Czynienie retrospekcji w kilka miesięcy po pierwszej godzinie życia zakrawa o absurd. Pozornie. Jeden z najoryginalniejszych tworów na szczecińskiej scenie, holdStill, niedawno wydał swój drugi album zatytułowany „Retrospekcja”. Zapraszamy do recenzji tego wydawnictwa.

Jeżeli ktoś z Was nie pamięta, holdStill jest jednoosobowym przedsięwzięciem muzycznym, za którym stoi Andrzej „Deko” Junkiert. Artysta tworzy bardzo ogólnie pojętą muzykę elektroniczną, która wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom.

Album otwiera nieco chybione intro, którego słucha się wprawdzie bardzo miło, ale nie oddaje klimatu, w jakim utrzymane jest wydawnictwo. Samplowana gitara i elektroniczny podkład przywodzące na myśl dokonania takich artystów jak Dr Rubberfunk wykonano dobrze, ale trudno nie odnieść wrażenia, że jest to w jakiś sposób wyrwane z kontekstu. Potem jest jednak spójniej.

Zasadniczą treść albumu otwiera tytułowy numer, czyli „Retrospekcja”. W moim odczuciu zdecydowanie najlepszy kawałek muzyki, jaki ma na swoim koncie Andrzej. Pierwsza rzecz, jaka skupia na sobie uwagę to przewodni motyw brzmiący jak skrzyżowanie dźwięków wydawanych przez sonar i przyrządy mierzące tętno na sali operacyjnej. Piosenka zaczyna się spokojnie, by stopniowo się rozwijać i intrygować ciekawą dynamiką. Bardzo do gustu przypadła mi przewijająca się w tle gitara, której barwę ukręcono na typowo industrialową modłę. Kapitalny numer, chylę czoła.

Dalej mamy kawałek „Twój Anioł w Moich Snach”, czyli nieco za długą, w pełni strawną, ale jednak wtórną w stosunku do poprzedniej kompozycji piosenką. Na plus trzeba wpisać wokale Malwiny Martuś, która kolejny raz gości na wydawnictwie. Zwłaszcza w zdającej się czerpać pełnymi garściami z debiutu Nine Inch Nails „Reanimacji”.

Ogólnie jest dosyć różnorodnie. Mamy bijące ciężarem, gęstością i jakimś takim zimnem syntezatory w dosyć minimalistycznej „Prośbie”, piękny fortepian w „Zmierzchu Czasów Utraconych”, czy przywodzącą na myśl ballady Metalliki (której serdecznie zresztą nie znoszę) gitarę w „Pragnieniu”. Ten ostatni numer jest nieco pozbawiony płciowości, zbyt długo strunom nie towarzyszą inne dźwięki i szczerze mówiąc tylko z chęci bycia rzetelnym numer wysłuchałem parokrotnie od początku do końca. Zdecydowanie najsłabszy punkt krążka. Całe szczęście, że zaraz potem wszystko obraca się o 180 stopni i zaczyna się „Śpiączka”. Pięknie zbudowany utwór, który przypaść do gustu powinien wszystkim entuzjastom Roba Dougana. Bardzo udana muzyczna puenta, po której następuje przyjemne, ale ponownie nieco przydługie intro.

Niespodziankę stanowi dodatkowy, bonusowy numer w postaci utworu „Wulgarnie i Szczerze”. Piosenka jest nieco lżejsza, prostsza do słuchania w sferze czysto muzycznj. Lirycznie to taki dosyć klasyczny wyraz pretensji do... sami posłuchajcie do czego.

Teksty, które dla całości projektu są ważne, przepełnione są emocjami. Mamy pełne żalu wspomnienie byłej partnerki, niegłupi, bezpretensjonalny apel o szacunek i miłość do życia i nie tylko. Wszystko bez zbędnych, pseudoambitnych, kretyńskich w moim odczuciu metafor. Nie wszystko powidziane zostało wprost, ale jest do rzeczy, komunikatywnie. Przekaz podkreślany jest raczej odpowiednim operowaniem głosem, niż krwawiącymi sercami, czy innymi płaczącymi księżycami. Brawo.

Co zaserwował nam holdStill przy okazji swojego drugiego longplaya? Zaserwował nam muzykę zróżnicowaną, dopracowaną, dojrzałą i bardzo mocno wyróżniającą się na tle reszty sceny. Muzykę, która nadaje się zarówno do snu, czytania książki czy najzwyklejszemu w świecie siedzeniu w kuchni. Cieszy też dosyć wyraźny progres, jaki poczyniony został od „Pierwszej Godziny Życia”. Wydawnictwo pozostawia też sporo miejsca na rozwój, co bardzo dobrze rokuje przed następnym krążkiem spod szyldu holdStill. Bo że Andrzej potrafi wyciągać muzyczne wnioski jestem spokojny.

Aby bliżej zapoznać się z twórczośćią holdStill zapraszamy na profile projektu na serwisach Facebook, MySpace, YouTube oraz Twitter.