Szczecin długo czekał, by usłyszeć ten zespół na żywo. Kiedy ogłoszono, że trasa Czarna Pascha 2024 dotrze również do naszego miasta fani black metalu oraz wielbiciele nieprzeciętnych scenicznych produkcji byli bardzo zadowoleni. Zespół Batushka wraz z dwoma supportami pojawił się na scenie „Słowianina” w sobotę, 16 marca!

Chorobliwe otwarcie

Wieczór rozpoczął się od występu Baalzagoth. Grupa zagrała utwory ze swojego pierwszego albumu „Morbid Persecutions”. 40 minut, które mieli do dyspozycji, zdominowała muzyka intensywna i brutalna, a w poszczególnych utworach można było doszukać się (albo raczej dosłuchać) wpływów klasyków światowego black metalu. Niemniej jednak kostrzyńska formacja już od dłuższego czasu podąża własną ścieżką i zdecydowanie jest to zespół z potencjałem do wykorzystania. Swój set zwieńczyli autorską kompozycją „In Nomine”, po czym jeszcze odpłynęli w daleką przeszłość, przypominając słynny utwór Obituary „Slowly We Rot”.

Inna energia

Po przerwie na scenie zainstalował się Shadohm – zespół dowodzony przez Pawła „Pavulona” Jaroszewicza. To perkusista, który grał wcześniej m.in. w formacjach Vader, Decapitated czy Hate. Pełna lista zespołów, z którymi współpracował, jest bardzo długa.

Modern/progressive metal – tak krytycy określili styl jego „autorskiej” grupy. I faktycznie, gitarowy, „powyginany”, ale też melodyjny przekaz zespołu, to była zupełnie inna estetyka, inna energia… Pewien wyłom w programie wieczoru zdominowanym jednak przez black metal. Utwory z płyty „Through Darkness Towards Enlightenment” zabrzmiały soczyście i co najważniejsze, selektywnie. Otrzymaliśmy zatem dobrą dawkę szybkiego i energetycznego grania, która była interesującą „zakąską” przed głównym daniem wieczoru. 

Prawosławne rytuały

Batushka Bartłomieja Krysiuka to zespół, który przez wiele osób nie jest traktowany jako oryginalny produkt. Lider grupy może co prawda używać tej nazwy, ale duża część blackmetalowego środowiska tego nie uznaje i bojkotuje wydawnictwa oraz występy grupy. Przypuszczam, że nie wszyscy widzowie, którzy dotarli w sobotę do „Słowianina”, zdawali sobie sprawę z tych pozamuzycznych „zawirowań”. Przyszli po prostu na występ Batushki, nie wnikając w kwestie personalne i spory prawne. Chcieli zobaczyć zespół, który niewątpliwie za sprawą image`u i oprawy scenicznej przyciąga uwagę i stanowi dużą atrakcję wizualną. Banner, imitujący wnętrze kościoła prawosławnego, który zawieszono za sceną, świece na stojakach, ikony i oczywiście stroje z napisami wykonanymi cyrylicą, to „oprzyrządowanie” liturgii, którą muzycy odprawiają podczas każdego wieczoru na aktualnej trasie. Show dopełniają bardzo precyzyjnie zaprogramowane światła, których sekwencje zmieniają się w każdym utworze. 

Przejazd przez historię

Muzycy zaprezentowali m.in. takie kompozycje jak „Yektenia 1”, „Wieczernia”, „Polunosznica”, „Irmos I”, „Irmos III” oraz „Pismo I” i „Pismo VI”. Był to zatem przejazd przez całą historię formacji, jednak ze szczególnym naciskiem na utwory nowsze. Publiczność zatopiła się w dźwiękach, głównie kontemplując to, co się działo na scenie, ale znalazły się też osoby, które wykazywały się większą aktywnością na parkiecie… Po zakończeniu koncertu muzycy (nadal zakapturzeni i zamaskowani) wyszli na salę, by porozmawiać z fanami i podpisać płyty. Tak więc zbieracze pamiątek byli na pewno usatysfakcjonowani…