Podczas wczorajszego wieczoru (25 czerwca) Teatr Letni został opanowany przez kabaretowy humor. A to wszystko przez: Stanisława Tyma, Kabaret Ciach, Kabaret Nowaki, oraz Kabaret Paranienormalni.

Dobre od początku

Na tego typu imprezach, niestety częstym zjawiskiem jest ich słabe prowadzenie. Ale wczoraj dobry klimat panował od samego początku. Tomasz Marciniak i Kamil Piróg w znakomity sposób przygotowali szczecińską publiczność na moc wrażeń i emocji, jaka miała ich później czekać. Między innymi można było się od nich dowiedzieć czym jest erotyzm brazylijski. A polega on na tym, że przez 20 odcinków pije się kawę, a potem okazuje się, że nagle ktoś jest w ciąży. Takich perełek było znacznie, znacznie więcej…

Ciach – i po bólu!

Na pierwszy ogień poszedł Kabaret Ciach. Pierwszy skecz dotyczył skupu złomu. Jak wiemy zbieracze złomu są zdolni do wszystkiego i nie ma rzeczy, której nie można zabrać na skup. Szyna? Znalazłem, leżała na ziemi obok drugiej szyny. Oczywiście zbieracze złomu nie lubią też jak coś się marnuje. A byłeś na Titanicu? Całe kino płakało – tyle dobra poszło na dno.

W innym skeczu sparodiowana została instytucja CBŚ (Centralne Biuro Śledcze), w którym to ich agent badał przyczyny kradzieży węgla. Niby prosta rzecz, jednak dla tego funkcjonariusza okazała się nieco skomplikowana. Ale w końcu CBA czy CBŚ to jeden pies.

Na sam koniec Kabaret Ciach „wyszedł do ludzi” badając wśród nich dobrą energię poprzez zasady feng shui. Natomiast w przypadku złej energii lekarstwem była torebka zielonej herbaty, którą trzeba było włożyć do ust i chyba tylko w im wiadomy sposób „naciągnąć”. Najciekawiej miał jeden z widzów płci męskiej. Otóż okazało się, że dla niego najlepszym miejscem na dobrą energię (według oczywiście azjatyckiego znawcy), są kolana innego męskiego osobnika. Na szczęście zniósł to dzielnie.

Polityka i sport

Później przyszła kolej na Stanisława Tyma. Został on przywitany gromkimi brawami. Zaskoczony artysta powiedział: rzadko kiedy otrzymuję takie prawa na wejście, zazwyczaj na wyjście. To ja wejdę jeszcze raz! Jego występ był bardziej spokojny i stonowany. Satyryk wspominał dawne dzieje kabaretowe i prezentował inną kulturę dowcipu. Z pewnością mniej komercyjną i docierającą do węższego grona odbiorców. Nie zabrakło dowcipów politycznych, choć były też te bardziej uniwersalne. Żona to kapitał, narzeczona to procenty. Ja kapitału nie ruszam, żyję tylko z procentów. Z racji odbywających się mistrzostw świata w piłce nożnej, pojawiły się też nawiązania do sprawozdawców sportowych i ich „kwiatków językowych”. Czym jest piłka – to skórzany przedmiot pożądania 22 mężczyzn, a gwizdek – mały, czarny przedmiot, który sędzia wkłada sobie bezpośrednio do ust. Ale takie wpadki zdarzają się nie tylko podczas różnego rodzajów meczów, również mogą się zdarzyć podczas transmisji kolarskich – wiatr zmienił kierunek i wieje pod wiatr. Stanisław Tym nie omieszkał sam wcielić się w rolę komentatora sportowego. Ze słuchawkami zrobionymi z końcówek butelek po wodzie mineralnej z nutką szaleństwa w głosie przez kilka minut mówił prawie, że na bezdechu.

Pełna spontaniczność

Kabaret Nowaki rozbawił szczecinian do łez. Pierwszy ich skecz dotyczył rozmowy kwalifikacyjnej, na której pojawiło się dwóch kandydatów: spokojny specjalista i szalona Jola. Kobieta zapytana o to jakim zwierzęciem chciałaby być, bez wahania odpowiedziała, że króliczkiem Playboya, natomiast gdy padło pytanie o obsługę komputera stwierdziła: jestem aktywną użytkowniczką internetu, ze szczególnym naciskiem na enter.

Inne sceny rodzajowe dotyczyły m.in. nauki pierwszego tańca na wesele (tak cię rozciągnę, że się własnymi piętami nad głową spotkasz) albo nauki piosenki na Przystanek Jezus (Pan Bóg ma oko wpisane w trójkąt i wszystko widzi albo Pan Bóg w 7 dni stworzył świat i jeszcze wyskoczył na last minute). Osobiście bardzo spodobało mi się powiedzonko zajezusiście!

Gdzie jest Mariolka?

Na deser wystąpił Kabaret Paranienormalni. Ich skecze inspirowane życiem codziennym rozbawiły publiczność do łez. Teletubisie – kto to wymyślił i po czym był? W przedstawionej próbie podrywu na dyskotece usłyszeliśmy: myślałaś kiedyś o końcu świata – wykorzystajmy ten czas lub inaczej muszą cię strasznie boleć nogi, bo cały dzień chodziłaś mi po głowie. Ich żywiołowość i naturalność od razu przeszła na widownię. Wiele śmiechu przyniosła także scena „castingu do radio”. Na pytanie czym się pan zajmuje padła odpowiedź: uprawiam survival – staram się przeżyć z emerytury. Jak to zrobić? Trzeba kupować w Biedronce.

Gwiazdą wieczoru była oczywiście Mariolka i jej słynne „heloł”. Igor Kwiatkowski znakomicie wciela się w rolę blondynki reklamującej pustaki. Mariolka stała się ich znakiem rozpoznawczym, aczkolwiek „nie samą Mariolką człowiek żyje”. Razem z Robertem Motyką oraz Michałem Paszczykiem tworzą zgrany zespół, który znakomicie potrafi dostosować się do oczekiwań i reakcji publiczności.

Szczecińska Noc Kabaretowa zapowiadana była jako niezapomniana i faktycznie taka była. Wczorajszy wieczór to cztery godziny porządnej dawki humoru i ćwiczeń przepony. Oby więcej takich wydarzeń w naszym mieście.