Jakub Kościuszko to niezwykle utalentowany gitarzysta, który urodził się w Szczecinie. Tutaj też obecnie mieszka, chociaż wcześniej zdobywał wykształcenie muzyczne we Wrocławiu oraz w prestiżowym Królewskim Konserwatorium w Hadze. W ubiegłym miesiącu szczeciński muzyk ukończył warsztaty w Akademii Muzycznej Chigiana w Sienie, zdobywając dyplom z wyróżnieniem oraz stypendium.

Agnieszka Szlachta: Kiedy zaczęła się Pana przygoda z muzyką? Od kiedy Pan gra?

Jakub Kościuszko: Moja przygoda z muzyką zaczęła się kiedy miałem sześć lat, wtedy zacząłem uczyć się gry na fortepianie. Od ósmego roku życia gram na gitarze. Gdy miałem 13 lat podjąłem decyzję o rozpoczęciu nauki w szkole średniej, co wiązało się z większą ilością pracy i obowiązków. Nawet IX Liceum Ogólnokształcące wybrałem, aby mieć blisko do liceum muzycznego na ul. Staromłyńskiej i do szkoły muzycznej, gdzie uczyłem się wieczorem. Już wtedy muzyka stała się bardzo ważną częścią mojego życia.

A.Sz.: Co uważa Pan za swój pierwszy większy sukces?

J.K.: Moim pierwszym większym sukcesem było wyróżnienie na Międzynarodowym Konkursie Gitarowym w Krynicy Górskiej w 2000 roku. To był taki impuls, który jeszcze bardziej mnie upewnił w wyborze drogi muzycznej, sygnał, że mogę pójść w stronę muzyki. Później przyszły sukcesy w kolejnych międzynarodowych konkursach w młodzieżowych grupach wiekowych. Ze względu na te laury, łatwiej było mi podjąć decyzję o studiach muzycznych.

A.Sz.: Ukończył Pan prestiżową szkołę muzyczną w Hadze. Skąd pomysł na wyjazd i kształcenie się właśnie na tej uczelni? Czy nie miał Pan żadnych obaw, podejmując to wyzwanie?

J.K.: Nie miałem obaw, oprócz takich zwyczajnych, jakie ma każdy młody człowiek wyjeżdżający za granicę. Chciałem tam studiować ze względu na profesora: Zorana Dukića, chorwackiego muzyka, jednego z najlepszych gitarzystów na świecie. Gdy tylko dowiedziałem się, że on tam uczy, postanowiłem do niego zdawać. To był najważniejszy powód podjęcia studiów w Królewskim Konserwatorium, chociaż wpływ miał również ogromny prestiż tej międzynarodowej uczelni oraz możliwości, które otwierają się po ukończeniu takiej szkoły.

A.Sz.: A czy mógłby Pan opowiedzieć o warsztatach w Sienie, które niedawno Pan ukończył?

J.K.: To była 79. edycja kursów na Akademii Chigiana. Myślę, że można je śmiało porównać do pewnego rodzaju studiów podyplomowych, bo większość uczestników skończyła już studia muzyczne na dobrych uczelniach. Przyjeżdżają do Sieny, aby doskonalić swoje umiejętności i pracować z największymi muzykami klasycznymi. Klasę gitary prowadzi legendarna postać, Oscar Ghiglia. W Akademii Chigiana w Sienie uczył wcześniej nestor światowej gitary, Andrés Segovia, a Oscar Ghiglia jest jego uczniem. Ma on ciekawe podejście do muzyki: muzyka jest dla niego opowieścią, zawsze ma jakąś ciekawą historię do opowiedzenia przez swoje granie. Ponadto traktuje on muzykę bardzo obrazowo, plastycznie. Myślę, że ma to związek z tym, że Oscar Ghiglia był malarzem, twórcą kilkuset akwareli. Może z tego powodu myśli historiami, obrazami. I uczy tego nas, studentów, którzy przyjeżdżają do niego z całego świata.

A.Sz.: Myślę, że niełatwo jest dostać się na kurs prowadzony przez gwiazdy muzyki klasycznej. Czy trudno było dostać się do Akademii Chigiana?

J.K.: W Akademii Chigiana wszystkie przedmioty wykładane są przez bardzo znanych muzyków. Trudno było dostać się do klasy gitarowej, doszło nawet do tego, że kilku gitarzystów – laureatów międzynarodowych konkursów – zostało odrzuconych na tym pierwszym etapie, chociaż byli bardzo dobrzy. Także rzeczywiście egzamin nie był łatwy, a każdy musiał go zdać pierwszego dnia kursu. Na szczęście zagrałem dobrze. Natomiast na koniec kursu otrzymałem dyplom z wyróżnieniem od maestro i stypendium. Bardzo się ucieszyłem i było to dla mnie wielki zaszczyt.

A.Sz.: Proszę opowiedzieć nieco o samym kursie, który przyciąga muzyków z całego świata.

J.K.: Na kursie dla gitarzystów osób aktywnych było 24, w sumie z 14 krajów. Pasywnych osób – słuchaczy – było około 20. Kursy trwały przez miesiąc, czyli było to ponad sto godzin spędzonych z maestro Ghiglią. Zajęcia odbywały się w salach z XVI–XVII wieku: na ścianach wisiały obrazy włoskich mistrzów renesansowych, czasami siedziało się również na zabytkowych meblach. To jest bardzo inspirujące, gdy gra się muzykę z tamtej epoki w takich wnętrzach! Oprócz tego w trakcie kursu były wspaniałe koncerty: grali albo wykładowcy, albo zapraszani wybitni muzycy. Recital grał między innymi Rafał Blechacz, nasz wspaniały pianista, który otrzymał Międzynarodową Nagrodę Akademii Chigiana. Wszystkie koncerty były fenomenalne, odbywały się w różnych miejscach: były i opery, i koncerty solowe, i koncerty kameralne. Dla muzyka to jest spełnienie marzeń.

A.Sz.: A gdyby miał Pan określić, co zrobiło na Panu największe wrażenie? Kontakt ze sławnymi muzykami, koncerty, atmosfera tego miejsca?

J.K.: Myślę, że to wszystko razem: i przepiękne miejsce –  bo Siena to miasto, którego mury tchną historią, i oczywiście piękna muzyka na koncertach, jak i również wspaniałe lekcje. Podczas takiej lekcji, w ciągu 40 minut, można dowiedzieć się więcej niż przez cały rok samodzielnej nauki. Jedno spotkanie, dosłownie kilka zdań na dany temat, może zmienić postrzeganie muzyki i podejście do grania. Ja myślę, że wrażenie na mnie zrobiło to wszystko naraz, taka kumulacja wrażeń. W ramach nagrody za uzyskanie dyplomu z wyróżnieniem, miałem okazję zagrać na koncercie kończącym kurs gitarowy w przepięknej auli pałacu, w którym odbywały się zajęcia. To było niezwykłe przeżycie.

A.Sz.: A kto jest dla Pana największym autorytetem w muzycznym świecie?

J.K.: Oscar Ghiglia, szczególnie teraz, po bliższym zetknięciu się z jego sztuką i jego podejściem do muzyki. Na pewno Zoran Dukić, czyli mój profesor z Hagi. Idolem i wzorem muzyka jest dla mnie również Krystian Zimerman. Jest on osobą, z którą młodzi muzycy mogą się utożsamiać, bo przebieg jego kariery jest wzorcowy, a dobór repertuaru – mądry. Imponuje mi także dlatego, że pomimo, iż jest wielkim wirtuozem, nie stara się sam być atrakcją dla publiczności i nie kieruje uwagi na siebie. Zimerman i ci gitarzyści, których wymieniłem wcześniej, są jakby tłem dla muzyki, którą grają. Takie wykonanie to pokaz wielkiej pokory. Klasa tych muzyków polega na tym, że potrafią przekazać wszystko, a jednocześnie pozostają w cieniu dźwięków.

A.Sz.: Wydał Pan debiutancki album „Here Comes The Silent Dusk”. Czy mógłby Pan coś o nim powiedzieć? Co słuchacze znajdą na Pana płycie?

J.K.: To jest płyta, która zawiera światowe premiery fonograficzne muzyki Marka Pasiecznego. Jest to młody polski kompozytor, który już zyskuje uznanie na świecie. Płyta została wydana w kwietniu. Bardzo pomogła mi organizacja SZCZECIN 2016, był to jeden z projektów, który uzyskał dofinansowanie z inicjatywy „Mikrowsparcie”. Póki co, płyta ma bardzo dobre recenzje zarówno krytyków polskich, jak i zagranicznych. Repertuar na płycie jest przyjemny, są to klimaty w stylu Pata Methenego, wplecione zostały również elementy polskiego folkloru. Myślę, że płyta jest ciekawa i jestem bardzo zadowolony z takiego debiutu.

A.Sz.: Który utwór zasługuje na szczególną uwagę słuchaczy?

J.K.: Nagrałem utwór, który został napisany dla mnie przez Marka Pasiecznego. Jest to długi, ponaddwudziestominutowy utwór poświęcony ofiarom obozu koncentracyjnego w Bełżcu. Z jednej strony utwór jest przerażający, bo mówi o strasznych rzeczach, ale z drugiej strony jest bardzo piękny. Myślałem, że ten utwór jest trudny w odbiorze. Natomiast wielu ludzi, którzy nie są muzykami i nie mają do czynienia z muzyka na co dzień, stwierdza, że utwór wcale nie jest trudny, że dobrze się go słucha i bardzo ich poruszył.

A.Sz.: Gdzie można usłyszeć Pana na żywo? Czy ma Pan w planach występy na jakichś koncertach, festiwalach?

J.K.: Teraz przygotowuję się do dużego konkursu międzynarodowego, który odbędzie się w Polsce, w Tychach. Niedługo będę grał również na festiwalu „Gitara 2010” we Wrocławiu. Wydaje mi się, że w Szczecinie najprędzej będę grał 11 stycznia w Willi Lentza w cyklu „Nowe konstelacje”. W marcu tego roku na festiwalu gitarowym miałem okazję przedpremierowo zaprezentować szczecińskim melomanom program, który znalazł się później na płycie.

A.Sz. : Czym zajmuje się Pan obecnie?

J.K.: Oprócz tego, że sam gram i pracuję nad nowym repertuarem muzycznym, od tego roku zajmuję się również produkcją. Uczę także w liceum muzycznym i w szkole średniej. Mam przyjemność pracować z bardzo zdolną młodzieżą, co daje mi dużo satysfakcji. To wielka przyjemność, że mogę podzielić się wiedzą, którą zdobyłem.

A.Sz.: Jakie są Pana plany na przyszłość? Jakie kolejne cele Pan sobie wyznaczył?

J.K.: Planuję rozpocząć w tym roku studia doktoranckie, to będzie wymagało dużej ilości pracy. Poza tym mam kilka planów wydawniczych, mam nadzieję, że uda się je wszystkie dobrze zrealizować. Obecnie, wraz ze świetnymi muzykami związanymi ze Szczecinem, przygotowujemy płytę w klimatach funky, R&B. We wrześniu nagrywamy singiel, a cała płyta powinna ukazać się późną wiosną przyszłego roku (pod koniec maja).

A.Sz.: Życzę powodzenia w realizacji planów. Dziękuję za rozmowę.

J.K.: Dziękuję bardzo.