Zgubienie się po raz pierwszy w swoim mieście nie jest rzeczą łatwą. Mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie można, choć zabrzmi to może trochę absurdalnie, dojść do pewnej wprawy w błądzeniu. Miejsce pierwsze jest więc wynikiem raczej błąkania się po mieście niż perfekcyjnego zabłądzenia.

SZCZECIŃSKA WENECJA

Pamiętam z opowieści, że gdy ktoś mieszkał na Pomorzanach i odbierał rodzinę z dworca PKP to wiózł ją przez centrum - ulica Kolumba była zakazana. Ta jedna z podobno najbrzydszych szczecińskich ulic nie nadawała się na wizytówkę miasta. Zresztą teraz także reprezentacyjną ulicą być nie może i to wcale (jak mi się wydaje) nie ze względu na stare, przepiękne acz zrujnowane budynki, ale z uwagi na komisy samochodowe. Ta dość ciekawa (sic!) wizja urbanistyczna- wpleciony w tajemnicze budynki styl targowy- nie wydaje się zbyt zachęcająca.


Jest jednak w tej ulicy mały przesmyk, dróżka prowadząca do innego wymiaru. Ta szczelina schowana przed oczami zbyt ciekawskich to mostek przerzucony na malutką wyspę na Odrze. Znajduje się on prawie na wprost końcowego przystanku „75” i właśnie ten mały przesmyk prowadzi do naszej pierwszej „zguby”.


Stojąc już na mostku czy dalej na wyspie można podziwiać widok piękny, przenoszący nas w czasy dawne. Duże, czerwonoceglaste kamienice ciągną się wzdłuż Odry. Zawsze odczuwałem ogromną ciekawość patrząc na ściany schodzące pionem wprost do lustra wody. Spokojnie patrzące przed siebie okna nie są już jednak ciekawe nadbrzeżnego ruchu, a raczej zmęczone spokojnie przymrużają powieki.


Niezwykły to musi być widok z okna mieszkania na parterze. Niezwykły jest też jednak ze wspomnianego mostku. Oczami wyobraźni cofam się od razu do momentu, kiedy miejsce to „odwiedzały” statki, gdy przepływały opodal budząc do życia tę część miasta. Widzę łodzie płynące tuż przy budynkach, cumujące gdzieś dalej na pomostach, ruch, typowy rzeczny gwar. Przypomina mi się obraz Fridricha „Kobieta w oknie”. Patrzy ona z utęsknieniem w dal. Za oknem przepływa statek ocierając się prawie o ścianę budynku. Współgra on z rzeczywistością czy nawet kreuje ją, ale na pewno nie jest obojętny. Tak jak nie są obojętne statki z moich wspomnień. Czasami wywołują tęsknotę, czasami nadzieję czy żywą dyskusję kupców i zawsze są nieodzowną częścią Szczecińskiej Wenecji.


Jak różny to musiał być widok w porównaniu z obecnym - szare, smutne barki, które niespiesznie i cicho mkną Odrą nie zwracając uwagi na zniszczone już przecież budynki.


I chociaż nie wiem, czy w istocie wizje mojej starej Szczecińskiej Wenecji to wizje zgodne z historią, ale czy to jest najważniejsze? Ten pejzaż namawia do ujrzenia świata kupieckich wspomnień. Ważne przecież bywa nie tylko to, co jest, ale to co nam się może wydawać.


Przeglądając więc pierwszą stronę naszego przewodnika widzę Wenecję kupiecką, starą, pożółkłą. Wenecję z gwarnym nabrzeżem, chłopcem sprzedającym gazetę na ulicy, panem w cylindrze z dobrze ułożonym wąsem, statkami towarzyszącymi kamienicom i oknami wpatrzonymi w te statki. Wenecją z ukrytą magią, w której można się zagubić gdzieś między wspomnieniem dawnej chwili a rzeczywistością.

Zobacz pozostałe odcinki cyklu "Gubiąc się"