenia i usłyszeliśmy, że dostaliśmy dotację przez pomyłkę, bo celem ministerstwa nie jest organizowanie urlopów dla rodziców. Skrzydła opadły.

Zdjęcia Anny Niemiec wiszą na balustradzie ruchomych schodów w Centrum Handlowym Turzyn czyli w Galerii Balustrada. Podczas wernisażu artystka mówi: - Fotografia to medium szybkiego kontaktu. Ktoś będzie jechał tymi schodami i może jego wzrok zaczepi się na mojej fotografii. Nie planuje spotkania ze sztuką, a sztuka wychodzi naprzeciwko niego. I spowoduje, że chociaż chwilkę poświęci na myśl trochę oddaloną od realiów życia codziennego.

Nagroda

- Fotografia nauczyła mnie chodzić z podniesioną głową - mówi Anna Niemiec. - Przed fotografią miałam wzrok wbity w czubki moich butów, nic nie widziałam wokół siebie. Teraz nie mogę tak chodzić, przecież muszę patrzeć na świat.

Siedzimy w Między Wierszami przy Jasnych Błoniach. „Za rogiem” artystka zrobiła zdjęcie, za które otrzymała nagrodę na jednym z największych międzynarodowych konkursów fotograficznych - HIPA organizowanym przez szejka i księcia Dubaju.

- Warto wychodzić jak jest mgła. Mgła daje klimat. A dla mnie jest naturalnym filtrem, który zasłania te wszystkie przeszkadzajki. Wtedy tło jest wyczyszczone a mój obiekt na pierwszym planie - tłumaczy.

Tego dnia była mgła. Nastawiła się na fotografowanie ptaków, które będą latały między platanami, ale zobaczyła starszego pana z laseczką. Szedł powolutku, zatrzymywał się, popatrzył na pomnik papieża, popatrzył w drugą stronę. Konary platanów układały się nad nim jak wieża kościoła.

- Czytam „Anna …Congratulations…” zostaję zaproszona na galę HIPA do Dubaju, z kilkudniowym pobytem, hotelem, dietą - uśmiecha się. - Oglądam poprzednie gale, organizowane na wzór Oscarów. Uścisk dłoni szejka. Wyrabiam paszport. Bilet mam w ręku. Przychodzi mail o odwołaniu imprezy ze względu na covid. Dwa dni później zamknięto granice.

Nagroda, 15 tys. dolarów, wpływa na konto. Za nagrodę kupuje „wypasiony” aparat.