Mniejszość ukraińska w Szczecinie- bardzo duża, prężna i widoczna. Pomarańczowa Rewolucja. Euro 2012. „Ogniem i mieczem”. „Hej sokoły”. Warunki pracy dla Ukraińców w naszym mieście. Narodowe stereotypy. To słowa klucze, za którymi kryje się temat- rzeka, szeroki (szeroka) jak Dniepr, niezmierzony jak zaporoski step. Temat- stosunki polsko- ukraińskie. Przede wszystkim- w naszym mieście. Na ten temat rozmawiałem z konsulem honorowym Ukrainy w Szczecinie- Henrykiem Kołodziejem. Zapraszam do lektury.

„Szczecin był zawsze moim miastem, a region zachodniopomorski- moim regionem”.

Maciej Pieczyński: W Szczecinie jest największa w Polsce mniejszość ukraińska. Czy uważa Pan, że miasto Szczecin stwarza dobre warunki dla bytowania i kulturalnego rozwoju mniejszości ukraińskiej?
Henryk Kołodziej:Czy jest to największa mniejszość, to nie będę się tu licytował z innymi, natomiast pomimo, że statystycznie chyba nie jesteśmy pierwsi, to faktycznie chyba najbardziej jesteśmy aktywni jako mniejszość. Do tego dochodzi jeszcze duże teraz zainteresowanie w Europie zachodniej i środkowej Ukrainą, wytwarza się więc dobra atmosfera dla popularyzacji naszej mniejszości. Większość z nas to greko katolicy, mała część jest prawosławna. Jeśli chodzi o warunki, stwarzane przez miasto, i serce, i rozum każą mi odpowiedzieć, że warunki te są odpowiednie. Ja przez 20 lat kierowałem tą mniejszością od najniższego szczebla - byłem przez 16 lat v-ce szefem Zarządu Głównego Związku Ukraińców w Polsce, stąd też mam dość duże doświadczenie. Może powiem tak lapidarnie: zawsze jak wracając do Szczecina byłem na moście na Odrze, to czułem się tak, jakbym był już w domu. Szczecin był zawsze moim miastem, a region zachodniopomorski- moim regionem. Oczywiście wielu Ukraińców, którzy to czytają, mogą pomyśleć, że wypowiadam się zbyt cukierkowo, ale ja pamiętam lata pięćdziesiąte, sześćdziesiąte, kiedy koledzy mnie przezywali „ty Ukraińcu”, wówczas było to najcięższe przezwisko. Ale patrząc wstecz, to i można wspominać drugą, i pierwszą wojnę światową, i jeszcze nawet czasy miecza, więc ja staram się zawsze patrzeć do przodu. Jeśli chodzi zaś o współczesne warunki dla Ukraińców w Szczecinie, to sam fakt że właśnie tutaj jest tak potężny ośrodek kultury ukraińskiej, wiele świadczy. Tutaj dla przykładu stosunki z Polakami, z władzami polskimi były zawsze lepsze niż- niby to przypadkiem wspomnę- w Przemyślu.

M. P. :Byłem ostatnio na mszy greckokatolickiej. Frekwencja niezbyt była wielka, a młodych ludzi można było policzyć na palcach jednej ręki. Jest to z pewnością zły znak, czy uważa więc Pan, że tożsamość narodowa, kulturowa szczecińskich Ukraińców powoli zanika?
H. K.:Po pierwsze- to jest prawda, że proces asymilacji postępuje. Po drugie założeniem Akcji „Wisła” to była likwidacja nas w przeciągu paru lat, a przetrwaliśmy sześćdziesiąt, wobec tego to i tak bardzo dużo. Natomiast współcześnie wielu Ukraińców u nas wyjechało w rodzinne strony. Odbywa się też bardzo dużo imprez wspomnieniowych z powodu 60ej rocznicy Akcji „Wisła” i ludzie młodzi jeżdżą w swoje rodzinne strony, i nie są to już Bieszczady, nie jest to Lesko czy Sanok, to już często jest Słupsk, Sławno, Koszalin. Sam po sobie odczuwam, że brakuje moich sąsiadów- rodaków. Jeśli chodzi o frekwencję na mszach, to w Boże Narodzenie, czy Wielkanoc, jak to w Polsce, „od wielkiego dzwonu”, to i młodzież przychodzi. Ale praktycznie w trakcie roku akademickiego młodzież studencka przychodzi tutaj na msze na godzinę 18.

M. P. :Jak Pan ocenia niedawno obchodzone, XI Dni Kultury Ukraińskiej? Czy aby nie zabrakło trochę promocji? W końcu nawet punkt kulminacyjny imprezy- koncert słynnych Haydamaków, słabo był rozreklamowany. Nie warto byłoby głośniej promować kulturę ukraińską w Szczecinie?
H. K. :Niezręcznie jest mi wypowiadać się na ten temat, gdyż od lutego 2007 nie jestem już szefem mniejszości na Pomorzu Zachodnim ( tę funkcję pełni obecnie Jan Syrnyk), mogę jednak powiedzieć, że jeśli chodzi o promocję, była ona zrobiona przez nas kilkukrotnie lepiej i skuteczniej niż w zeszłym roku. Efekt jednak- kilkukrotnie mniejszy. Przede wszystkim patronat przejęła TVP 3 i ani jednej kamery, ani razu na imprezie naszej nie było. Radio robiło, co mogło, były cztery bilboardy- po raz pierwszy reklamowalismy się na bilboardach. Plakatów rozklejonych było tak dużo, że nas Straż Miejska ścigała. Trzeba jednak powiedzieć, że w tym samym czasie w Parku Kasprowicza i na Wałach Chrobrego były imprezy. O tej porze roku często mamy taki konflikt imprez. Jednak osiągnieciem tych Dni Kultury było ściągnięcie tak znanych zespołów jak Haydamaky i Tercja Pikardyjska. To, że Tercja została pokazana dla w sumie nie tak licznej widowni, to także zasługa tych, którzy kreują pewien poziom kultury w Szczecinie. Bo my nie jesteśmy profesjonalistami, my staramy się coś zorganizować, ale potrzebujemy pomocy, i jedyną pomocną dłoń w tej dziedzinie wyciąga do nas Zamek Książąt Pomorskich. Przyznaję, że pomimo starań i dużych nakładów finansowych, gorsza była frekwencja. Było inaczej niż w poprzednich latach- mniej folkloru, a bardziej profesjonalnie. Stąd wniosek, że trzeba się bardzo postarać. to połączyć- i trochę folkloru, i trochę komercji dla tych, którzy chcą po prostu zobaczyć kozaka.

„chciałbym być zawsze konsulem tej cywilizowanej, tej „europejskiej” Ukrainy”

4. M. P. :Co Pan sądzi o Pomarańczowej Rewolucji i jej następstwach? Falstart demokracji czy naturalny ból przemian? Czy Juszczenko to „ukraiński Wałęsa” czy kolejny oligarcha?
H. K. :W momencie, gdy działalność „Solidarności” w Polsce była zawieszona, Służba Bezpieczeństwa poszerzyła też inwigilację Ukraińców. Odczułem to, tracąc pracę w stanie wojennym. Gdy oficerowi SB powiedziałem, że „S” to nie żaden związek zawodowy, ale potężny ruch społeczny, skończyło się to rewizją w moim biurku. Zostawili mi wówczas tylko „Jedność” i „Nasze Słowo”- jedną polską, i jedną ukraińską gazetę. Świadczyło to, że paradoksalnie, zaprzeczając, przyznali mi rację, że „Solidarność” to potęga. Pomarańczowa Rewolucja to także był potężny ruch społeczny. Nawet przeciwnicy „Pomarańczowych”- „Niebiescy”, w rozmowach indywidualnych w sumie potwierdzali te same postulaty wolności. Polacy już tę wolność mają, przez co często o niej zapominają. Natomiast Ukraińcy wyrywają się teraz na demokrację, ale zarazem ciężko jest oderwać się od Moskwy, która łoży na to ogromne pieniądze. Kreml nigdy nie oświadczył, że rezygnuje z Ukrainy jako swego satelity. Rewolucja zmieniła nie tylko „Pomarańczowych”, ona zmieniła także „Niebieskich”, ona zmieniła cały kraj. Z południowo wschodniej Ukrainy przyjeżdżają tu ludzie w ramach projektów fundacji rozwoju demokracji lokalnej, oni są rosyjskojęzyczni i mówią, że są za tym, by Ukraina przystąpiła do NATO. Dla mnie jest to też szokujące, ale bardzo przyjemne, jako dla konsula, bo ja chciałbym być zawsze konsulem tej cywilizowanej, tej „europejskiej” Ukrainy.
Jeśli chodzi o Juszczenkę. Żyjemy tu i teraz. W Polsce głosowałem kiedyś, żeby nie na Tymińskiego, to na Wałęsę. Często się z nim nie zgadzałem, często się nawet śmiałem z niego. Jednak ci, którzy go teraz opluwają ze zwykłej zawiści, nigdy i w niczym nie byli lepsi. To samo dzieje się na Ukrainie. Jest to syn narodu, niezły ekonomista, bankowiec, ale nie aż tak chytry polityk. Zastał duży stopień trudności na drodze do demokracji. Oczywiście widzę masę jego błędów, jest to jednak symbol, który przechodzi do historii. Pod tym względem jest to ktoś w rodzaju ukraińskiego Wałęsy.

„Polacy i Ukraińcy są bardzo podobnymi mentalnie narodami. Jedni i drudzy najpierw się dobrze bili, ale potem dobrze pili”.

M. P.: Jak Pan odnosi się do popularnej tezy głoszącej, że Ukraińcy- podobnie jak ogólnie Słowianie, w tym też Polacy- potrzebują twardej ręki bardziej niż ludowładztwa?
H. K. :Polacy i Ukraińcy są bardzo podobnymi mentalnie narodami. Podam przykład. Jak w „Ogniem i mieczem” Hoffman pokazał Polaków pijących, to się tak wszyscy oburzyli, jak można tę cudowną szlachtę takimi pijakami zrobić?! Na Ukrainie to samo- wszyscy się buntowali, jak można tych cudownych kozaków zrobić pijakami?! Nikt nie chciał sobie prawdy powiedzieć, że jedni i drudzy najpierw się dobrze bili, ale potem dobrze pili. Jesteśmy więc podobni, no może nawet bardziej emocjonalnymi są Ukraińcy ze względu na położenie bardziej na południu. Jeśli chodzi o władzę... Jak jestem zły na to, co dzieje się na Ukrainie, to mówię, że przydałaby się tam silna ręka. Jak widzę, że jednak Juszczenko wychodzi na swoje, to myślę sobie „dobrze, że ta demokracja tam wygrywa”. Jednak uważam, że w tej chwili jest już za późno na silną rękę, powinna ona nastąpić dziesięć lat temu. W tej chwili jest czas na demokratyzację i przekonywanie tych, co nie chcą wierzyć (albo są opłacani, aby nie wierzyć), że Polska jest dla Ukrainy przedsionkiem do cywilizacji zachodniej Europy.

M.P.: Jak Pan ocenia szanse na zrealizowanie projektu Euro 2012? Myśli Pan, że współpraca w organizacji mistrzostw zacieśni pozytywne więzy polsko- ukraińskie?
H. K. :Gdybym nawet mógł pomóc malowaniem ławek na stadionie Pogoni, to będę malował, żeby mecz Polska- Ukraina na rok przed turniejem odbył się tu, w Szczecinie. Warto dla dwóch państw, warto dla dwóch narodów, warto dla dwóch reprezentacji. Będą pewne problemy- tacy są Polacy, że na ostatnią chwilę wszystko robią, będzie też dużo napięć, ale z dużego bólu rodzą się tak piękne dzieci, więc mam nadzieję, że to dziecko też będzie ładne.
M. P.: Jak Pan ocenia warunki zatrudnienia Ukraińców w Szczecinie? Jakie są ewentualne perspektywy polepszenia tych warunków?
H. K.: Miasto Szczecin to tak naprawdę trudno powiedzieć, żeby cokolwiek zrobiło. To nie jest chyba jednak wina miasta, od tego są pewne instytucje, i te instytucje- a mam tu na myśli Wojewódzki Urząd Pracy, to już widać, że pewne działania podjął. Są podejmowane inicjatywy przez Północną Izbę Gospodarczą, Biznes Center Club, przez większe przedsiębiorstwa działające na terenie Szczecina, by zaprosić Ukraińców do pracy. Dużą blokadą są niskie zarobki, a innym problemem są duże koszty utrzymania jednego pracownika związane z opłatami dla obcokrajowca. Nasze (polskie) prawo jest dość restrykcyjne dla obcokrajowców, bo my mieliśmy nadmiar swoich rąk do pracy. Trudno więc od Polaków oczekiwać, by chłonęli z entuzjazmem pracowników z Ukrainy. Wszystkie instytucje z tym związane, w tym Wojewódzki Urząd Pracy, starają się tę sytuację polepszyć, natomiast co w najbliższym czasie będzie, to zależy od centrali. Ja z centralą- z Ministerstwem Pracy też współpracuję i- jako obywatel tego kraju, choć Ciężko mi to mówić jako konsulowi, częściej spotykam się z mało kompetentnymi, bardzo młodymi, świeżo zatrudnionymi paniami w Ministerstwie Pracy, które chętnie bym zaprosił na kawę, ale merytorycznie niewiele na ten temat wiedzą, a tych, którzy wiedzą, chwilowo jakby przeniesiono ze względów politycznych, bo może lepiej się nie wychylać. Nie wiem, na co polskie władze czekają, bo jak już zabraknie im rąk do pracy, to wszystkie działania mogą wziąć w łeb. A jest taka potrzeba i wierzę w to, że jest w Szczecinie już taka grupa ludzi, instytucji, która wybrnie z tego marazmu szczególnie, że od 20 lipca łatwiej będzie zatrudniać obywateli Ukrainy.

„Nie było nigdy na Ukrainie takiej antypolskości, jaka była antyukraińskość przez wiele lat tutaj w Polsce”

M. P. :Jaka częściej występuje postawa Ukraińców wobec Polaków? Żywe są jeszcze historyczne animozje, czy jednak przewagę ma wdzięczność za udział w Pomarańczowej Rewolucji i patrzenie na Polskę jak na przedsionek na Zachód?
H. K. : O, to już będzie wywiad rzeka... Krzywdy zawsze są odczuwane subiektywnie. Moją żoną jest Polka, znam gehennę i nieszczęście Polaków zza Buga. Wiem, że ich łzy tak samo gorzko smakowały jak moim dziadkom, moim rodzicom, których wysiedlano z Bieszczad. Stąd też zawsze starałem się nie robić ani Ukraińców zakładnikami za polskie krzywdy, ani Polaków za ukraińskie krzywdy. Niech każdy bije się we własne piersi. Jan Paweł II w 1987 r. podczas wizyty w Szczecinie nie musiał ze mną rozmawiać po ukraińsku, ale wiedział, że w delegacji będzie Ukrainiec, przygotował się do tego i ze mną rozmawiał po ukraińsku. Był to wielki gest wielkiego Polaka. Byłem zaszokowany. Moim zdaniem Polska powinna w szybkim tempie wykorzystać pozytywny wpływ Pomarańczowej Rewolucji na nasze stosunki na uporządkowanie cmentarzy ukraińskich. Taka jest prawda, że cmentarze żydowskie przetrwały czasy hitlerowskie, a nie przetrwały Polaków. Okazało się że, panteon musiał stanąć we Lwowie na Cmentarzu Orląt, i stanął, ale w Polsce cmentarzy ukraińskich nie ma. Trzeba się uderzyć we własne piersi. Nie było nigdy na Ukrainie takiej antypolskości, jaka była antyukraińskość przez wiele lat tutaj w Polsce. Z tego względu, że Ukraina nie rościła sobie nigdy pretensji terytorialnych. Stąd też przyjemne zaskoczenie moich znajomych Polaków, którzy byli na Ukrainie i opowiadali „słuchaj, my myśleliśmy, że ci Ukraińcy tak nas nienawidzą, jak my was”. Stereotyp działa zawsze w dwie strony. Należy pamiętać, należy uczyć się tego, z tego wyciągać wnioski. Jest możliwe jeszcze szybsze zbliżenie polsko- ukraińskie, jednak ja jestem przerażony, że w koalicji rządzącej są ludzie, którzy do dzisiaj, nie wyparli się okrzyków w stylu „sieg heil”. Nie rozumiem Polaków, którzy, mając za sobą nieszczęście obozów koncentracyjnych, takich ludzi wybrali. Bóg na chwilę niektórym odebrał rozum. Owszem, nie cieszy mnie też, że na Ukrainie są podobne organizacje nacjonalistyczne typu UNA UNZO (mam z nimi na pieńku, gdyby mnie spotkali i się dowiedzieli, że przyjechałem z Zachodu i nie jestem z nimi, chętnie by mi wlali jak każdemu innemu). Nacjonalizm ukraiński tłumaczyłbym jednak tym, że musi być jakiś odpór imperializmowi rosyjskiemu. I to nacjonalistyczne przegięcie, na tym etapie, jest mniej szkodliwe niż to w Polsce. Trzeba z nim jednak skończyć, i przyjdzie na to czas, gdy Ukraina już będzie bliżej z Polską, i w UE i NATO. Wtedy nie będzie zagrożenia Rosją, i nacjonalizm ukraiński nie będzie miał wytłumaczenia.

M. P. : Teraz trochę lżej... Tymko Padura, autor słynnej pieśni „Hej sokoły”, powiedział kiedyś „Mickiewicz to wielki poeta, ale moją pieśń śpiewa cała Polska i cała Ukraina”. Że cała Polska- to wiadomo. A jak na Ukrainie?
H. K. :Czasy się zmieniły, jednak jeszcze trzy lata temu nie odważyłbym się z Polakami publicznie śpiewać „Hej sokoły”. Było to bowiem traktowane przez Ukraińców, że to „polskie pany” przynieśli tę pieśń, i to „polskie pany” śpiewają, mając sentyment do „swoich ziem”, gdzie czekają na nich „poddani”, i te dziewki, z którymi można sobie poharcować. Jednak ostatnio już uczymy się śmiać z siebie. Jest więc już przetłumaczona na ukraiński pieśń „Hej sokoły”, tutaj ostatnio, dwa tygodnie temu śpiewaliśmy razem z zespołem ludowym, ja po polsku, oni po ukraińsku, całkiem nieźle nam to szło. Uważam, że możemy tę pieśń śpiewać, i ten resentyment pamiętać, że był, ale że minął.

M. P. : A może to powinien być hymn Euro 2012?
H. K.: No nie, to byłoby chyba spłaszczenie. Przyznam się, że jest to pytanie dla mnie zaskakujące... Jednak, jak będą to na stadionie śpiewać, ja też na pewno śpiewać będę.

M. P. :Co Ukraińcy sądzą o wielkich Polakach z Ukrainy? Fredro, Słowacki?
H. K. : Mamy wspólną krew, ja mam szwagra który pisze o rodzinie Fredrów, wiadomości na temat tej sławnej rodziny jestem gotów udostępnić studentom. Tak się jakoś złożyło, że my (Polacy i Ukraińcy) nie tylko biliśmy się w historii, ale kochaliśmy się także, i te dzieci później z tej miłości wychodziły. Ja mam mojego szwagra, Mychajła Kosiła, wydawnictwa na temat Fredrów, i to I tak jak Litwini mówią, że Mickiewicz to Mickjevicjus (Litwin), no my tak bardzo nie dyskutujemy, oddajemy Fredrę i Słowackiego Polakom, ale mówimy, że byli wielcy i mieli naszą krew.

M. P. : Czym jest dla Pana praca konsula honorowego? Czym Pan się zajmuje poza tym zaszczytnym stanowiskiem, i jak udaje się to razem pogodzić?
H. K. : Ja robotę konsula wykonywałem już dużo wcześniej, zanim miałem do tego jakiekolwiek prawa formalne. Gdy byłem przewodniczącym mniejszości ukraińskiej na Pomorzu Zachodnim. To współpraca z policja, Strażą Graniczną, prokuraturą, z władzami regionu układała się uznaniowo. Doszła mi jednak odpowiedzialność reprezentowania państwa, narodu ukraińskiego z tytułem, tak czasem jakby mi częściej tchu brakowało, ale praca konsula honorowego ma dwie strony medalu. Z jednej strony jest to orzeł- to są wywiady, oklaski, reprezentowanie na zewnątrz, szacunek, natomiast codzienność to pomoc ludziom bez pieniędzy, okradzionym, pobitym, aresztowanym, czasem przestępcom, czasem ludziom mądrym, ale biednym, czyli naukowcom. Konsul honorowy musi na siebie zarobić. Gabinet, w którym udzielam wywiadu, jest zrobiony przeze mnie. Dom........... Ukraińców w Polsce Związek Ukraińców w Polsce podarował mi to pomieszczenie. Byłem tym, który jako przewodniczący całym tym obiektem kierował, remontem, budową. Na co dzień mam firmę budowlaną budującą domki jednorodzinne. Powiedziałbym tak- owszem, zdarzyło mi się że temu, takiemu Ukraińcowi to choćbym miał stracić sto tysięcy, to mu nie zapłacę. Ten gość żyje, mieszka w domu, ale należy do partii, która uważa, że nienawiść do innych jest przyszłością dla Polaków. A ja uważam że jest odwrotnie. Jest mi bardzo przyjemnie, gdy moi przyjaciele, moi inwestorzy, na święta Bożego Narodzenia te ukraińskie, czyli te późniejsze, telefonują i składają mi życzenia wiedząc, że jestem Ukraińcem i konsulem. Świadczy to o ich wielkości jako ludzi, jako chrześcijan.

M. P. :Teraz tak na koniec... Jakie są najbliższe plany promocji kultury ukraińskiej w Szczecinie, i w ogóle na przyszłość mniejszości ukraińskiej w Szczecinie?
H. K. : Wkrótce Szczecin może odwiedzi ambasador Ukrainy. Mamy zamiar uaktywnić wszelkie formy współpracy z Ukrainą, przede wszystkim gospodarcze i społeczno- polityczne. Mam już całą listę chętnych, którzy chcieliby jechać jako obserwatorzy, nie tylko młodych ludzi, którzy chcą jechać na Ukrainę, oczekując, że nadal będzie tam „pomarańczowo”. Czyli są ludzie, którzy mają potrzebę ducha. Jedyną bolączką dla mnie jest, że ukrainistyka na Uniwersytecie Szczecińskim wyraźne ma tendencje do tego, by być „niby- ukrainistyką”. Nie odczuwa się, że jest to „kierunek – Ukraina”. Czuję niedosyt i wiem, co mówię.