Dwa złote medale i jeden brązowy zdobyli polscy pływacy podczas pierwszego dnia Mistrzostw Europy w pływaniu na krótkim basenie w Szczecinie. Po krążki z najcenniejszego kruszcu sięgnęli Radosław Kawęcki i Konrad Czerniak. Trzecie miejsce wywalczył Paweł Korzeniowski.

Trybuny wypełnione niemal do ostatniego miejsca. Żywiołowo reagująca publiczność, wzorowa organizacja i największe gwiazdy europejskiego pływania na starcie. Już przebieg pierwszego dnia szczecińskich Mistrzostw Europy udowodnił, że będzie to impreza wyjątkowa. Wspaniały doping zgromadzonych na pływalni kibiców podkreślali wszyscy zawodnicy. I nie była to czcza kurtuazja. – Atmosfera na basenie podczas wyścigu była niesamowita – przyznał Niemiec Paul Biedermann, który we wspaniałym stylu obronił tytuł na 400 metrów stylem dowolnym. Przy tak żywiołowym dopingu polscy zawodnicy po prostu nie mogli zawieść.

Z kapitalnej strony podczas finałowego wyścigu na 200 metrów stylem grzbietowym pokazał się Radosław Kawęcki. Prowadził od startu do mety, systematycznie powiększając przewagę nad najgroźniejszymi konkurentami, osiągając ostatecznie prawie 1,5 sekundy przewagi nad srebrnym medalistą. Na tym poziomie to prawdziwa przepaść. Zielonogórzanin świetnie wykorzystał swój największy atut – pływanie pod wodą. Po każdym nawrocie głowa Kawęckiego wynurzała się coraz dalej od jego rywali. – Trenowałem bardzo ciężko żeby zdobyć ten medal. Zwycięstwo przed rodzimą publicznością było dla mnie koniecznością – wyznał tuż po zakończeniu wyścigu.

Kilkadziesiąt minut później publiczność zgromadzona na trybunach Floating Areny miała okazję po raz długi wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. W ślady młodszego kolegi poszedł Konrad Czerniak. Trenujący w Hiszpanii Polak, zwyciężył w wyścigu na 50 metrów stylem dowolnym, zdobywając prestiżowy tytuł najlepszego sprintera w Europie. W triumfie nie przeszkodził mu fakt, że podczas czwartkowych zawodów aż pięciokrotnie musiał stawać na słupku startowym. Łączenie występów na dwóch dystansach w jeden dzień opłaciło się. Poza złotym medalem, Czerniak zdobył również kwalifikację do jutrzejszego finału na swoim koronnym dystansie 100 metrów stylem motylkowym oraz dwukrotnie pobił rekord Polski na 50 metrów kraulem. W piątkowym finale Czerniak będzie oczywiście faworytem. Z takim potencjałem puławianin, na zbliżających się igrzyskach w Londynie, może zagrozić samemu Michaelowi Phelpsowi.

Złote medale zdobyła utalentowana polska młodzież, ale nie zawiedli również bardziej doświadczeni pływacy. Wszystkich, łącznie z samym sobą, zaskoczył Paweł Korzeniowski.– To wspaniałe uczucie startować przed rodzimą publicznością i zdobyć medal. I to na 400 metrów stylem dowolnym! – tłumaczył najbardziej utalentowany polski pływak ostatnich lat –Znacznie lepiej czuję się na 200 metrów stylem motylkowym i na 200 metrów stylem dowolnym… W najbliższych dniach będziemy mieli okazję podziwiać Korzeniowskiego podczas rywalizacji w jego ulubionych konkurencjach.

Uznanie należy się również Otylii Jędrzejczak, która zdołała awansować do finału wyścigu na 200 metrów stylem motylkowym (gdzie zajęła 6 miejsce). To dowód na to, że ciężka praca w Hiszpanii przynosi efekty i popularna „Otylka” powoli wraca do mistrzowskiej formy. Niestety nieco słabiej wypadli szczecińscy pływacy. Przyjmijmy, że pierwsze starty Przemysława Stańczyka, Mateusza Sawrymowicza i Oskara Krupeckiego, były dla nich jedynie przetarciem przed występami na innych dystansach.

Poza mocnymi akcentami ze strony Polaków, emocji nie brakowało również w innych wyścigach. Kapitalny pojedynek na 200 metrów stylem zmiennym stoczyli Laszlo Csech z Węgier i Markus Rogan z Austrii. Ostatecznie po piorunującym finiszu, lepszy okazał się ten pierwszy. Niebywałej sztuki dokonała Hiszpanka Mirela Belmonte zdobywając w ciągu kwadransa dwa złote medale. – To nie był dla mnie problem żeby startować w dwóch wyścigach w ciągu 15 minut. Wszystko poszło zgodnie z planem i zdobyłam dwa tytuły – przyznała bez fałszywej skromności Hiszpanka.

Podczas pierwszego dnia szczecińskich Mistrzostw Europy w pływaniu emocji nie brakowało. A przecież to dopiero początek…