Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest sobie wyobrazić sztukę bez tytułowego bohatera. Jednak aktorzy wraz z reżyserką podjęli się tego zadania i, mimo pewnej ekscentryczności samego założenia, udało im się to.
Wchodząc do sali teatralnej, od razu rzuca się w oczy profesjonalnie wykonana scenografia, składająca się z wysokich instalacji, na których zostały wytopione niemal żywe, ludzkie twarze. Bardzo dobrze zostały pomyślane też stroje postaci, proste i jednocześnie odpowiednio symbolicznie oddające ich charakter.
Spektakl rozpoczął się od pojawienia się na proscenium zabieganego tłumu ludzi. Jednak akuratnie ten moment była dla mnie nie do końca zrozumiały w odniesieniu do całej treści utworu. Również niektórzy z aktorów w początkowych scenach mieli widoczny problem z całkowitym oddaniem się słowom, które przekazywali publice. Na szczęście wraz z rozwojem akcji ta kwestia była coraz mniej zauważalna.
Trzeba jednak podkreślić, że niedograny początek to jedyna wada. Już na wstępie wspomniałam, że w wersji teatru ,,Nie Ma” postać Hamleta w zasadzie nie występuje. Tutaj muszę nadmienić, że szczególnie zachwyciła mnie profesjonalna gra mrocznie ubranych postaci, które to właśnie odgrywały tytułową rolę. Jak im się to udało? W tym miejscu po raz pierwszy zachęcę do obejrzenia spektaklu.
Muszę przyznać, że mi osobiście scena z Grabarzem najbardziej przypadła do gustu. Aktor zachwycił mnie swą wiarygodnością, zabawiając wszystkich swą grą i wypowiadanymi kwestiami.
Z kolei osoba, która wcieliła się w postać Klaudiusza, mimo paru rażących błędów językowych, momentami wzbudzała prawdziwą odrazę na wskutek dwulicowości i fałszu bohatera, co zasługuje na szczególną pochwałę.
Należy zwrócić również uwagę na zmyślne zabiegi teatralne, którymi posłużyła się reżyser. Scena z lustrem i pokazanie w nim ciemnej strony grzesznej duszy Gertrudy, symbolika cierpienia i bólu Ofelii w postaci ubranych na czarno bohaterów, ciągnących niewinną dziewczynę w dół, jak i wiele innych.
Mimo, iż treść spektaklu pozostała wierna oryginałowi, wersja Tatiany Malinowskiej – Tyszkiewicz wydaje mi się zupełnie nowy i ciekawy. Nie wstydzę się mówić, że nie należę do koneserów klasyki Szekspira, jednak nawet ja stwierdzam, że realizacja pomysłu wyszła sztuce na dobre i doprawdy wzbudziła moje zainteresowanie. Piątkowy wieczór nie uważam za stracony i raz jeszcze polecam zobaczenie tej sztuki, zwłaszcza, że wstęp nic nie kosztuje. Mogłabym długo jeszcze zajmować się omówieniem tego spektaklu, jednak parafrazując słowa jednej z postaci ,,Reszta? Reszta jest milczeniem.”
[DZWONY.KONIEC.]
Komentarze
0