Kiedyś weszła do zakładu szewskiego przy Kosmosie studentka Akademii Sztuki z prośbą, żeby jej obcasy z tylnej części buta przyczepić do przodu.

W suterenie przy al. Wojska Polskiego 10 pod szyldem Majster Fach działa zakład szewski. Pocztą pantoflową rozeszło się po Szczecinie, że pracuje tam bardzo dobry szewc.

Szewc w suterenie

Wymieni zelówkę w półbutach i zdarte fleki w szpilkach. Zniży obcas w bucie ślubnym (w końcu przetańczyć trzeba całą noc). Rozciągnie trzewiki na długość, szerokość i w miejscach haluksów. Reperował każdy but: i szpilki od Manolo Blahnika (buty tej klasy się co prawda się nie psują, ale podeszwa w nich z cieniutkiej skórki i dobrze ją zabezpieczyć jednomilimetrową zelówką), i buty rycerskie.

Klienci przychodzą i mówią: „Nie ma nigdzie ratunku, a pan czyni cuda z butami”. Michał Michalski zakłada niebieski fartuch na szelkach i czyni cuda z butami. Jednak przyznaje: 

– Kiedyś skóry były porządniej garbowane, podeszwy porządniej zszyte i buty można było dożywotnio naprawiać. Dziś nie.

– Mam zdradzić tajemnicę dobrego szewca? Powiem otwarcie: jestem pedantem. Potrafię jeszcze raz cały but rozebrać, żeby był zrobiony jak najlepiej, miał swój sznyt 

– zdradza Michał Michalski.

Schody do sutereny ostrożnie pokonuje starsza pani Eulalia: 

– Ja mniej chodzę, ale mój mąż to pędziwiatr. Przyniosłam buty do załatania, żeby mu było ciepło.

Jak został szewcem

W 2003 roku młodzi marzą o własnej działalności gospodarczej, ale dostają torby z towarem do handlu obnośnego. Odbywa się referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jest szczyt bezrobocia (SGH ogłasza nawet konkurs z nagrodami na pamiętniki bezrobotnych).

Kolega mówi do Michała: 

– Był u nas w pracy starszy pan, który pytał: „Nie macie kogoś, kto by chciał zostać szewcem?” 

– Jestem w podbramkowej sytuacji po liceum bez pracy więc rzucam „Ja idę” – wspomina Michał Michalski. Trafia do zakładu szewskiego przy ul. Kopernika, gdzie trzy lata terminuje u Jana Banaszaka. Mistrz był barwną postacią. – Był bosmanem na holownikach, a po godzinach robił buty. Latem na 2-3 miesiące wyjeżdżał do Hamburga, gdzie w zaprzyjaźnionym zakładzie szewskim zarabiał naprawdę duże pieniądze – wspomina uczeń. – Ach, przypomniało mi się, że w czasach licealnych w wakacje też raz miesiąc pracowałem w Hamburgu – mówi Michalski. – I wie pani gdzie… przy butach. Były wysypywane z kontenerów, musiałem znaleźć z nich pary, wyczyścić, związać sznurowadłami.

Potem jeszcze stażuje u szewca Henryka Rudnickiego z ul. Szarotki, który udostępnia mu na zakład punkt przyjęć przy al. Wojska Polskiego, w którym przyjmował obuwie od klientów z śródmieścia. Dziś w centrum tego lokalu stoi kombajn szewski. Maszyny do swojego zakładu młody szewc kupił dzięki dotacji unijnej.

Przedstawiciele ginącego zawodu

Codziennie dojeżdża do pracy w Szczecinie ze Stargardu. Szesnaście lat w zawodzie.

Klienci przyjeżdżają z butami do naprawy z Pyrzyc, Nowogardu. Są już miasteczka na Pomorzu, gdzie nie ma żadnego zakładu szewskiego.

Panią Katarzyna, stała klientka, wiceprezes firmy motoryzacyjnej, pierwszy raz przyniosła buty do Majster Facha z polecenia innego szewca – Nie każda krawcowa krawcową poleci, czy lekarz lekarza. To rekomendacja - uważa. Kiedy rozmawiamy szewc sprawnie przeszywa jej pasek w trzewikach. – My podpisaliśmy porozumienie ze szkołą na Klonowica, gdzie mamy patronacką klasę, która kształci dla nas blacharzy, lakierników, mechaników – mówi. Michał Michalski wspomina, jak mistrz Banaszak chodził do Izby Rzemieślniczej w sprawia ratowania zawodu szewca i marzył o powstaniu szkoły szewskiej w Szczecinie.

Wydawałoby się, że kiedy jest kryzys, to szewc ma ręce pełne roboty, a jednak w czasie pandemii u szewca też mniejszy obrót.

Marzenia szewca Michalskiego? Wydać książkę o obuwnictwie. Pewnie byłaby w niej też o tym, że jest zwolennikiem butów skórzanych, bo stopa w butach z ceraty cały dzień się poci, nic z tego nie będzie dobrego. Powtarza, że funkcjonalność musi zawsze iść krok przed modą. Nóg nie wolno sobie niszczyć.

Szewc w pałacu

Kiedyś weszła do zakładu szewskiego przy Kosmosie studentka Akademii Sztuki z prośbą, żeby jej obcasy z tylnej części buta przyczepić do przodu. – Nie będzie pani mogła w nich chodzić – mówi Michał Michalski. – Nie chodzi mi o to, żeby w nich chodzić, ale żeby stworzyć obiekt – usłyszał.

Do Centrum Przemysłów Kreatywnych przy Akademii Sztuki prowadzi przez zabytkową klatkę Pałacu pod Globusem. – CPK to 17 pięknie wyposażonych pracowni, z których korzystają studenci i firmy zewnętrzne, które chcą za opłatą skorzystać z możliwości tych pracowni – przedstawia.

Historia zaczęła się od telefonu od prof. Kamila Kuskowskiego, ówczesnego dziekana Wydziału Malarstwa i Nowych Mediów, który trzy lata temu zaproponował mu pracę ze studentami. – Studenci projektowania mody uczą się też projektowania obuwia (pod kierunkiem Katarzyny Ditrich-Paturalskiej, która projektowała m.in. dla Gino Rossi) – tłumaczy. – Do mnie przychodzą na zajęcia z technik obuwniczych, gdzie wybierają jeden ze swoich projektów i te buty pomagam im wykonać. Jakby mogli to by nocami siedzieli nad tymi butami – dodaje.

Takie buty chodzą po wybiegach mody albo są wypożyczane do teledysków. Buty z przezroczystego plastiku zadrukowanego oczami. Buty na platformie, turkusowe, obszyte bąblami w kolorze starego złota. Buty, których cholewki są czarnymi stopami.

– Uczę się przy nich nowych materiałów, jak połączyć materiały, których wcześniej nie łączyłem. – Tu zobaczyłem buta jeszcze z innej strony – mówi Michał Michalski. Szewc bez butów chodzi

Nie klnie i nie pije, ale bez butów chodzi. Któregoś dnia żona wręczyła mu torbę domowych butów do naprawienia i co o nie pytała, słyszała odpowiedź: „Kochanie, jutro zrobię, dzisiaj miałem pilną pracę”. – Odwlekałem, aż mi żona wrzuciła na FB: „Szewc bez butów chodzi i jego żona również”.

Klienci przynoszą mu do zakładu porcelanowe buciki w podzięce. Uzbierała się cała gablota.