Kto z nas jeszcze pamięta kino Pałacowe? Czy ono w ogóle jeszcze istnieje – odpowiedziałby mi ktoś nieco ironicznie pytaniem na pytanie. Otóż, jak się okazuje, istnieje i ma swój niepowtarzalny klimat, co udowodnił 18. DokumentART. Jeden z pokazów konkursowych w ramach festiwalu odbył się właśnie na Pogodnie.

Filmy o przegranych w przegranym kinie?

Niedziela, 18 października, godzina 19:52 tramwaj nr 1 podjeżdża na przystanek o nic niemówiącej nazwie „Felczaka”. Z pustawego wagonu wysiadają tylko pojedyncze osoby. Zmierzają w stronę wymarłego, wydawało się, miejsca. Tymczasem, tego wieczoru, kino Pałacowe tętniło życiem. Tłum ludzi zainteresowanych filmem dokumentalnym, jurorzy, kilku dziennikarzy i wolontariusze, bez których DokumentART nie doszedłby do skutku wypełniało starą, nieco zaniedbaną, ale jakże uroczą kamienicę. Również samo kino Pałacowe sprawia takie wrażenie. Stare, czerwone siedzenia, neonki (nie wszystkie działające) z napisem „Wyjście” przypominają niedzisiejszą świetność miejsca. A jednak tego wieczoru kino Pałacowe ożyło i udowodniło, że to był znakomity pomysł, aby zorganizować tutaj seans. Może dlatego, że widzowie obejrzeli filmy o outsiderach – ludziach wegetujących na marginesie naszego społeczeństwa. Tak jak kino Pałacowe na tle multipleksów czy prymusa wśród małych kin: Pioniera. I dlatego nie było lepszego miejsca do pokazania tych filmów.

 

Oni są solą w naszym oku…

Pierwsze, najdłuższe dzieło John Arthur Geall – La Promesse ukazywało życie człowieka, który nie istniał. Pisarza niedocenionego za życia, który tworzył piękne listy miłosne do nieistniejącej kochanki. Autorzy filmu bawią się z widzem, wykorzystują jego naiwność i postrzeganie narratora niczym Demiurga, który nigdy nie kłamie.

Drugi film Ma Bar, czyli Moja Sztanga opowiada o 73 – letnim starcu, który w młodości był ciamajdą, a na starość został mistrzem świata w konkurencji podnoszenia ciężarów – wyciskaniu. Nigdy nie jest za późno na wygraną.

Kolejne dzieło Herr Barranowsky sucht opowiada historię o Niemcu, który w 1989 roku uciekł z NRD do RFN, ale jako, że nie zaplanował swojej akcji, tak jak inni mieszkańcy wschodnich Niemiec, skończył na ulicy, stał się nałogowym alkoholikiem i utracił kontakt z rodziną. W końcu jednak stanął na nogach i widzowie mieli możliwość obejrzenia, jak stara się odbudować swoje życie.

Czwarty film Salt in the Scars, czyli Sól w bliznach to opowieść o hinduskich wieśniakach, którzy pracują przy produkcji soli z wody morskiej. Zarabiają mniej niż dolar dziennie nabawiając się przy okazji wiele chorób, a niektórzy z nich popełniają nawet samobójstwo.

Ostatnie dzieło pokazane tego wieczoru Listening to the Silences to opowieść o kolejnym przegranym, który zmaga się ze swoją chorobą psychiczną. Mężczyzna słyszy głosy, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie powinien ich słyszeć. Jego choroba zniszczyła mu życie rodzinne i zawodowe.

 

Jesteśmy szczęściarzami

Co wrażliwszy widz po oglądnięciu tych filmów czuje nieznośny ból istnienia i zdaje sobie sprawę, jakim właściwie jest szczęściarzem. W sumie raczej nie jest byłym alkoholikiem, chorym psychicznie i nie zarabia mniej niż dolar dziennie. Mnie osobiście najbardziej podobał się film pierwszy oraz trzeci. Chociaż mam wątpliwości, czy John Arthur Geall jest dokumentem. Nazwałabym go raczej baśnią.

To nie ostatni seans w kinie Pałacowym. Kolejne filmy zostaną pokazane w tym miejscu w poniedziałek o godz. 20 oraz we wtorek i środę o tej samej porze. Warto przyjść!