6 września w Teatrze Letnim odbyła się Gala Finałowa Szczecińskiego Festiwalu Młodych Talentów GRAMY 2009. To już trzecia edycja imprezy i można powiedzieć, że przeszła ona najśmielsze oczekiwania organizatorów. O wejście do finału ubiegało się ponad 200 kapel, w tym reprezentanci innych krajów tj. Łotwy czy Słowacji. Trudny orzech do zgryzienia miało więc Jury. Na szczęście mimo pewnego zmęczenia jego członkowie zachowali instynkt poszukiwaczy talentów i wybrali 6 zespołów, ich zdaniem prezentujących najwyższy poziom. One to zagrały podczas Gali walcząc o Grand Prix.
Wybierając się na taki festiwal koniecznie trzeba się zastanowić nad tym, czym jest talent? Czego szukamy, co oceniamy. Jest to pojęcie trudne do zdefiniowania. Każdy zapewne inaczej rozumie jego istotę, na co wskazuje niejednokrotne zdziwienie podczas odczytywania wyników jury podczas różnego rodzaju festiwali. Po prostu nie zawsze się z takimi werdyktami zgadzamy. Czy poszukujemy pięknego głosu, ciekawej melodii, osobowości scenicznej, czy też zwracamy uwagę na nasze odczucia, czy dana piosenka/głos/osoba porusza nasze emocje, nie pozwoli przejść obojętnym, nie pozwoli zapomnieć. GRAMY to festiwal dla młodych talentów. Ogólnie można powiedzieć że szuka się tu objawienia, czegoś niepowtarzalnego, czego jeszcze nie ma na rynku, co wzruszy ludzi.
Brawa dla Łowców
Talent z pewnością mają Łowcy.B, którzy poprowadzili całą imprezę. Zrobili to w wielkim stylu. Dobry kabaret można poznać po dobrych, śmiesznych skeczach. Jednak w tym wypadku wartość artystów (choć może zabrzmi to obrazoburczo), można poznać dopiero w „naturalnym środowisku”, kiedy pracuje się z nowo poznanymi ludźmi. Przygotowany wcześniej scenariusz ciekawych tekstów i ripost na niewiele się zda, gdyż prowadzenie festiwalu jest w dużym stopniu nieprzewidywalne. Tej nocy Łowcy. B uprawiali Sztukę. Nie byli tylko tłem dla gwiazd wieczoru. Ich każdorazowe wejście na scenę było długo wyczekiwane. Dali się poznać jako inteligentni, utalentowani ludzie, których błyskotliwe komentarze doskonale opisywały dane zdarzenie. To właśnie w dużej mierze dzięki nim ten wieczór był tak udany.Konkursowe zespoły – pierwsza odsłona
Udany występ zaliczył także zespół z Wrocławia All Sounds Allowed który wystąpił jako pierwszy z sześciu uczestniczących w konkursie kapel. Moc tego zespołu z pewnością nie leży w wokalu, który jest przyzwoity, ale nie porywający. O wybraniu go do finałowej szóstki zaważył pewnie fakt, że muzycy jako perkusję traktują kilka zespawanych kół zębatych, a dźwięki wydobywają za pomocą szlifierki, (jako kobieta mogę się mylić, więc jeśli to nie była szlifierka proszę wybaczyć). Jury pewnie chciało zaprezentować widowni coś innego, czego na co dzień w muzyce nie ma. Owszem było to ciekawe, ale tylko i wyłącznie ciekawe. A to za mało. Stanisław Soyka, który tego wieczora sprawdzał się wraz z Krzysztofem Czeczotem w roli eksperta, uznał występ za interesujący. Pan Stanisław grał rolę asertywnego, dobrego policjanta, rola złego przypadła zaś aktorowi (znanemu choćby z „Brzyduli”), który notorycznie był obiektem zainteresowania „Łowców".
Kolejny zespół - „Zakręt" z Poznania, lubujący się w stylu funky, jazz i blues wypadł bardzo korzystnie. Widać że prym w zespole wiedzie nie urodziwa wokalistka o pięknym, głębokim głosie, a gitarzysta który stworzył filozoficzną oprawę występu, zapowiadając każdą piosenkę. Kameralny głos, doskonale pasowałby do występów w jakiś ambitnych miejscach. Dźwięki zaś sprawiały, że człowiek miał ochotę potańczyć przy bluesie i jazzie, przy którym według mnie tańczy się zdecydowanie lepiej niż przy muzyce dance. Głos plus ciekawa muzyka stworzyły ciekawy kontrast. Stanisław Soyka uznał że zespół prezentuje „coś nieuchwytnego"; bolała go tylko intonacja wokalistki. Czeczot uznał, że „dobra była tylko perkusja".
Jako trzeci wystąpił So Cool Band ze Szczecina, grający muzykę soul i RnB. I tu można z całą pewnością stwierdzić, że wokalista ma talent. Damian Rybicki - niepozorny, ubrany na biało, już przy pierwszych dźwiękach piosenki, śpiewanej po angielsku, pokazał swój potencjał. Głos o ciekawej, można śmiało powiedzieć, kobiecej barwie. Jednak nie w samej barwie tkwiła siła wokalisty. Był prawdziwym zwierzęciem scenicznym, mimo iż stał przez całe trzy utwory w jednym miejscu. I to jest prawdziwa siła i charyzma! Skupić przez 10 minut uwagę całej publiczności w jednym punkcie. Ekspresja i siła wyrazu tego młodego człowieka była zastanawiająca i chyba wszystkich zaskoczyła. Dopiero trzecia zaprezentowana piosenka była wykonana po polsku. Tekst może nie był z najwyższej półki, jednak wydaje się że talent wokalisty uratuje wszystko. Pod wrażeniem gry zespołu byli także prowadzący z Maryjuszem na czele, którzy właśnie o szczecińskiej kapeli wypowiedzieli się w samych superlatywach. Stanisław Soyka ujął występ jednym słowem: "świetnie". Zaś zły policjant tym razem chwilowo trochę złagodniał: „To mnie zmiażdżyło od samego początku", by za chwile dodać: „Ale już wiem czemu nie śpiewają po polsku". No cóż, po takiej wypowiedzi to już pewnie w ogóle nie będą śpiewać w naszym ojczystym języku....
Łowcy B też umieją grać
Po trzech występach nadszedł czas na innych profesjonalnych muzyków. Samych Łowców.B. I co się okazało, oni naprawdę umieją grać! Już w 3 sekundzie występu publiczność postawiła na ekspresję i bawiła się tak samo świetnie jak Maryjusz & Spółka. Trudno zakwalifikować to co śpiewali i co grali pod jakikolwiek gatunek muzyczny. Ale na pewno był to występ na poziomie, mimo iż miał uwieść ludzi i ich rozbawić. Łowcy nie muszą łowić, ludzie sami wpadają w ich sieci, a pana Soykę po ich występie „wbiło w fotel".
Xanadu i inni
Zespół nr 4.- Xanadu. Skład pochodzi z Bydgoszczy. Stylem ich muzyka bliska jest gotyckiemu rockowi. Cóż można powiedzieć o tym zespole ... Głos wokalistki był bez zarzutu, lekko zachrypnięty, nadawał klimat całemu występowi. Jednak nie da się ukryć że muzyka ta, mimo iż piękna, jest także dość ciężka. Aby ją właściwie odebrać, trzeba mieć odpowiedni nastrój, wtedy doskonale nadaje się do wydobywania tkwiących w nas emocji. Jeśli jednak człowiek jest zrelaksowany i szczęśliwy, sytuacja może być się zmienić... Soyka określił ją mianem „mroczna". Czeczot nazwał „ponurą". Nie omieszkał dodać że mu się nudziło, choć swoim zwyczajem zakomunikował to w nieco inny sposób: "W trakcie występu myślałem co mam zrobić w przyszłym tygodniu". I podczas tego występu chyba każdy o tym myślał. Ale to dobrze że zespół skłania nas do myślenia o przyszłości.
Ms.No One. to kolejna grupa, którą zobaczyliśmy. Muzyka bardzo spokojna, niemalże refleksyjna. Wokalistka wykazała się dużą wrażliwością muzyczną, co spowodowało że odbiorca niemalże zaczął sobie zadawać egzystencjalne pytania, dociekając co spowodowało frustrację. Jednak paradoksalnie koło się zamknęło, bo głos wokalistki i muzyka skutecznie ten niepokój łagodziły. Zero ciężkich brzmień, niespokojnych dźwięków. Subtelność. Soyka powiedział: "Genialne, pozwólmy muzyce być „cichą". Czeczot również oryginalnie „To było genialne".
Jako ostatni wystąpił zespół ze Słowacji Horska Chata. I to był najbardziej dynamiczny występ wieczoru. Czysty rock. Muzyka głośna, energiczna, bardzo rozwinięta sekcja perkusyjna, z równie sprawnym perkusistą, który skupiał na sobie jakieś 60 % uwagi. Wokalista biegał po scenie na przemian z gitarzystą. Jak powiedział Czeczot „Ciekawe czy mają trampki na zmianę, fajny show, ale brzmieli nie tak jak wyglądali". Dla Pana Stanisława było „bez zarzutu", a samej publiczności bardzo się podobało.
Nagroda publiczności
Przewidziano także konkurs smsowy. (prowadzony w ostatnich dwóch tygodniach). Nagrodę publiczności w tym głosowaniu zdobyła formacja The Evergreen, która akurat do finałowej szóstki nie weszła. Wśród wysyłających smsy rozlosowano laptopa Wygrała go niejaka pani Ania. Drugie trofeum czyli tygodniowy pobyt w Karpaczu przypadło także kobiecie, reprezentowanej jednak na scenie przez mężczyznę. „Łowcy" na odchodne zasugerowali zapoznanie się pani Ani z oddelegowanym do odbioru nagrody Panem, wtedy oboje skorzystają: przecież z laptopa mogą korzystać na wspólnej wycieczce.
Lao Che przed werdyktem
Główną atrakcją wieczoru była formacja Lao Che. I tutaj zaczął się szał publiczności. Miejsce pod sceną zostało szybko opanowane przez bawiących się ludzi. Zespół grał ponad 1,5 godziny, nie licząc kilku bisów. Utwory z płyt „Powstanie warszawskie” i „Gospel” zostały, tradycyjnie już, świetnie przyjęte przez szczecinian. Miałam nadzieję że kiedyś tak właśnie ludzie będą bawić się na koncercie zwycięzców GRAMY 2009. Jednak po usłyszeniu werdyktu, czas tę nadzieję porzucić. Grand Prix festiwalu (i 10.000 zł) zdobyła formacja Ms No One. Za mało dynamiczna na zabawę pod sceną, jednak wybrana większością głosów przez Jury (w skład którego weszli Stanisław Soyka, Piotr Stelmach, Wojciech Hawryszuk, Katarzyna Stróżyk, Przemysław Thiele, Piotr Rokicki, Bogdan Bogiel, Marek Rudnicki i Wojciech Konikiewic). Zespół dostał także 5000 zł, nagrodę od Polskiego Radia Szczecin za najlepszą piosenkę wykonaną w języku polskim - „W czasie deszczu".
Po reakcjach publiczności można było sądzić ze to właśnie miejscowi czyli So Cool Band są faworytem. Nie zdobyli głównej nagrody, ale zostali uhonorowani nagrodą Prezydenta Miasta Szczecin, czyli nagraniem singla (i wydaniem go w ilości 1000 sztuk) Szkoda że nie całej płyty...Najlepszym perkusistą okazał się muzyk zespołu Horska Chata - Miroslav Liska.. W tym wypadku chyba każdy się zgodzi z jury. Nagrodą byłą oczywiście perkusja, ufundowana przez salon muzyczny Riff, na której widok szybciej zabiło serce właściciela kół zębatych z zespołu All Sounds Allowed.
Komentarze
11