To już druga i ostatnia zarazem część wywiadu – rzeki ze szczecińskim raperem Łoną. Tym razem z Adamem Zielińskim rozmawialiśmy o jego stosunku do polityków, Rosji, Niemiec, oraz o niektórych jego utworach.

KM: Prawie trzy lata temu pojawił się Twój utwór „Miej wątpliwość”. Zrobiłeś wtedy małą rewolucję na scenie politycznej. Gościłeś w programie Jacka Żakowskiego i Piotra Najsztuba. Jak wspominasz tamten okres?

Łona: No cóż, razem z Webberem obaliliśmy IV RP.Ale nieco poważniej, ta płyta, wbrew pozorom, nie jest aż tak jednorazowa. Staraliśmy się nadać jej uniwersalny wydźwięk, zwłaszcza że wraz z upadkiem Rzeczpospolitej w/g PiS nie zniknęły wszystkie właściwe dla niej niebezpieczeństwa. Nie słychać dziś już na przykład tak ostentacyjnego szowinizmu w publicznych przemówieniach najważniejszych osób w państwie, ale to nie znaczy, że ryzyko zostało całkowicie zażegnane, że to już nigdy nie wróci.

KM: Ale przecież premier zapowiedział, że chce wprowadzić rządy kanclerskie, aby jego urząd miał większe kompetencje i w ten sposób nastąpiłoby zmarginalizowanie prezydenta. Czy ten obecny system podzielonej władzy między prezydenta i premiera w jakiś sposób nie chroni nas przed takimi Czwartymi Rzeczpospolitymi?

Łona: Niewątpliwie. Konstytucja w gruncie rzeczy mądrze dzieli władzę między premierem a prezydentem, taka konieczność współdziałania była, zwłaszcza w polskich warunkach z ostatniego dwudziestolecia, rozwiązaniem rozsądnym. Tym niemniej przykład, że tak powiem, burzliwego współżycia obecnego prezydenta i premiera, pokazuje wady tego systemu. I, jakkolwiek politykom zwykle nie wierzę i na ogół się niestety nie mylę, to w pomyśle premiera (ale i wybitnych prawników) nie widzę nic zdrożnego, bowiem jest to jakiś sposób na uniknięcie paraliżu, z którym mamy obecnie do czynienia. Odsunięcie ogniska władzy od prezydenta, na przykład przez zmniejszenie kworum potrzebnego do odrzucenia jego weta, wprowadzi też sporo przejrzystości. To jest bardziej pomysł na wyposażenie rządu w niezbędne instrumenty do sprawowania władzy, niż sposób na zmniejszenie jego odpowiedzialności za błędy. W końcu przecież każdy sprawujący władzę ponosi odpowiedzialność polityczną – przed wyborcami.

KM: Jak oceniasz sytuację polityczną w kraju. Czy nie przeraża cię to, że polska scena polityczna została zdominowana przez dwie partie?

Łona: Nie. Bardziej przeraża mnie to, że w obu partiach, na trzech palcach jednej ręki można policzyć osoby, które posądzić można w ogóle o to, że mają jakąś misję publiczną i pełnią służbę, że politykę tak traktują i tak ją rozumieją. Patrzę na swoich rówieśników, czy trochę starszych ode mnie i widzę cyniczne, młode wilki, które nie mają żadnych absolutnie przekonań, a jeżeli mają, to głęboko schowane i są gotowi zrobić absolutnie wszystko, żeby tylko zdobyć władzę i się przy niej utrzymać.

KM: Jak to jest być przedstawicielem pierwszego pokolenia od kilku wieków, wśród którego nie ma żadnych rewolucjonistów czy powstańców?

Łona: Wszystkoprzed nami. Każde pokolenie ma swój punkt zwrotny, jakiś moment, który będzie dla niego przełomowy. Myśmy tego momentu dotąd nie przeżyli..

KM: Nie jednoczy nas żadna idea?

Łona: Nie, jednoczy nas raczej brak idei, co swoją drogą może stać się całkiem sprawnym bezpiecznikiem przed ukąszeniem przez radykalizm.

KM: Porozmawiajmy o polityce międzynarodowej, którą również się interesujesz. Co sądzisz o Władimirze Putinie i Rosji?

Łona: Dobrze; jak myślisz, kto stoi za zamachem na Newski Express?

KM: Czytałam wiele książek na temat Czeczenii, niektóre prezentują, uważaną przez innych za teorię spiskową, że zamachami w 1999 roku stało FSB.

Łona: Nie wierzysz w czeczeński ślad?

KM: Nie wierzę w to.

Łona: No właśnie, ja też jakoś nie daję wiary. Wyrobiłem w sobie nawyk, może trochę krzywdzący, patrzenia na wydarzenia w Rosji podejrzliwym okiem i dopatrywania się w nich śladów działań rosyjskich władz.

KM: Polacy są rusofobami?

Łona: Owszem. I w takim samym stopniu - rusofilami. Z jednej strony kochają Rosjan, z całym, bo ja wiem, pokrewieństwem słowiańskich dusz, a z drugiej strony są zawsze podejrzliwi wobec rosyjskich władz. Rosjanie zaś z jednej strony są wspaniałymi, otwartymi ludźmi, a z drugiej ich częstą cechą jest, w największym skrócie, rozumienie państwa jako nadrzędnego i agresywnego tworu, który może i powinien poświęcać jednostki. Na marginesie; ta dwoistość stanu ducha bywa wspaniałą inspiracją literacką, doskonale o tym pisze np. Wiktor Jerofiejew w Encyklopedii duszy rosyjskiej.

KM: Porozmawiajmy o Niemcach. Czy nie masz wrażenia, że szczecinianie mniej się boją Niemców niż reszta Polski?

Łona: Coś w tym jest. Ale czy to wynika z tego, że my ich lepiej znamy? Nie, znamy się jedynie na takiej podstawowej płaszczyźnie. Jeździmy do siebie nawzajem na zakupy. Po proszki na przykład. Ciągle panuje takie przekonanie, że niemieckie proszki są lepsze niż polskie.

KM: I szampony…

Łona: I szampony, a jakże.

KM: Może dostrzegliśmy w Niemcach normalnych ludzi?

Łona: Trudno jest mi się wypowiadać na ten temat, nie jestem socjologiem. Wydaje mi się, że nie ma w nas strachu wobec Niemców, choć to, co nas łączy trudno nazwać przyjaźnią. To raczej harmonijne współistnienie, które na szczęście zaczyna się przejawiać również w kulturze, czego przykładem choćby współpraca Teatru Kana z ośrodkiem Schloss Brollin czy niemieckie akcenty w ramach festiwalu Kontrapunkt. Dożyliśmy więc tego, że na zachód jadą autokary pełne ludzi, nie po to, by, nie przymierzając, pohandlować trochę w Berlinie Zachodnim, ale po to żeby pójść do teatru. To jest ogromna zdobycz. Pozostaje tylko ten problem, że generalnie nie mówimy w swoich językach.

KM: Jeden z twoich utworów nosi tytuł Leksykon Brockhausa. Posiadasz faktycznie taki zbiór w domu?

Łona: Tak, chociaż nie jest aż tak kompletny, jak twierdziłem; nie ma siedemnastu tomów - dwa gdzieś zniknęły, ale, biorąc pod uwagę wiek tego zbioru, trudno się dziwić. Ma bodaj 106 lat, jest pięknie ilustrowany i na pewno stanowił sporą skarbnicę wiedzy, w czasach, w których nikomu się nie śniło o wikipedii. Mieszkałem pół życia w poniemieckim domu i to jest naprawdę jedyna rzecz, którą tam przetrwała. Niemcy wprawdzie wszystko zostawili, uciekali w popłochu, ale jak doskonale wiesz, nie wiadomo było, czy Szczecin będzie polski, władze wycofywały się z miasta kilka razy, zatem właściwie wszystko zostało rozkradzione. Mój dom rodzinny także, przedsiębiorczy szabrownicy wyrywali okna z futrynami. Zostawili tylko Leksykon.

KM: Inny twój utwór – Rozmowa z Bogiem. Rozmawiasz jeszcze czasem z Bogiem?

Łona: To był ostatni raz. Zresztą, od tamtego czasu parę razy zmieniłem numer, więc może być trudno.

KM: Czyli już się nie dodzwania?

Łona: Nie, ale nie wykluczam, że pewnego dnia w końcu się dodzwoni.