Polska scena kabaretowa jest różnorodna, bogata. Mało się jednak słyszy o formacjach pochodzących ze Szczecina. Nie oznacza to wcale, że w naszym mieście nie ma ludzi obdarzonych darem rozśmieszania. Przed Wami członek kabaretu NiePytaj, który zajmie się prowadzeniem Made In Szczecin Chilli Paprykarz Muzyczny, Bartek Marciniak.
Zaczniemy oryginalnie. Skąd pomysł, żeby zacząć się bawić w kabaret?
Pomysł powstał bardzo dawno temu, to chyba był 2001 rok. Powstał, jak wszystko w życiu, dla kobiet. Jeden z nas akurat rozstał się z niewiastą. To było w liceum, a jak wiadomo w liceum takie rzeczy bardzo ciężko się przeżywa. Wspomniany jeden z nas napisał piosenkę, absolutnie nie kabaretową. Była bardzo rzewna, chwytała za serce i pomimo tego, że on nie umiał grać na gitarze, to jakoś sobie to tam wybrzdąkał. Wykonanie było na tyle śmieszne, że poprosił swojego najlepszego kumpla, aby pomógł mu to obudować skeczami i przedstawić w szkolnej auli. I to był nasz pierwszy publiczny występ. Było świetnie, więc uznaliśmy, że raz zagraliśmy i starczy, ale potem, na studiach, w 2004 roku, stwierdziliśmy, że trzeba zająć się tym poważniej. Odświeżyliśmy tamte skecze, dodaliśmy parę nowych, wszystko to przekonstruowaliśmy, zaliczyliśmy prawdziwy debiut w Mezzoforte i jakoś to się zaczęło od tamtej pory kręcić.
A skąd nazwa?
To jest jakaś zamierzchła historia. Może to już trochę jakaś legenda mi się we łbie wytworzyła z tą nazwą, ale to było chyba tak: siedzieliśmy z moim kumplem, spoza kabaretu, u mnie na balkonie, kilka dni przed występem w szkolnej auli w 2001 roku. No i zapytałem - „Człowieku, my za tydzień mamy to pokazać, a musimy się jakoś nazwać. Ty mi powiedz, jak mamy to nazwać?”. A ten mi odpowiedział „E... weź nie pytaj”. No i tak zostało.
Działaliście sobie, działaliście no i pewnego razu zdarzyła się Wam przerwa. Czym ta przerwa była spowodowana?
Jak zwykle – kobietami. Mógłbym taką miejską legendę wytworzyć, że po prostu znudziły nas te tłumy kobiet, które się do nas kleiły jak występowaliśmy. Po dwóch latach nagle jednak za nimi zatęskniliśmy, bo jak się schodzi ze sceny, to one nagle przestają się kleić.
A tak serio?
Tak serio, to myślę, że poszło o jakieś wypalenie między nami. Kryspin jest moim przyjacielem. Zaczęliśmy mieć jakieś niepotrzebne spięcia, więc żeby ratować naszą przyjaźń postanowiliśmy zawiesić współpracę. Poza tym, miałem kretyński, debilny i zupełnie bezsensowny pomysł poszerzenia naszego składu do pięciu osób. Napisałem nawet program dla tych pięciu osób. Skończyło się jednak tak, że skład przez dwa miesiące prac nad tym programem zmieniał się w zasadzie co próbę. Ktoś się wymieniał, ktoś nie mógł przyjść, z kimś się nie mogliśmy dogadać... ostatecznie stwierdziliśmy, że ponownie będziemy tworzyć tylko we dwóch. Okazało się jednak, że po napisaniu programu dla pięciu osób, nie mam zupełnie pomysłów na repertuar dla duetu. Postanowiliśmy sobie dać spokój.
A wróciliście, bo...
Któregoś dnia siedzieliśmy sobie i któryś z nas wypalił, tak od niechcenia, „eh, coś bym sobie zagrał”. Po stwierdzeniu, że „eh, coś byśmy sobie zagrali”, postanowiliśmy wrócić. Po dwóch latach odpoczynku okazało się, że jest łatwiej, mamy bardzo dużo pomysłów. Dalej bawiły nas stare rzeczy, które do dzisiaj zresztą gramy.
Bycie kabareciarzem wiąże się często z oczekiwaniami otoczenia odnośnie Twojego zachowania. Oczekuje się żartów na lewo i prawo, bycia dowcipnym. Spotykasz się z czymś takim? Jest to uciążliwe?
Takie oczekiwania się pojawiają. Może nie ze strony najbliższych znajomych, którzy wiedzą, jacy jesteśmy, ale zdarza się. Bodaj Tadeusz Drozda powiedział, że komicy, satyrycy, kabareciarze są w życiu codziennym bardzo ponurymi ludźmi. „Wyprztykują” się po prostu z dowcipów na scenie, a potem idą ze znajomymi do knajpy i sieją na prawo i lewo smęt. Myślę, że tak nie jest. Może nie jesteśmy duszami towarzystwa, tak jak niektórzy by po nas oczekiwali, ale każdy z nas ma swoje poczucie humoru i potrafimy je wykorzystać w odpowiednich sytuacjach.
Czyli oczekiwania ludzi nie są dla Was problemem?
Nie, absolutnie. Jeżeli kiedyś Nina Terentiew zacznie nas puszczać w swojej stacji, to oczekiwania względem nas być może wzrosną. Podejrzewam, że chłopaki z Szarpaniny zaczynają już powoli mieć problem, że kiedy wchodzą do pubu czy dyskoteki kelnerki już się cieszą, że za chwilę będą się zginać ze śmiechu. My jeszcze tego nie mamy, ale jak będziemy mieli, to będziemy robić co w naszej mocy, by się nie zawiodły. Lub wręcz przeciwnie, w zależności od wyglądu kelnerek.
Macie jakieś inspiracje, wzorce, autorytety kabaretowe?
Mam dwóch swoich wielkich mistrzów na polskiej scenie. Pierwszym z nich, może troszkę mniejszym, jest Rafał Kmita. Drugim, większym, takim moim Megazordem kabaretu jest Władysław Sikora, tekściarz kabaretu Potem, Hrabi, Adin i tak dalej. To jest absolutny mistrz i jego wkład w polski kabaret jest absolutnie nie do przecenienia.
Może ktoś z zagranicy?
Z zagranicznych formacji zdecydowanie zawsze gdzieś tam w głowie telepie mi się Monty Python, od tego nie da się uciec. Ostatnio są również The Umbilical Brothers z Australii.
Jak ocenisz to, co się dzieje na naszej lokalnej scenie kabaretowej? Czy poza Wami i Szarpaniną coś się dzieje? Jest źle, jest dobrze?
Źle nie jest. Jest fatalnie. Kiedyś, mniej więcej w czasie, gdy postanowiliśmy zrobić sobie przerwę, było zdecydowanie lepiej. Było 6-7 składów, które grały, pokazywały się regularnie. Teraz, poza Szarpaniną, która zresztą zdecydowanie podbija nasz szczeciński poziom (pozdrawiamy chłopaków), jest kabaret Popelina, jest Mateusz, niegdyś kabaret Vio-ha. Mateusz robi jedyny, choć nie pierwszy, na szczecińskiej scenie stand up. Chłopak się wyrabia.
Skąd Twoim zdaniem słaba kondycja szczecińskiej sceny kabaretowej? Brak popytu, ludzi z talentem?
Myślę, że to jest ogólnoszczeciński problem, nie tylko na polu kabaretowym. Nie wierzę w to, że nie ma popytu z uwagi na to, że jak jeszcze w Kontrastach robiliśmy większe kabaretony, to sale pękały w szwach. Na spektaklach Szarpaniny do dzisiaj jest komplet widzów. My też nie narzekamy na frekwencję na naszych występach. Publiczność kabaretowa jest. Kuleją może trochę środki promocji. Czasami ciężko zdobyć kasę na zrobienie plakatów czy innych materiałów promocyjnych, a nie ma organizacji, które mogłyby pomóc w promocji. Sama zajawka na portalach internetowych czy w gazecie tuż przed występem to trochę za mało. Ludzie często nas pytają, czy można nas gdzieś zobaczyć, bo dawno nas nie widzieli. Nie wiedzą, że od października regularnie występujemy w Szczecinie.
A jak ocenisz to, co dzieje się na scenie ogólnopolskiej?
Wiadomo, że Zielona Góra jest absolutnie poza jakąkolwiek konkurencją. Zielona Góra kabaretem stoi i będzie stała tak długo, jak Sikora nie wycofa się z czynnej działalności. Nie można nakreślić sytuacji ogólnopolskiej sceny kabaretowej. W Poznaniu, gdzie braliśmy udział w eliminacjach do tegorocznej PAKI-i rzecz była absolutnie nierozreklamowana, a ceny biletów wywindowane tak, że na widowni było 25, góra 30 osób. W sali, która mieści osób 300. Natomiast we Wrocławiu czy Krakowie, gdzie również odbywały się eliminacje, sale pękały w szwach.
Jak Twoim zdaniem prezentują się najpopularniejsze, zawodowe kabarety?
Zależy od kabaretu. Są kabarety świetne. Do łez bawią mnie dzisiaj Łowcy.B. Mało popularny kabaret Adin, Grupa Rafała Kmity, której w telewizji jest na szczęście coraz więcej (mam nadzieję że nie wpłynie to negatywnie na ich poziom) tak samo. Z tych młodych, zupełnie nowych kabaretów dla mnie najlepsza jest Neo-Nówka. Skecz z Bogiem to było mistrzostwo świata. No i jeszcze kabaret Hrabi. Są profesjonalni i prześmieszni. Każde mrugnięcie okiem jest u nich powodem żeby zarechotać. Reszta jest według mnie średnia albo zupełnie słabiutka.
Wśród wielu ludzi panuje przekonanie, że dzisiejsza scena kabaretowa w Polsce zupełnie nie ma startu do takich rzeczy jak kabaret TEY, kabaret Dudek, Kabaret Starszych Panów. Zgodzisz się z tym? Notujemy ciągły spadek poziomu?
Nie sądzę. Patrzę na to w szerszym kontekście – kabaret Dudek czy Kabaret Starszych Panów to przecież kabarety głęboko literackie. Taki jest dzisiaj Rafał Kmita. Kabaret TEY to zupełnie inna liga, bo to kabaret polityczny. Teraz ta polityka nie jest w kabarecie tak potrzebna. Jak się pojawia, to pojawia się wprost – bez tych wszystkich cudownych otoczek, które tak naprawdę najbardziej w tym wszystkim śmieszyły. To wszystko naturalnie wyewoluowało w kierunku popu. Jak wszystko zresztą. Wszystko jest pop, więc kabaret, żeby się podobać, też musi być pop.
Będziecie prowadzić przegląd muzyczny Made In Szczecin Chilli Paprykarz Muzyczny. Czego można się po Was w tym kontekście spodziewać?
Plan jest opracowy.... nie, powinienem powiedzieć, że to będzie niespodzianka. Szykujemy coś, co zafunduje widzom ogrom zdziwienia i trochę śmiechu, a może odwrotnie – to się jeszcze wszystko okaże.
Komentarze
2