Wspólna trasa trzech szwedzkich grup Diabolical, Souldrainer i Warheim po Polsce zakończyła się w Szczecinie i był to najmocniejszy występ z wszystkich na tym objeździe. Stało się tak z tej przyczyny, że do tej trójki dołączyli jeszcze death metalowi weterani z Unleashed, a cała impreza pod nazwą Scandinavian Metal Attack rozegrała się 16 marca w sali koncertowej Rocker Clubu

 

Metalowy dancing
 
Przeważnie w tym miejscu organizowane są dancingi, bo sala ma odpowiedni wystój do tego przeznaczony. Zdarzały się już jednak wyjątki. Wcześniej grały tu m.in. takie zespoły Furia i Calm Hatchery, więc szczecińscy metal-maniacy znają już możliwości tego lokalu. Tym razem dotarło do niego znacznie więcej osób spoza naszego miasta (m.in. Niemcy, a nawet jeden Jamajczyk), bo wydarzenie było z pewnością warte tego, by przyjechać na nie z dalszych okolic.
 
Ten szwedzki festiwal rozpoczęli punktualnie o 18-ej muzycy z Warheim, którzy dali publice półgodzinną dawkę black-metalowej strawy i zagrali m.in. takie numery jak "The Burning One's" and "Devil Within". Publika jeszcze wtedy docierała do klubu, ale na pewno występ spodobał się części już obecnych.
 
Melodyjna rewolta
 
Souldrainer, który zainstalował się na scenie jako drugi to reprezentanci bardziej melodyjnego death metalu, zbliżonego nieco do dokonań chociażby In Flames. Marcus, Jocke i Sverker dysponowali większą ilością czasu, więc przeznaczyli go na wybór „hitów” ze obu swoich albumów. Usłyszeliśmy m.in. „Reborn”, „Hung On The Wall”, „Fed By Fire” czy „Revolt”, w którym dołączyli do nich muzycy Diabolical, aby wzmocnić jeszcze chóralne refreny. To był dość zróżnicowany set, pokazujący że Souldrainer to kapela, która ma już spore doświadczenie i potrafiąca je właściwie wykorzystać.
 
Dźwiękowa Neogeneza
 
Kolejna grupa czyli Diabolical to pięciu muzyków, a zatem zaaplikowali nam potężniejsze brzmienie. Za miesiąc ma wydać swój najnowszy album – Neogenesis”, zatem oczywiście przetestowali częściowo ten materiał, rozpoczynając od utworu „Into Oblivion”. W dalszej kolejności wykonali jeszcze „World in Silence”, „Reincarnation of the Damned” i „Fields of Nihil”, dorzucjac do tych numerów w międzyczasie także kilka starszych kompozycji , a na ekranie z tyłu sceny towarzyszyły im wizualizacje i obrazki zaczerpnięte z filmów. Panowie wybrali z wcześniejszych płyt m.in. takie killery jak „Eye”, „Children Of The Mushroom Cloud”, „Suicidal Glory” czy „The Gallery Of Bleeding Art” sprawiając, że pod sceną najbardziej aktywni fani nieźle „zakotłowali”. W sumie podczas tej godziny działo się dużo, a dobry kontakt z publiką to zasługa gitarzysty, który nauczył się wielu słów po polsku...
 
Skandynawski kataklizm
 
Unleashed co prawda nie dysponował video-projekcjami, ale miał mimo to ciekawą oprawę swego show. Przy scenie asystowali muzykom pogańscy wojowie, którzy podczas pierwszych dwóch utworów starli się ze sobą w walce na miecze. Poza tym niektórzy muzycy odziali się w specjalne koszulki zrobione przez ekipę z Warszawy, przedstawiające logo grupy na tle mapy Polski w barwach biało-czerwonych. Oczekiwania wobec tej legendarnej już formacji były duże, ale w opinii większości zostały spełnione, bo brzmienie jakie uzyskali mogło dosłownie zwalić z nóg. Co prawda przerwa techniczna przed ich występem trochę się przedłużyła, ale kiedy wreszcie Johnny Hedlund krzyknął „Welcome warriors !” nikt chyba nie przyjął tego obojętnie. Zaczął się prawdziwy dźwiękowy kataklizm !
 
Zwycięski finał
 
Unleashed ma w dorobku jedenaście płyt więc wybrać z nich te najważniejsze utwory nie jest łatwo. Z ostatniego albumu - „Odalheim” zagrali np. „Fimbulwinter” i monumentalny „The Great Battle of Odalheim”, a poza tym dołożyli do nich wiele klasyków ze swej dyskografii - „Destruction (Of the Race of Men)” , „The Longships Are Coming”, „Wir kapitulieren niemals” i te najstarsze, wzbudzające w publice największe emocje - „Victims Of War”, „Into Glory Ride”, „Hammer Battalion” czy „Immortals” Przez większość czasu ze strony widzów dochodziły okrzyki skandujące jeszcze jeden tytuł - „Before the Creation of Time”. Koncert Unleashed bez tego kawałka byłby stracony i oczywiście on także musiał zabrzmieć tego wieczoru, ku wielkiej radości fanów. Po nim czwórka muzyków zeszła na chwilę ze sceny, ale powróciła jeszcze na nią by zagrać swój hymn - „Death Metal Victory”. Taki finał
 
Po imprezie można było pobawić się w „Morionie”na after party, na którym pojawili się muzycy wszystkich zespołów.