Koncert zespołu Lao Che to zawsze święto dla fanów polskiego rocka. Choć ostatnia płyta „Prąd Stały / Prąd Zmienny” rockowa nie jest, to zespół nie stracił swojej klasy i nadal zaskakuje. Wczorajszego wieczoru mogliśmy sprawdzić jak nowa płyta brzmi na żywo…

Lao Che pod prądem

Prąd Stały/ Prąd Zmienny” to czwarta płyta Lao Che po „Gusłach”, „Powstaniu Warszawskim” i „Gospelu”.  Każda z nich jest całkowicie odmienna stylowo . Lao Che nie lubi się powtarzać i każdy nowy krążek tej formacji to wielka zagadka. Faktem jest, że rozbudowane instrumentarium zespołu pozwala na granie muzyki niezwykle różnorodnej, od jazzu po ciężki metal. A i korzenie panowie mają ciekawe, zapuszczone w hip-hop czy metal. Jednym słowem po Lao Che można spodziewać się wszystkiego. Dlatego „Prąd Stały / Prąd Zmienny”, który stylistyką przypomina epokę kraftwerkową wpisuje się w gatunkowy slalom Lao Che. To całkowicie nowa twarz zespołu, zmierzenie się z elektroniką. Czy wyszło to na dobre Spiętemu i spółce? Wczorajszego wieczoru w Słowianinie mogliśmy przekonać się o tym osobiście…

Portowa dzielnica… i widoki na doki

Przeskok ze stylistyki rockowej w elektroniczne klimaty, dla niektórych fanów Lao Che może być szokiem. Jednak zaznaczyć trzeba, że Lao zawsze na koncertach brzmi genialnie, miażdżąc publikę energią. No prawie zawsze. Tym razem było podobnie. Utwory głęboko osadzone w elektronice, na żywo nabrały brzmienia rockowego, zagrane z pazurem musiały rozruszać nawet największego buca. A absurdalne, pastiszowo-karykaturalne teksty Spiętego automatycznie wywołują mimowolny uśmiech. Zanim gwiazda wieczoru wyszła na scenę, wystąpił Bajzel, czyli jednoosobowy projekt, który został miło przyjęty przez publiczność. W secie Lao Che zmieściła się prawie cała nowa płyta. Czterominutowe streszczenie dziejów w „Historii stworzenia świata” świetnie spełniło rolę intra. Usłyszeliśmy m.in. „Magistra Pigularza”, czyli skrzętne porównanie życia do apteki, stąd „anyżowe kropelki na lęki, czopki na nieudane związki, kompresy na stresy…”. Dużą dawkę mocy dał kawałek „Krzywousty” – zaczynający się bitem wprost z techno-party, na żywo brzmi rewelacyjnie. Poleciał również znany już na pamięć singlowy „Czas”, chyba najbardziej nowofalowy utwór na płycie. W tym utworze Rysiek dokonuje cudów na basie. Zabrzmiał także rewelacyjny kawałek „Życie jest jak tramwaj” oraz „Kryminał”, którego tekst „portowa dzielnica i widoki na doki” nabrał w Szczecinie głębszego sensu. Usłyszeliśmy również tytułowy „Prąd Stały/Prąd Zmienny” typowany na największy przebój płyty, przecudny „Sam Otno’sc”  czy przewrotne „Urodziła mnie ciotka”. Niespodzianką był cover piosenki „Populares Uber Ales” zespołu Homo Twist.

Tramwajem jadę na wojnę

Dla fanów poprzednich odsłon Lao Che, także nie zabrakło atrakcji. Ze starosłowiańskich „Guseł” usłyszeliśmy całkiem nowe, szybkie wykonanie „Astrologa”. Zabrzmiała również duża część ” Gospelu” – „Chłopacy”, „Bóg Zapłać”, „Czarne Kowboje”, „Hydropiekłowstąpienie”, „Drogi Panie” oraz całkowicie odmienne niż na płycie „Do Józefa Cieślaka”. Nie mogło zabraknąć punk-rockowych kawałków z „Powstania”, których teksty zna już chyba cała Polska. „Godzina W”, „Kanały” i „Stare Miasto” rozgrzały publiczność do czerwoności. Na pytanie „czy tu się głowy ścina” odpowiedziało krzykiem chyba każde gardło: „Tak tu się głowy ścina”! To jest właśnie całe Lao Che, porywa publikę w fantastyczną podróż po stylach i gatunkach muzycznych. A jest to jazda bez trzymanki i trzeba uważać na wybojach bo można wypaść i umrzeć, i potem się będzie chodzić zabitym. Pozostało odliczać czas do kolejnej przejażdżki….