W życiu każdego człowieka dwie rzeczy zawsze spadają na niego niespodziewanie: śmierć i miłość. O ile w pierwszym przypadku nie ma się do czego spieszyć, o tyle w drugim pośpiech jest wskazany, a wręcz zalecany. I to nie jedynie w przenośni. „Szybkie randkowanie”, nowy sposób na poznanie drugiej połówki zza Oceanu, od ładnych paru lat podbija światowy rynek usług matrymonialnych. Jak to wygląda w praktyce? Dlaczego może być skuteczną odtrutką na samotność przed Walentynkami? Przedstawiamy relację z jednej z randek.

Szybka randka vs Internet

Jeden ze szczecińskim lokali. O tym, w którym odkładnie odbędzie się randka, zgłoszeni uczestnicy dowiedzieli się dopiero na dzień przed spotkaniem. Dzięki temu organizatorzy eliminują przypadkowych gapiów, a spotkanie odbywa się w atmosferze dyskrecji i komfortu. Pozostali gości lokalu, o ile tacy są, często nawet nie wiedzą, że pod ich nosem odbywa się interesująca zabawa.

Na speed dating, czyli po polsku- szybką randkę, zaczynają powoli przychodzić pierwsi goście. Siadają przy stolikach i taksują się nawzajem zaciekawionymi spojrzeniami. „Myślałam, że przyjdą gorsi”- mówi półgłosem zaskoczona Marta. Ale jej samej również niczego nie można zarzucić. Młoda, ładna, zgrabna. Nie wygląda na desperatkę ani na seryjną morderczynię. Na spotkanie przyszła z koleżanką, dla dodania otuchy. W końcu każda randka to niezły stres, a ta randka jest szczególna. Marta ma już za sobą etap randkowania na internecie, przez facebooka, e-darling, badoo. „Niby wszystko fajnie, klikanie godzinami przez net ma swoje zalety. Ale po pewnym czasie jednak brakuje osobistego kontaktu. Usłyszeć ton głosu, zaciągnąć się feromonami. Przez neta nie da się szybko tego zweryfikować”. Marta uśmiecha się. Jest duża szansa, że przy odrobinie szczęścia wyjdzie dziś z przynajmniej jednym numerem telefonu. Dziś chce poznać kogoś ciekawego.

 

Do zakochania kluczowych 30 sekund

Jak wygląda szybka randka? W spotkaniu bierze udział około 20 osób, 10 kobiet i 10 mężczyzn. Uczestnicy siadają przy dwuosobowych stolikach i mają dokładnie 5 minut na rozmowę, podczas której mogą wyrobić sobie opinię o drugiej osobie. Czy 5 minut to dużo czy mało? Nie od dziś wiadomo, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Według statystyki z festiwalu naukowego pod tytułem „Speed dating w Edinburgh” naukowcy dowiedli, że większości kobiet wystarczy 30 sekund spotkania z mężczyzną by twierdzić, czy jest on kandydatem na chłopaka lub męża. Dopiero po tej weryfikacji kobieta ma ochotę dalej pogłębiać znajomość.

Po upływie magicznego czasu przeznaczonego na rozmowę uczestnicy randki słyszą dzwonek. Jest to znak, że panowie przesiadają się do stolika obok. Nawiązują dialog z kolejną uczestniczką zabawy i tak do końca pierwszej części. Po każdej zakończonej konwersacji, obie strony zaznaczają na przygotowanej przez organizatorów karcie z kim fajnie się rozmawiało i z kim ewentualnie skłonni bedą się spotkać już na gruncie prywatnym. Można zaznaczać dowolną ilość osób :). Jeśli pod koniec spotkania okaże się, że dwie osoby zaznaczyły się nawzajem, następuje wymiana kontaktów. I tu kończy się część organizatora w roli swatki. Na drugi dzień po randce wysyłane są maile z informacją do uczestników. Od tego momentu wszystko zaczyna być w rękach samych zainteresowanych...

 

Nie taki Rysiek straszny…

Łapię Martę w przerwie na drinka i papierosa. Jak poszło? Słyszę ulgę i rozluźnienie. „Na początku był duży stres. Ale bardzo szybko przeszedł, jak ręką odjął. Siedziałam sobie, sączyłam drinka, i co 5 minut miałam niespodziankę pod postacią kolejnego faceta. Co ciekawe, żadne Ryśki z „Klanu”. Normalni faceci, mili, kulturalni. Przynajmniej dwóch spełniało moje wymogi, jeden nawet bardzo. Ciekawe czy mnie zaznaczył..?” Widać, że dziewczyna już się wkręciła w nową formę kontaktu. Jednak nie taki diabeł straszny jak go malują. Ważne, by samemu się przy tym wszystkim dobrze bawić.

 

Żydowski duchowny i LoveStory

Co ciekawe, speed dating wymyślił rabin Yaacov Deyo z Los Angeles w 1998 roku, celem kojarzenia żydowskich małżeństw. Pomysł chwycił. Niebawem urosła popularność tego typu spotkań w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza po ukazaniu się w 2000 roku całego zarysu pomysłu w serialu telewizyjnym „Sex and the City” jako coś bardzo eleganckiego. Zwolennicy speed dating mówią, że oszczędza ona czas, pomaga walczyć z nieśmiałością, a przede wszystkim pozwala nawiązywać nowe znajomości. W Szczecinie szybkie randki pojawiły się za sprawą LoveStory. Za tym całuśnie nazywającym się przedsięwzięciem kryją się dwie szczecinianki, Anna Ptaszyńska i Paulina Bartosik. Na pomysł założenia LoveStory wpadły spontanicznie, siedząc przy kawie i zadając sobie filozoficzne pytanie, „co jest najważniejsze na świecie. Miłość. Czego nie ma w Szczecinie? – szybkich randek”. Tak w skrócie powstała idea. Dziś jest własna strona internetowa i ciekawy wybór dla singlujących samotników. Wybór randek jest bowiem szeroki – 35+, 45+, VIP, Gay, Student, Standard. Do wyboru, do koloru. Czy znana jest skuteczność organizowanych randek? „Tak, wiemy o parach, które spotykają się po naszej randce, dostajemy nawet maile z podziękowaniami. Jest nam wtedy zawsze bardzo miło”. Na LoveStory można zajrzeć pod adresem http://www.lovestory.szczecin.pl/ . Przed Walentynkami będzie jak znalazł.

 

10 kaw w godzinę

Pod koniec spotkania udaje mi się zagadać wychodzącego z randki chłopaka. Pytam, jak było i czemu wybrał taką formę szukania drugiej połówki. Piotrek odpowiada: „Ciekawe przeżycie, fajna zabawa. Dobra metoda na dodanie pewności siebie i pokonanie nieśmiałości, choć ja akurat z tym nie mam problemu. Skąd pomysł? Dziś czas jest bardzo cenny, a ludzie mają go coraz mniej. Na pewno ja mam go coraz mniej”, poprawia się. „Przyjście na taką randkę nie różni się niczym od zaproszenia interesującej mnie dziewczyny na kawę. Tylko że dziś zaliczyłem 10 takich kaw. Fajnie by było, gdyby przynajmniej z jednej coś wyszło. Jeśli nie teraz, to może następnym razem. Nie chcę znów przesiedzieć Walentynek samemu w domu. Do odważnych świat należy!”- rzuca mi optymistycznie na odchodnym.