Pewnie wiele osób ze zdziwieniem odnotowało fakt pojawienia się kilka tygodni temu w sklepach płytowych tego albumu. Zespół Neuma, który stworzył „Szkice”, ostatni raz dał przecież o sobie znać 13 lat temu...

Po nagraniu dwóch studyjnych płyt i pewnych zmianach personalnych ponad dekadę trwały przymiarki do realizacji trzeciego krążka. Ostatecznie jednak do tego nie doszło. Dopiero teraz otrzymaliśmy jeszcze jedną płytę sygnowaną nazwą Neuma, ale jest to materiał archiwalny, nagrany w 1999 roku przez skład, który powstał „na gruzach” warszawskiej formacji Kobong i ówcześnie roboczo posługiwał się „szyldem” Kokszoman.

Utwory, które znajdziemy na „Szkicach”, stworzyli zatem Maciej Miechowicz (gitara), Bogdan Kondracki (gitara basowa) i Wojtek Szymański (perkusja i klawisze) oraz skrzypaczka Ewa Jabłońska (znana z grupy Indukti). Zostały one nagrane na analogowy 16-śladowy magnetofon ze słynnego studia Złota Skała. Taśmy odnaleziono po dwudziestu latach od ich powstania (podczas prac nad reedycją dwóch płyt zespołu Kobong). Ich zawartość została „odrestaurowana” zarówno w sferze produkcji (przez Adama Toczkę), ale także poprzez uzupełnienie partii instrumentalnych. Bogdan Kondracki dodał nowsze wokalizy, a Maciej Miechowicz „uszlachetnił” gitary. Co najważniejsze, „Szkice” (wydane przez Mystic Productions) to materiał wbrew pozorom bardzo treściwy.

To nie są jakieś wprawki, fragmenty, urywki. Nawet początkowe „Impro2” można uznać za niedługą co prawda, ale jednak apetyczną kompozycję, a kolejny „LUD” to już pełnokrwisty numer, który pewnie świetnie brzmiałby na żywo. Wiele w tym zasługi Wojciecha Szymańskiego, który ściany gitarowego groove’u urozmaica nieszablonowymi, pokręconymi partiami dobrze brzmiących bębnów. Spośród ośmiu numerów, które znajdziemy na tym albumie, zwróciłem uwagę na harmoniczne eksploracje w „Vändor” oraz finałowe, ponad ośmiominutowe dzieło, nazwane „Impro1”, rozpoczynające się od zarejestrowanych w terenie głosów i hałasu odpalanego samochodu, a potem przechodzące w ciemny, klimatyczny, snujący się, lekko psychodeliczny konstrukt.

Dosłyszałem się także pokrewieństwa do nieco już zapomnianego szwedzkiego Carbonized (notabene grał w nim na perkusji osiadły na stałe w kraju Trzech Koron, Piotr Wawrzeniuk). Ich album „Disharmonization” z 1993 roku trochę mi się z tą odkrytą po latach Neumą kojarzy. Można tę muzykę umiejscowić w czasie, kiedy powstawała, ale ma ona wartość nie tylko dokumentalną, ale również artystyczną i dlatego cieszy fakt, że została „wskrzeszona”, w dodatku w tak imponującym kształcie. Szymański i Jabłońska zaprojektowali malarską obwolutę albumu.

„Szkice” to także rodzaj hołdu dla osób, które współtworzyły warszawską scenę niezależną, a nie ma ich już wśród nas. W podziękowaniach zamieszczonych w środku rozkładanej okładki, wymieniony został m.in. Robert Brylewski, a cały album dedykowany jest Robertowi Sadowskiemu (gitarzyście i kompozytorowi utworów Kobonga) oraz Robertowi Kocjanowi, twórcy okładki pierwszej płyty tamtej grupy.