Tytuł tego spektaklu jest trochę mylący… „Tragedia sztokholmska” to określenie, które Wisława Szymborska zastosowała dla czasu z jednej strony radosnego, ale też trudnego. Całe zamieszanie związane z przyznaniem jej Nobla i pobytem w stolicy Szwecji było dla niej dużym obciążeniem. Spektakl w reżyserii Krzysztofa Popiołka oczywiście ten fragment biografii artystki obejmuje, ale ujęto w nim także wiele innych epizodów z życia poetki. Po wakacyjnej przerwie „Tragedia sztokholmska” wraca do repertuaru Teatru Polskiego.

Szymborska podzielona

Narratorem teatralnej opowieści jest Artur Weksler (w tej roli Sławomir Kołakowski). To osoba bardzo bliska poetce, przede wszystkim w czasie jej młodości. W trakcie wojny Weksler uciekł z częstochowskiego getta, a niedługo po jej zakończeniu wyjechał z Polski. Był prawdopodobnie największą miłością poetki, jednak po jego decyzji o emigracji, nie spotkali się już ani razu… Popiołek czyni z tego bohatera kogoś, kto z pewnego dystansu opowiada o niektórych zdarzeniach. W młodego Artura wciela się Marcin Sztendel.

Sama Szymborska w tym spektaklu też jest „podzielona”. Poszczególne wątki jej biografii odtwarzają trzy aktorki: Katarzyna Bieschke-Wabich, Dorota Chrulska oraz Ola Gurdziel. Ta ostatnia gra najmłodszą Szymborską. Kreuje dziewczynę jeszcze rozmarzoną, ale też bardzo wrażliwą i utalentowaną, co wcześnie dostrzega Artur… Katarzyna Bieschke-Wabich ukazuje poetkę na zupełnie innym „etapie”. Jest ona już uznaną artystką, ale też kobietą, która ma sprecyzowane, niekoniecznie optymistyczne, poglądy na temat ludzi i świata, bliskie minorowych refleksji Lema, którego cytuje na początku spektaklu, rozmawiając przez telefon.

Pary, trójkąty, a serce w plecaku

W spektaklu istotne są również nieco kosmiczna, odrealniona scenografia (dzieło Anny Wołoszczuk) oraz muzyka będąca interesującym dopełnieniem wielu scen. Słyszymy m.in. takie utwory jak „Second Sun” Bonobo, „Ramalama” Roisin Murphy czy Chromatics „Shadow” (dobrze znany z trzeciego sezonu „Miasteczka Twin Peaks”). Przeważają kompozycje nowsze, choć są też „Will you still love me tomorrow” Carole King oraz bardzo niekonwencjonalna wersja „Serca w plecaku”. Duże znaczenie ma choreografia. W ostatnich sekwencjach pojawiają się wszystkie osoby z przeszłości poetki, które tańcząc w różnych konfiguracjach, patrzą na siebie nawzajem, mijają się, łączą w pary czy trójkąty, ale finalnie w tej przestrzeni główna bohaterka pozostaje sama. To jeden z najlepszych fragmentów całej inscenizacji, która nie jest chronologiczną opowieścią o poetce, ale rodzajem kolażu różnych scen z jej życia.

Konsekwentna twórczość i życie

Kilka razy wraca temat wierszy z lat 50. ubiegłego wieku, w których poetka chwaliła panujący wówczas system. Praktycznie przez całe późniejsze życie, również po otrzymaniu Nobla (a zwłaszcza wtedy), jej to wypominano. Jednak mimo gorzkiej tonacji niektórych sekwencji, „Tragedia sztokholmska” wydaje się spektaklem, niosącym też pozytywny przekaz. Ukazuje Szymborską jako twórczynię, która jest konsekwentna w tym, co robi i na tyle silna, że mimo krytyki nie rezygnuje ze swych zamierzeń.

W spektaklu są też jej wiersze, choćby „Dłoń” (bardzo popularny i cytowany na muralach). Jednak twórczość poetki przywoływana jest dość oszczędnie, co można uznać za walor spektaklu, który na pewno nie jest przegadany i bardziej oddziałuje obrazami oraz muzyką.

Spektakl, który premierę miał tuż przed zakończeniem sezonu w Teatrze Polskim, teraz wraca do repertuaru. W najbliższym czasie „Tragedię sztokholmską” będzie można obejrzeć 21 i 22 września na Scenie Szekspirowskiej.