Matka, ojciec oraz syn, którzy jak w kalejdoskopie zmieniają swoje poglądy, zarówno wobec siebie jak i otaczającej ich rzeczywistości. Ostatecznie umierają, by po chwili wstać i na nowo zacząć życie już w nowym wcieleniu. Niemożliwe? Dziecięca wyobraźnia może wszystko.

„Sytuacje rodzinne” to spektakl Teatru Nie Ma, który można było zobaczyć w miniony piątek (28 stycznia) w Akademickim Centrum Kultury. Oparty jest na dziele młodej serbskiej pisarki, Biljany Srbljanović, uważanej za zdrajczynię kraju ( dlatego, że opowiada o nim w swoich dramatach). Jest  naocznym świadkiem bombardowań Belgradu, nie boi się mówić prawdy o świecie, w którym żyje.


Spektakl w reżyserii Tatiany Malinowskiej – Tyszkiewicz w maju 2010 został uznany za najlepsze przedstawienie na festiwalu w Wilnie, a występujący w nim aktorzy: Katarzyna Nowak oraz Mateusz Figiel, otrzymali nagrody aktorskie. To sztuka, opowiadająca o dzieciach, które bawiąc się, ukazują nagą prawdę o istniejącym społeczeństwie. Naśladując zachowanie dorosłych, kreują wizerunki dominującego ojca, niezależnej kobiety, wiernie oddanego państwu małżeństwa czy nadopiekuńczych rodziców. Wypowiedzi aktorów czasami przerażały, prezentując postawy, jakie przyjmował w przedstawieniu współczesny człowiek, np. przyzwolenie ojca na poniżanie matki, przez to, że jest ona kobietą. Gry kończą się morderstwem. Opiekunowie giną przez podpalenie, uduszenie, zastrzelenie. Tego brutalnego zachowania nie można przypisać wojnie - dzieci po prostu wzorują się na starszym pokoleniu. Minimalizm dekoracji na scenie podkreślał ubożenie świata przedstawionego. Biedę materialną oraz  intelektualną, będącą powodem konfliktów.


„Sytuacje rodzinne” to tekst uniwersalny, dzięki czemu można odnieść go do każdej społeczności, przenieść do każdego państwa. Mówi o wspólnocie pełnej nienawiści, ogarniętej tzw. „wyścigiem szczurów”. Szczeciński spektakl dobitnie ukazuje całe zło, którym przesiąknięty jest świat. Nie ma w dialogach żadnych tematów tabu, a wszystko przedstawione takim, jakim w rzeczywistości jest. Najbardziej uderzające było zaś to, że po każdej metamorfozie można było usłyszeć śmiechy dzieci, jak gdyby to wszystko naprawdę ich bawiło…