Studio koncertowe Polskiego Radia Szczecin ledwie pomieściło w środowy wieczór 18.04. wszystkich widzów, którzy chcieli zobaczyć spektakl warszawskiego Teatru Wytwórnia „Paw Królowej.Opera praska”, który powstał na podstawie książki Doroty Masłowskiej po takim tytułem. I nic dziwnego zważywszy, że literackie dokonania tej autorki wciąż budzą emocje wśród odbiorców. Niewątpliwie bardzo przyczyniło się do tego przyznanie jej w ubiegłym roku, za „Pawia Królowej” właśnie, najbardziej prestiżowej polskiej nagrody literackiej czyli Nike.
W wywiadzie udzielonym niegdyś „Gazecie Wyborczej” Masłowska powiedziała „Zawsze chciałam napisać jakąś piosenkę, ale to jest dla mnie za mała forma, za mało słów. Ale pomyślałam: dlaczego z piosenki nie zrobić formy prozatorskiej ?.” Reżyser spektaklu – Jacek Papis, idąc tym tropem stworzył przedstawienie, w którym melodia i śpiew są w dużej mierze nośnikami tekstowego przekazu. Sięgnął także po inne media, wykorzystując m.in. krótkie filmy ukazujące Warszawę oraz samą Dorotę Masłowską w jej miezkaniu.
Aktorzy grają swe role w sposób przesadny, nadmierny, karykaturalny wręcz – bliski estetyce najbardziej kolorowego medium popkultury czyli komiksu. Poznajemy historię idola nastolatek, Stanisława Retro, który popada w niełasakę i musi ustąpić bardziej medialnym gwiazdom, a także Patrycji Pitz, bardzo brzydkiej dziewczyny, mającej jednak talent, który można wykorzystać. Na scenie pojawiają się też inne postacie znane nam ze współczesności – cwany menadżer, wyluzowany pan doktor a także młoda nadzieja poezji neolingwistycznej. Zabawne dialogi policjantów, „którzy nie lubią zła” z pewnością należały do najbardziej oklaskiwanych momentów przedstawienia. Nie jest to jednak komedia, w której tylko bawią nas śmieszne perypetie bohaterów. Bezsprzecznie Masłowskiej chodziło o coś więcej i dobrze uchwycili to twórcy przedstawienia, pokazując świat przeżarty przez popkulturowe wzory, wielki talk show, w którym chodzi o to, kto jest szybszy i bardziej błyskotliwy. Pod spodem jednak nie ma nic, tylko pozory i miraże. Dopóki jesteś w świetle jupiterów i masz pieniądze możesz dobrze się bawić, ale gdy tego zabraknie to pozostaje ułożyć piosenkę o wrednym Szymonie (menadżerze Stanisława), który zmienił numer telefonu i zabronił podawać go postronnym osobom.

Foto: Marcin Chochlew