Od kilku tygodni cała Polska emocjonuje się historią "złotego pociągu". Do Wałbrzycha i okolic ruszyli jego poszukiwacze, aby odnaleźć ukryte w nim rzekomo kosztowności i dzieła sztuki. Nawet jeśli ta historia okaże się bujdą, zastanawia zainteresowanie zwykłych ludźmi wojennymi skarbami. Skarbami, które również w Szczecinie jak i na całym Pomorzu znikały w tajemniczych okolicznościach.
Kradzież za kradzież?
Do 1945 roku nie tylko Dolny Śląsk, ale także Pomorze, Warmia i Mazury były niemieckie. Nacierające zewsząd wojsko radzieckie budziło obawy, czy skarby gromadzone przez lata, a nawet wieki nie trafią w ręce Sowietów. Obawy te były uzasadnione, ponieważ naziści sami wcześniej – w okresie sześciu lat wojny kradli na potęgę dzieła sztuki, kosztowności i złoto z podbitych państw, również z Polski i Związku Radzieckiego. Naziści mieli wywieźć bądź zniszczyć ponad pół miliona obiektów ze Związku Radzieckiego. Kiedy to Armia Czerwona zaczęła zwyciężać, specjalnie utworzona brygada do tropienia skarbów przetrząsała muzea, kościoły, pałace i schrony, aby znaleźć poukrywane kosztowności przez uciekających w popłochu Niemców. Dla wielu Rosjan te precozja miały być swoistym zadośćuczynieniem za ich cierpienia z rąk Niemców.
Borys Jelcyn się przyznał
Jeszcze do lat dziewięćdziesiątych uważano, że legendarny skarb Priama (złote przedmioty ze starożytnej Troi znalezione przez jej odkrywcę Schliemanna) spłonęły w Berlinie, tymczasem dziś wiadomo, że spoczywa on w przepastnych magazynach jednego z rosyjskich muzeów. Podobny los spotkał inne wiekowe skarby jak ten z Cottbus z V wieku czy z Eberswalde z VI wieku. W rosyjskich muzeach przechowuje się też obrazy takich mistrzów jak: Rembrandt, El Greco, Goya, Velazquez, Monet, Manet, van Gogh, Renoir, Degas, Cezanne, Delacroix itd. Cały świat dowiedział się o tym dzięki rosyjskim historykom Konstantinowi Akinshy i Grigorijowi Kozłowowi, których dobrze udokumentowany artykuł na ten temat ukazał się w czasopiśmie Art. News. Do dzisiaj redakcja tego magazynu uważa ten tekst za jeden z najważniejszych, który ukazał się na jego łamach. Zresztą rewelacje historyków zaczęły szybko potwierdzać rosyjskie władze. Najpierw sowiecki minister kultury w 1991 roku, następnie prezydent Borys Jelcyn w 1994 roku przyznali, że magazyny rosyjskich muzeów przechowują wiele zaginionych skarbów m.in. wspomniany już skarb Priama.
Skarby szczecińskiej bazyliki
Co jednak z tym wszystkim ma wspólnego Szczecin? Większość mieszkańców odwiedziła choć raz w życiu szczecińską katedrę, a tak naprawdę bazylikę św. Jakuba – najważniejszą świątynię miasta. Sam budynek jest piękny i robi wrażenie, tymczasem wnętrze, co tu dużo owijać w bawełnę, zieje pustką. Nie widać tu lejącego się zewsząd złota, czy kosztowności czających się za każdym rogiem. Dlaczego tak jest? Cofnijmy się do lata 1942 bądź 1944 roku. Wówczas, obawiając się nalotów, zdemontowano większość wyposażenia bazyliki. Wśród nich był barokowy ołtarz, który zbudowano według projektu Erharda Löfflera. Dzieło uchodziło za jeden z najbardziej monumentalnych dzieł tego okresu w sztuce. Szczecińską katedrę do czasów wojny uważano za największy na Pomorzu skarbiec sztuki barokowej z przełomu siedemnastego i osiemnastego wieku.
Gdzie ukryto katedralne skarby?
Wyposażenie, które pozostało w bazylice, spłonęło lub uległo zniszczeniu 17 sierpnia 1944 po nalotach dywanowych na Szczecin. Co działo się z wcześniej wywiezionym wyposażeniem, nie do końca wiadomo. Ze strony internetowej katedry można dowiedzieć się, że wyposażenie trafiło do Niemieńska koło Drawy, skąd prawdopodobnie wywieziono je do Rosji. Andrzej Kraśnicki jr w swoim artykule powołuje się na dokument niemieckiego urzędnika z 1945 roku, który wskazywał miejsca, gdzie miano schować szczecińskie skarby. Niemiec wymienił zamki w Pęzinie koło Stargadu i właśnie w Niemieńsku. Ponadto wskazał jeszcze Pyrzyce. Wykaz stworzył na potrzeby władz polskich i sowieckich. Te pierwsze niczego tam nie znalazły. Według Kraśnickiego to w Pęzinie, a nie w Niemieńsku zdeponowano skarby katedry. Miał do nich dotrzeć sowiecki oficer Aleksji Biełousow, który następnie przewiózł je do Międzyrzecza, gdzie razem z odkrytymi przez majora Siergieja Sidorowa w schronach MRU skarbami wysłano koleją do Związku Radzieckiego. Jedyne co się ostało w Szczecinie po wojnie to dzwon, który zamurowano w kruchcie północnej pod wieżą oraz cięższe elementy kamienne i dekoracje nagrobków ukryte w kryptach. I taka, niestety, jest smutne rozwiązanie katedralnej zagadki.
Komentarze
0