Pamiętacie film „Amelia” i fantastyczną ścieżkę dźwiękową? Muzyczne opowiastki, oparte o pianino i akordeon, które w nadzwyczajny sposób oddały surrealistyczne, bajkowe spojrzenie Amelii na świat. To dzieło Yanna Tiersena, francuskiego kompozytora. Znowu chce nam coś opowiedzieć, tym razem nie o naprawianiu świata przez młodą pannę. Nowa opowieść nie jest też wesoła… Dziś o nowej płycie Yanna Tiersena, „Dust Lane”.
Spec od soundtracków
Ścieżka dźwiękowa do „Amelii” przyniosła Tiersenowi sławę na całym świecie. Ale nie znaczy to, że był to jego muzyczny start. Album „La Phare”, wydany w 1997 r. sprzedał się w ilości 160 tys. kopii. Kolejne wydawnictwo, z 2001 r., „L’Absente” potwierdziło klasę artysty i ulokowało go w pierwszej linii muzycznych talentów Europy. Sława genialnego kompozytora sprawiła, że do Tiersena ustawiła się kolejka reżyserów, którzy nie wyobrażali sobie swoich filmów bez muzyki Tiersena. Ostatecznie skomponował on ścieżki dźwiękowe do trzech filmów: „Amelia”, „Good Bye Lenin!” oraz „Tabarly”. Za każdym razem zbierając znakomite recenzje.
Romans z rockiem
Nad nową płytą studyjną Tiersen pracował od dłuższego czasu, a jej ukończenie przesunęło się ze względu na realizację dźwięków do filmu „Tabarly”. Płyta „Dust Lane”, bo taki tytuł nosi najnowsze dzieło Tiersena, ukazała się we Francji w październiku, w naszym kraju dostępna jest od stycznia.
Na nowym krążku Tiersen dokonuje zwrotu ku muzyce rockowej. W znacznej mierze zmienia brzmienie, do którego przyzwyczaił. Tiersen znany z poprzednich płyt to muzyka minimalistyczna, subtelna, dźwięki pianina, akordeonowe walce, użycie klawikordu, mandoliny. Kiedyś co prawda artysta romansował już z rockiem, czego owocem była płyta „Tout Est Calme” nagrana z zespołem The Married Monk. Jednak „Dust Lane” to próba zdecydowanie bardziej udana…
Żałobne spojrzenie w przyszłość
Istotne dla odbioru płyty są okoliczności, w których powstała. W trakcie prac nad płytą, Yann Tiersen stracił matkę i bliskiego przyjaciela. Te ciężkie przeżycia, żal i smutek są wyczuwalne. Ale widać też, że nie jest to requiem, lecz żałobne spojrzenie w przyszłość. Spojrzenie optymistyczne, mimo przytłaczającego ciężaru doświadczeń.
Jeżeli chodzi o koncepcję płyty, Tiersen przyjął prostą zasadę: „Zabawmy się dźwiękiem, zapomnijmy o całej wiedzy i umiejętnościach grania na instrumentach, użyjmy jednie instynktu – jak ma to miejsce w punku” . Zabawmy się więc…
Duch Pink Floyd’ów
Co oznacza zwrot ku rockowi? Jest oczywiście gitara, perkusja, bas. I rytm. Ale ciężko płytę nazwać rockową. Melodie nie są przejrzyste, są zagęszczone przez syntezatory, rodem z lat ‘80 i ‘90. Dlatego też oprócz ewentualnego przymiotnika „rockowy” powinien się też znaleźć „elektroniczny”. Artysta bawi się kontrastem między wokalami, najczęściej występującymi w postaci chórów, „żywymi” instrumentami i dźwiękami generowanymi elektronicznie. Nie porzuca także charakterystycznych dla siebie akordeonu, mandoliny i pianina.
Efektem powyższych zabiegów są harmonijne kompozycje o pięknej melodii, łagodnych wokalach i niepowtarzalnym klimacie. Nie opuszcza mnie wrażenie, że zapewne mimowolnie, Tiersen w pewien sposób wpisał się w stylistykę pinkfloydowską. Dla mnie ta płyta jest zderzeniem twórczości Tiersena z Pink Floydami. Ale przecież porównanie do dzieł Gilmoura i Watersa to prawdziwy komplement, nawet jeżeli jest na wyrost…
Dwa utwory, tytułowy „Dust Lane” oraz „Dark Stuff” wykraczają klasą poza całą płytę. Oba rozpędzają się pomału. Początkowo spokojne melodie nabierają tempa, coraz silniej uderza perkusja, dołączają riffy gitar i chór wokali, pięknie brzmi głos francuskiej piosenkarki Gealle Karrien. W przypadku „Dark Stuff” na myśl przychodzi „The Great Gig In The Sky” z legendarnej płyty „The Dark Side Of The Moon”. Obydwa utwory staną się z pewnością hitami na koncertach Tiersena.
Wątek polityczny
Kolejny utwór, poświęcony Palestynie („Palestine”), to literowanie nazwy Autonomii Palestyńskiej, przy pędzącym podkładzie perkusji i skrzypiec. Skąd polityczny wątek na płycie? Tiersen tłumaczy: „Ostatnią trasę koncertową kończyłem w Gazie. Dostrzegłem, że w nawet najbardziej niesprawiedliwej sytuacji jest nadzieja”. Następujący po „Palestine”, „Chapter 19” to popis wokalisty Matta Elliotta, który świetnie dopasował się głosem do tego intrygującego utworu. W spokojnym „Ashes”, jak i w otwierającym płytę „Amy”, Tiersen wraz z Elliottem oraz grupą Syd Matters tworzą ciepłe, nastrojowe chórki. Płytę zamyka utwór „Fuck me”, gdzie kolejny raz łagodny chór, tym razem wzbogacony również głosem Gealle Karrien, tworzy spokojny nastrój rozmowy dwójki kochanków.
Czyste emocje
„Dust Lane” to coś wyjątkowego w twórczości Tiersena. Całkiem inna stylistyka, inne instrumentarium. Jedno pozostaje jednak niezmienne – ładunek emocjonalny, który ta płyta ma w sobie - jest ogromny. Jest dowodem na wielką wrażliwość autora i jego talentu do tworzenia przepięknych melodii. Choć podobno płyta nie cieszy się póki co uznaniem fanów francuskiego kompozytora, to dla mnie jest dziełem wyjątkowym. Z trudem powstrzymuję się od słowa wybitnym. Ale może nie można być fanem Tiersena, żeby docenić tę płytę?
Komentarze
1