Kielecki Teatr im. Stefana Żeromskiego zaprezentował podczas Kontrapunktu (24.04) spektakl „Samotność pól bawełnianych”, opowiadający „o ludziach podchodzących się nocą”. Wyobcowanie współczesnego człowieka zostało w nim pokazane w sposób odważny i kontrowersyjny. Samotność to nie tylko stan ducha, to określony czas i miejsce, a także określony sposób postępowania.

Hałaśliwa, wrzeszcząca rzeczywistość

Twórcy „Samotności pól bawełnianych” postanowili odejść od konwencjonalnego sposobu przedstawiania: na scenie stworzyli dynamiczną przestrzeń rockowego koncertu. Dwóm aktorom stojących przy mikrofonach, towarzyszył zespół (Natural Born Chillers) na żywo grający wprowadzającą w trans rockową, energetyczną muzykę (z wykorzystaniem utworów z dorobku m.in. Kraftwerk czy belgijskiego Deusa)  Korespondowała ona z kwestiami aktorów i odzwierciedlała ich emocje. Dźwięki były może nazbyt głośne (widzowie zasłaniali uszy), a wzbogacane dodatkowo krzykiem po jakimś czasie dla wielu z nich okazywały się męczące (część osób opuściła widownię). Taki jednak jest współczesny świat: głośny, czasem irytujący i nie każdemu musi się podobać. Jak twierdzi reżyser spektaklu, Radosław Rychcik, jest to teatr histeryczny, bazujący na skrajnych emocjach, w którym widz… „dostaje po twarzy”.

(Nie)przypadkowe spotkanie

„Skoro wyszedł pan z domu i przechadza się o tej godzinie i w tej okolicy to znaczy, że pragnie pan czegoś, czego nie posiada. Ja mógłbym to panu dostarczyć, (…) mam co trzeba, żeby zaspokoić przechodzące przede mną pożądanie” – to zdanie to punkt wyjścia do dalszego dialogu. Nocą, o godzinie, „w której człowiek porusza się na tej samej wysokości, co zwierzę, a zwierzę na tej, co człowiek", w nieokreślonym miejscu, prawdopodobnie odosobnionym zakątku miasta, spotyka się dwóch mężczyzn: ten, który potrzebuje (Klient – Tomasz Nosiński) i ten, który posiada (Dealer - Wojciech Niemczyk). Oboje czują lęk przed samotnością, podejmują więc wysiłek, aby spotkać się i zaspokoić potrzebę bliskości.

Mam to, czego potrzebujesz – poproś

Współczesny świat sprawa, że ludzie stają się samotni, wyobcowani, tęsknią za bliskością drugiego człowieka. Uczucia i emocje zostają wystawiane na sprzedaż, wystarczy o nie poprosić Dealera. Klient „opuszcza własną kryjówkę, pomimo niezaspokojonych zwierząt i ludzi” i poszukuje go, odnajdują się poprzez porozumiewawcze spojrzenie, a następnie prowadzą rozmowę (stosują wyszukane, konwencjonalne formuły, nie patrząc na siebie). Podejmują dialog, podstawową formę komunikacyjną, którą przeobrażają w swoistą grę (grę wstępną?), która jednak nie prowadzi do porozumienia. Łączy ich pożądanie: jeden z nich pożąda, drugi ma przedmiot pożądania. A może raczej – jest przedmiotem pożądania?

Człowiek i jego obnażone wnętrze

Role jednak ulegają odwróceniu i okazuje się, że oboje potrzebują się wzajemnie: „Jedyne, co w ostatecznym rozrachunku się liczy to fakt, że spojrzał pan na mnie, a ja przechwyciłem to spojrzenie. Albo odwrotnie”. Każdy człowiek może stać się zarówno Dealerem, jak i Klientem. Aktorzy zastosowali ostre środki wyrazu: jeden z mężczyzn rozbiera się, pojawia się wątek gejowski, a przedstawienie wieńczy pocałunek obojga panów. Twórcy spektaklu obnażyli przed widzami człowieka (dosłownie i w przenośni). Mężczyzna, ubrany w garnitur i krawat, skrywa w sobie żądze – zrzuca z siebie ubranie, aby uświadomić nam, że emocje zawsze są nagie, że prawdziwego człowieka i jego uczucia zobaczymy dopiero, gdy pozbędzie się on tego, co powierzchowne. Jedynie w ten sposób może wyrazić siebie i swoje pragnienia.

Puste słowa i nagie emocje

W drugiej części przedstawienia widz ma okazję obejrzeć przesyconą erotyką wizualizację, mającą obrazować nasze ukryte żądze. Słowa wypowiadane przez aktorów okazują się nic nie znaczące, są puste (pojawia się wielki napis: „WORDS ARE USELESS”) – naprawdę liczą się emocje, gesty, które lepiej oddaje obraz. Słowa kierują poczynaniami ludzi, trzeba je odrzucić – wreszcie się z nich wyzwolić. Niestety, wizualizacja była zbyt dosłowna, przez co nieco ocierała się o kicz. W moim odczuciu, była zbędna, gdyż spłyciła wymowę sztuki. Doprowadziła do tego, że pojawiły się głosy, czy nie zatracono w przedstawieniu głównego wątku i czy aby nie mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią? Trzeba jednak pochwalić świetną grę aktorską, gdyż aktorzy doskonale oddawali emocje i sprawiali, że udzielały się one widzom. Na spektakl nie można pozostać obojętnym.