Bo do Ewy przychodzą ludzie dziwni; nie tylko aktorzy, tancerze, plastycy, czy prezesi stowarzyszeń - także poeci, dziennikarze i różnego autoramentu łaziki. Zajrzy tu niekiedy by kupić kapelusz lub choćby aby się swoim szczęściem pochwalić zakochany, przywlecze się porzucony, zapuka spragniony i ukryje przed wiatrem zziębnięty.

Niewielka piwniczka przy rogu ul. Getta Warszawskiego i Królowej Jadwigi.

Przed wejściem „potykacz” z napisem Kapelusze u Ewy, w oknie różne nakrycia głowy, kwiaty, damski manekin zapatrzony w jesienny krajobraz secesyjnej uliczki w centrum miasta.

Wąskimi schodkami schodzimy do wnętrza pracowni. Trzeba uważać na czoło, gdyż sufity niewysokie i można do środka zanieść guza. A tutaj, zwłaszcza tutaj, głowa powinna być „dokładna”, taka jaką ją natura stworzyła, bez dodatkowych centymetrów, bo tutaj głowy się ogląda, mierzy, ocenia
i odziewa.

Tutaj jest sklep dla głów.

Ewa Tokarska to mistrzyni rękodzieła kapeluszniczego. Mistrzyni i czarodziejka. Opiekunka łbów nietuzinkowych i serc pogubionych. Bo do Ewy przychodzą ludzie dziwni; nie tylko aktorzy, tancerze, plastycy, czy prezesi stowarzyszeń - także poeci, dziennikarze i różnego autoramentu łaziki. Zajrzy tu niekiedy by kupić kapelusz lub choćby aby się swoim szczęściem pochwalić zakochany, przywlecze się porzucony, zapuka spragniony i ukryje przed wiatrem zziębnięty.

Ewa wita nas uśmiechem i propozycją ciepłej herbaty „z rumowym prądem”. Ciasno tu, ale spod „rozsiadłych” wkoło kapeluszy wydobyte zostają stylowe krzesła na których siadamy kręcąc głowami. Kręcąc, gdyż u Ewy nie sposób usiedzieć spokojnie. Uwodzą różnorakie nakrycia głowy – od beretów po cylindry, od sportowych cyklistówek po wieczorowe barwne, damskie, kwieciste ogrody z szerokimi rondami. Manekiny-Murzynki, manekiny-Chinki i Europejki. No i dodatki: rękawiczki, chusty, szale, apaszki, narzutki, woalki i inne jeszcze i wiele jeszcze, a wszędzie nowe i szczególne i różne od siebie… Brać, tylko brać i przymierzać. Podkradać z półek, ściągać z głów manekinom, zdejmować ze ścian za pomocą długiego, specjalnego wysięgnika (jak on, jak to się tam nazywa) i na głowę jeden po drugim, i do lustra aby się mizdrzyć, miny stroić, sobie pokrzywiać, jęzor wywalać i obliczu własnemu dziwować. Smakować siebie w innym kształcie i kolorze, gębę zdobić głową udziwnioną, głowie dodawać szyku, powagi albo śmichu.

I nagle chciałoby się błaznować, w chłopca na powrót schować, Kominiarczykiem albo Kapturkiem Czerwonym lustra zaskoczyć.

A tu praca.

Uszycie jednego kapelusza to zajęcie na co najmniej dziesięć dni. A często i na dłużej. Kapelusz jak skrzypce – musi mieć duszę. A kapeluszowej duszy nie da się ulepić choćby z pajęczyny. Tu trzeba mieć odpowiednie serce i troskliwe ręce. W kapelusz trzeba chuchać, trzeba do niego mówić gdy rozciągnięty jeszcze na drewnianej formie. Trzeba go głaskać i poklepywać. A później szyć
z namaszczeniem i z wiarą, że w ściegi wkłada się myśli dobre, że po nitkach spłyną do kapelusza pogodne uczucia, które usprawniają ręce napędzane sercem.

Ale po ośmiu godzinach szycia i modelowania bolą ręce i łzami zachodzą oczy. A tu jeszcze klient przed końcem pracy. Przyszedł i marudzi, i wybiera, i kombinuje co by tu, i jak by tu i z której półki by zażądać... Wypoczęty, dowcipny, anegdotami sypie i żarty klei… No bo wszak przy kapeluszach i do kapelusza o byle czym i byle jak to nie wypada. Trzeba filozoficznie, artystycznie, lub egzystencjalnie.

Więc skąd wziąć uśmiech, jak nie pokazać znużenia, czym okryć zniecierpliwienie… Każdy klient jest szczególny, każdy może kupić kapelusz, a w każdym razie wrócić tu raz jeszcze. Nikt nie może być ofuknięty, źle lub choćby chłodno potraktowany.

Nie wystarczy życzliwość lub doświadczenie. Te cechy trzeba zważyć i ze sobą związać. Dobrać odpowiednie ich proporcje i – no – tylko jeszcze lubić ludzi.

Kończymy nagranie. Wojtek chowa kamerę i mikrofon i biegnie w noc. Ma dziś jeszcze jakieś spotkanie.
Ewa częstuje nas kieliszkiem z wyjętej z wnętrza starej komody butelki Amaretto.

Wciskam głębiej kapelusz na głowę.
Wieje.
Nad nami księżyc.
Jeszcze bez kapelusza.

 

Pracownia Ewy Tokarskiej mieści się w Szczecinie przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego 22.


Katia i Krzysztof Salakowie

 

Zobacz też:

Śledzik z Laguny

Ulica z widokiem na okno

Kreatywne spędzanie wolnego czasu - DecoKreacje

Zakład czyszczenia pierza