Minęło już kilka lat od ostatniego występu w Szczecinie tak wspaniałego kompozytora, producenta, a przede wszystkim gitarzysty, jakim jest Hirama Bullocka. Dzięki gościnności Free Blus Club wczoraj 27 października 2007 roku o godzinie 20:00 wszyscy miłośnicy mieszanki rocka, jazzu i bluesa zebrali się przed lokalem, po to by na żywo posłuchać światowej sławy muzyka.
Muzycy zjawili się w klubie kwadrans przed 20:00 i od razu rozpoczęli ustawianie swojego sprzętu. Hiram zgrabnie usiadł na scenie i przez kolejne 15 minut starannie rozwiązywał gordyjskie węzły z kabli, nucąc przy tym pod nosem melodie. A ja wsłuchana w spokojne jazzowe brzmienie, które wydobywało się z głośników kątem oka patrzyłam jak sala Free Blues Clubu powoli wypełnia się po brzegi miłośnikami gitarowego brzmienia. No cóż, na pewno opłacało się przyjść wcześniej, dzięki czemu przez kolejne trzy godziny mogłam w wygodnym krzesełku wysłuchać naprawdę elektryzującego koncertu.
Muzycy w składzie: Hiram Bullock (gitara, wokal), Felton L. Crews (gitara basowa, wokal) oraz nasz polski znakomity perkusista Krzysztof Zawadzki, w pełnej gotowości zjawili się na scenie o 20:30. Hiram występował w swoim tradycyjnym uniformie, czyli adidasach, spodniach dresowych oraz czarnej koszulce z wizerunkiem tygrysa, którą po przerwie zmienił na żółtą z takim samym motywem. Wśród ponad 20 utworów, jakie można było usłyszeń na szczecińskiej scenie Free Blues Cluby można wymienić między innymi „Try livin’ it” z najnowszego albumu muzyka o takim samym tytule, ale również inne starsze autorskie utwory tj. „Color me”, Bean burrito”, „Cafe Luna”. Cały trzygodzinny koncert został podzielony na dwie części, a podczas przerwy wszyscy miłośnicy brzmienia Hirama Bullocka, którym udało się dopchać do szatni mogli nabyć jego płyty.
Po kwadransie rozpoczęła się druga część koncertu, która była jeszcze bardziej energiczna. Hiram bardzo dobrze pobudził całą widownię do uczestnictwa w koncercie. Przyznam, że nawet moja wyjściowa spódnica i szpilki nie przeszkadzały mi, by na chwilę oderwać się od krzesła i zatańczyć przy elektryzującej muzyce gitary. Z resztą w drugiej części koncertu pojawiły się bardziej mi znane utwory, które niegdyś były hitami innych artystów. Jednak wykonanie „I can’t get no (Satisfaction)” (Rolling Stons’ów), „I’ll be watching you” (Sting’a), „Money for nothing” (Dire Straits), „Smoke on the water” (Deep purple), a nawet „Rolling on the river” (Tiny Turner) kompletnie dodało mi i całej publiczności skrzydeł.
Hiram, muszę przyznać, ma naprawdę świetną zdolność podrywania widzów do dobrej zabawy. W dodatku jego poczucie humoru zupełnie niwelowało barierę pomiędzy muzykiem, a publicznością. Nawet podczas koncertu potrafił zejść ze sceny ze swoją gitarą i przecisnąć się pomiędzy tłumem fanów, nadal grając swój kolejny świetny kawałek jazzowy.
Koncert zakończył się dwoma bisami o godzinie 23:30, które i tak nie dawały satysfakcji rządnej elektrycznego brzmienia gitary Hirama Bullocka oraz jego ciekawego wokalu.
Tego wieczoru można było usłyszeć utwory będące połączeniem gatunku jazz, blues, rock i funky. Muzyka Hiram Bullock Band uświadomiła mi jak naprawdę mało wiem o muzyce. I szczerze liczę na kolejne takie wydarzenie w Szczecinie. A na kolejny koncert tego świetnego zespołu nie należy zapomnieć o przygotowaniu gołąbków, bigosu i oczywiście golonki, bo tym ponoć najbardziej można zachęcić muzyka do kolejnej wizyty w naszym kraju.
Komentarze
0