Fani zespołu Lebowski już mogą zacierać ręce. Gitarzysta grupy zdradził, że trwają prace nad nowym albumem, który ma się ukazać jeszcze w tym roku.
Gościem ostatniego wydania programu „Studio Kultura” był Marcin Grzegorczyk, gitarzysta szczecińskiego zespołu Lebowski. W rozmowie z Andrzejem Kochańskim muzyk uchylił rąbka tajemnicy o najbliższych planach.
Po kilku latach przerwy powrócą w dobrym stylu
Zespół, o którym mówi się, że tworzy „muzykę do nieistniejącego filmu”, stanowi mieszankę art rocka, rocka progresywnego oraz muzyki filmowej.
– Robimy muzykę instrumentalną z założenia – przyznaje Grzegorczyk. – Kiedy zaczynaliśmy w 2010 roku, zespół instrumentalny był dziwadłem. Dzisiaj instrumentalna muzyka rockowa istnieje i ma się bardzo dobrze.
Jednak w ostatnim czasie grupy próżno było szukać na scenach koncertowych. Także w sklepach nie pojawiały się nowe wydawnictwa.
– Życie pisze scenariusze inne, niż zakładamy. W 2020 zakończyliśmy trasę promocyjną płyty „Galactica”. Miał być koncert podsumowujący, tuż przed podpisaniem umów przyszedł lockdown – wspomina Grzegorczyk. – Mamy rodziny, pracę. To nie jest tak, że granie w Lebowskim jest pracą na pełen etat. Ale to też nie hobby, bo traktujemy to bardzo poważnie. Jednak proza życia bywa okrutna, trzeba czasem zająć się codziennością. Musieliśmy odpuścić, ale postanowiliśmy ten czas wykorzystać na pracę nad nowym albumem. Płyta jest w dużej mierze nagrana, nosi tytuł „Dualizm” i zrobimy wszystko, by ukazała się w tym roku. Staramy się eksplorować tereny, w których nie byliśmy. Nie chcemy nagrywać takiej samej płyty jak „Cinematic”. I mam nadzieję, że będzie to słychać.
Jeszcze jeden smaczek przed pojawieniem się płyty
Choć na nowy album przyjdzie nam jeszcze poczekać, to zespół planuje coś specjalnego, co pomoże fanom zaspokoić głód muzyki.
– Żeby zmobilizować się do pracy, postanowiliśmy wydać singla. Trwa blisko 12 minut i będzie w pewnym sensie zaskoczeniem dla ludzi, którzy nas znają – zdradza Grzegorczyk. – Powstał pomysł, żeby na tym singlu pojawił się chór, co powoduje oczywiste konsekwencje. Chcemy, by singiel ukazał się jak najszybciej. Zakładam, że to kwestia dwóch miesięcy. Jeszcze zastanawiamy się nad formą wydania. Myślimy o teledysku, ale chcielibyśmy, żeby ukazał się też na maxi single winylowym.
Szczecińska scena muzyczna „to nie pustynia”. Ale to festiwale są najlepszym miejscem na koncert
– Szczecin jest specyficznym miastem. Mówiło się kiedyś, że to polskie zagłębie. I rzeczywiście kilka znanych zespołów stąd wyszło. Ale z drugiej strony wszędzie jest daleko. Wyjazd na koncert do Krakowa jest przedsięwzięciem – zauważa Grzegorczyk. – Ale jest w Szczecinie kilka miejsc, w których lubimy grać. Free Blues Club, dawny Słowianin, Klub Delta. To nie jest pustynia – podkreśla.
Artystom zdarzało się też występować w nietypowych okolicznościach.
– We Wrocławiu graliśmy na otwarciu dworca. To miejsce śmierci Zbyszka Cybulskiego i w związku z tym ktoś pomyślał, że fajnie byłoby, by Lebowski zagrał „Cinematica”. Graliśmy koncert w auli Politechniki Wrocławskiej, za plecami były jeszcze tablice zapisane notatkami z wykładu – wspomina. – Choć trudno zorganizować nam udział w dużych festiwalach, zdarzyło nam się zagrać na takich imprezach. To okazja, by zagrać dla publiczności, która nigdy wcześniej nas nie słyszała. I która może stwierdzić, że ta muzyka jest właśnie dla niej.
Program „Studio Kultura” tworzony jest we współpracy portalu wSzczecinie.pl i radia SuperFM.
Komentarze
0