Istnieje w Szczecinie grupa osób, która wprowadza do naszego miasta klimat kultury indyjskiej, a dokładniej klimat bollywoodu. Taką grupą jest niewątpliwie zespół tańca bollywoodzkiego o nazwie „Maahi Ve”.

Maahi Ve powstał w maju 2006 roku. Grupę tę stanowi siedem osób. Każda z nich na co dzień trudni się czym innym, jednak łączy ich jedno... zamiłowanie do tańca, a w szczególności do tańca bollywood, który w pewnym okresie życia stał się ich pasją. Skład zespołu tworzą: Katarzyna Urbańska, Monika Giryn, Ewa Jurkowska, Magdalena Narloch, Agnieszka Kamrowska oraz dwóch panów, a mianowicie Arkadiusz Giryn i Mariusz Jurkowski.

Zaczęło się od przygotowania niespodzianki...

Adriana Reczek: Skąd pomysł na założenie zespołu tańca bollywoodzkiego?

Maahi Ve: Każdy z nas lubi tańczyć i to jest naszą pasją. Każdy z nas lubi także i muzykę, i kolory, i żywiołowość. Kasia już wcześniej znała się z Moniką, Magdą, Arkiem, i Rafałem, ponieważ miała z nimi zajęcia w swojej szkole tańca towarzyskiego, jednak wszystko zaczęło się od tego, że Magda i Rafał pojechali w swoją podróż poślubną właśnie do Indii. Po powrocie z tego kraju Magda zaczęła o nim opowiadać, a Kasia  (choć dotychczas zainteresowana była Egiptem) zaciekawiona opowiadaniami o Indiach zadecydowała, że koniecznie musi tam pojechać, i pojechała na trzytygodniową wycieczkę, po której zafascynowała się tamtejszą kulturą i zwyczajami.

Po powrocie zaczęła oglądać filmy bollywood, które są nieodłącznym elementem kultury tego kraju. Podczas oglądania jednego z tego typu filmów na jego końcu zauważyła adres www.bollywood.pl. Z ciekawości zajrzała na tę stronę, żeby zobaczyć, co tam w ogóle jest. W ten sposób Kasia, zafascynowana już Indiami i bollywood, wpadła na pomysł, że skoro jest nauczycielem tańca i ma do udostępnienia dużą salę, to można się „skrzyknąć” i być może uda się zorganizować jakieś lekcje tańca bollywoodzkiego, o czym napisała na forum bollywood.pl. W ten sposób poznała także Ewę i Mariusza. Agnieszka dołączyła trochę później.

Charakterystyczną cechą Szkoły Tańca Gryf jest to, że po roku nauki organizowany jest bal, podczas którego organizatorzy zawsze przygotowują jakąś niespodziankę. Kasia wpadła na pomysł, że może w formie niespodzianki zrobić jakiś ciekawy i oryginalny układ związany z tańcem bollywoodzkim. Mariusz z Ewą bardzo szybko ułożyli choreografię do pierwszego naszego tańca. Skrzyknęliśmy się i zaczęliśmy ćwiczyć. Wtedy jeszcze nie mieliśmy jednakowych strojów, ale każdy pomyślał o jakiejś kreacji związanej z Indiami. Każdy zorganizował to, co miał np. pożyczone stroje arabskie i tak się zaczęło...

A.R.: Jak to się stało, że jesteście w takiej grupie, a nie innej, na przykład liczniejszej? Dlaczego skład grupy jest zamknięty?

Maahi Ve: W pierwszym, składzie tańczyły inne osoby. Arek wtedy jeszcze nie chciał tańczyć, a Agnieszki jeszcze nie znaliśmy. Arek w końcu trochę chyba pozazdrościł i zdecydował się do nas dołączyć. Agnieszkę poznaliśmy kiedy przyszła ze swoim narzeczonym na kurs tańca dla dorosłych. Agnieszko opowiedz jak to było.

Agnieszka Kamrowska: Kiedy zobaczyłam pokaz tańca grupy Maahi Ve na balu kończącym zajęcia z tańca towarzyskiego w kwietniu zeszłego roku, byłam mile zaskoczona. Zauroczyła mnie dynamika, żywiołowość ruchów, kolorowe stroje i atmosfera jaka biła od całej grupy tanecznej. Ten uśmiech, który bije ze wszystkich współtwórców Maahi Ve od razu zaraża. Wrażenie było fantastyczne. Był to niesamowity i dynamiczny taniec. Męczyłam ich... Chodziłam za nimi... mówiłam: „Ja muszę się tego nauczyć. Nauczcie mnie tego tańca!” i udało się.

Maahi Ve: Agnieszka praktycznie sama nauczyła się tego tańca. Na początku bardzo chcieliśmy się rozwijać. Chcieliśmy być takim dużym zespołem, jak to widać na filmach bollywood, nawet były castingi i lekcje, żeby przyjąć nowe osoby, ale później stwierdziliśmy, że te nowe osoby nie do końca są takie poważne. W większości byli to ludzie młodzi  np. w wieku licealnym, które niby chciały tańczyć, ale jednak nie do końca, a u nas potrzeba jednak dojrzałości i odpowiedzialnego podejścia, ponieważ często jest tak, że się „skrzykujemy” na zasadzie „Jutro jest występ.” Dla nas nie ma problemu. Spotykamy się, robimy próbę i musimy być gotowi. W tej chwili działamy jako grupa znajomych, którzy się przyjaźnią i spełniają w tańcu. Czasami tańczymy w trójkę, czasami w piątkę, czasami w komplecie. Różnie… ale zmiany nie są dla nas problemem. Teraz cieszymy się, że jesteśmy grupą zamknięta. Chcemy też zaznaczyć, że nie jest to nasza praca, ani nasz zarobek.

„Głównym celem była wspólna zabawa, radość, chęć uśmiechu i przebywania razem”

A.R.: Fakt, że w Waszej grupie jest tylko dwóch panów nie przeszkadza?

Maahi Ve: Ależ skąd! [śmiech] Nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. To podbija serca pań oglądających i to jest ważne. Ostatnio dużo było występów, kiedy panie wręcz podchodziły do panów zachwycone tym, jak panowie tańczą.

A.R.: Jaka myśl przewodnia towarzyszyła Wam kiedy zakładaliście zespół? Jaki był cel założenia zespołu?

Mahi Ve: Głównym celem była wspólna zabawa, radość, chęć uśmiechu i przebywania razem.

A.R.: Skąd nazwa „Maahi Ve” i co znaczą te słowa?

Maahi Ve: Zastanawialiśmy się jak nas przedstawić podczas pierwszego występu na balu, o którym mowa była wcześniej, a skoro tańczyliśmy pierwszy układ do piosenki o tytule „Maahi Ve”, to stwierdziliśmy, że „no dobra niech to będzie Maahi Ve”. Znaczenie tych słów jest różne, zależne od kontekstu. Tłumaczy się je np. jako: moja kochana, przyjaciółka, przyjacielu, i tym podobne. Ich znaczenie ciągle krąży wokół miłości i przyjaźni. Natomiast mamy z tą nazwą mnóstwo przebojów. Nazwa wydaje się być prosta, ponieważ tak jak się ją pisze, tak się też czyta, a zapowiadają nas przeróżnie! Zdarzało się na przykład, że zapowiadali nas: „Przed państwem grupa mahahavi!” lub „Majami ha!”.

A.R.: Jak długo uczyliście się choreografii do pierwszego tańca?

Maahi Ve: Do pierwszego tańca przygotowywaliśmy się trzy tygodnie, ale spotkania były prawie co drugi dzień. Pierwszy układ był bardzo długi, ponieważ trwał sześć minut. Bardzo ciężko jest zatańczyć tak żywiołowe ruchy przez sześć minut, jednak dopiero po roku skróciliśmy ten układ do trzech minut.

A.R.: Na zdjęciach widać, że macie przepiękne kolorowe stroje. Kto je szyje i skąd pomysł na nie?

Ewa Jurkowska: Mamy znajomą krawcową, która uszyła damskie stroje, a stroje panów uszyła moja mama.

Maahi Ve: Pomysł narodził się z filmów. Chodziło nam o to, żebyśmy byli widoczni, żeby te stroje były zauważane, a jednocześnie, żeby oddać klimat całego występu. Stroje miały być też wygodne, bo z zazdrością oglądamy filmy, ale tam stroje tańczących są bardzo ciężkie i trudno byłoby nam w takich strojach tańczyć.

„Fajne jest to, że widzimy, że ludziom się to podoba, że biją nam brawa... To dodaje energii”

A.R.: Gdzie po raz pierwszy tańczyliście dla obcej publiczności i jakie emocje Wam wtedy towarzyszyły?

Katarzyna Urbańska: Tańczyliśmy na weselu w hotelu Nord u jednej z par, która brała lekcje w naszej szkole tańca i ja, po uzgodnieniu z grupą, zapytałam parę, czy chciałaby nas widzieć na swoim weselu jako atrakcję. Z radością się zgodzili. Zauważyliśmy, że nasz występ bardzo się   wtedy podobał. Tak na próbę, żeby zobaczyć jak to wyjdzie wyciągnęliśmy gości do wspólnej zabawy. Na początku towarzyszył nam strach, bo nie tańczyliśmy dla swojej publiczności. Fajne jest jednak to, że widzimy, że ludziom się to podoba, że biją brawa… to dodaje energii.

A.R.: Czy przytrafiły się Wam jakieś śmieszne sytuacje podczas występów?

Maahi Ve: W hotelu Nord kamerzysta bardzo chciał oddać atmosferę naszego tańca i aż chciał wchodzić pod nasze stopy, a w związku z tym że mamy układ i do przodu, i do tyłu (chyba tego się nie spodziewał, że pójdziemy do przodu, to nie raz został uderzony, czy kopnięty, czy on, czy kamera. Czasami są też na weselach już dość podpici goście i chcą nam wtórować, wchodzą między nas. Wtedy jest dość niezręcznie i ciężko, ponieważ my mamy swój wyliczony układ, a taki gość się wpycha... ale my jesteśmy tak sympatyczną grupą, że po nikim złości nie widać, na twarzy my się dalej uśmiechamy [śmiech]. Na samym początku tańczyliśmy boso. Teraz już się zaopatrzyliśmy w baletki, ponieważ często mieliśmy przykre wypadki. Któremuś z nas na przykład wbiło się szkło, czy pinezka.

A.R.: Wiem, że udzielaliście się również charytatywnie…

Katarzyna Urbańska: Pamiętam trzy charytatywne występy. Jeden w 2007 roku w Parku Kasprowicza dla niepełnosprawnych, podczas którego swój debiut miał Arek. Drugi w styczniu  2010 roku podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, gdzie organizatorzy ze Szczecina odnaleźli nas przez naszą stronę internetową, i zapytali, czy zatańczylibyśmy w Galerii Gryf na Osiedlu Słonecznym. Jest jeszcze trzeci, większy występ, podczas targów ślubnych. Wtedy ich organizator wyszedł do nas z propozycją, abyśmy uświetnili targi swoim występem. Tam mieliśmy tańczyć trzy razy, ale spodobaliśmy się i w sumie zatańczyliśmy cztery razy.

„Po prostu dobrze się bawimy”

A.R.: Współpracujecie ze sobą blisko cztery lata. Czy coś się zmieniło od czasów, kiedy zaczynaliście?

Maahi Ve: Przede wszystkim zmieniły się stroje na bardziej profesjonalne, bo kiedy zaczynaliśmy nasze występy, to każda z nas miała inną sukienkę, każda z nas miała inny makijaż, różną biżuterię. W tej chwili mamy jednakowe sukienki, ale w innych kolorach. Panowie też mają jednakowe odzienie, czyli tzw. kurty. Mamy poszyte jednakowe czarne topiki. Mamy podobne fryzury. Zmieniały się też osoby, w tej chwili mamy jeden skład, a jeśli chodzi o emocje, to nie czujemy już takiego strachu, jak na początku – teraz wychodzimy i po prostu dobrze się bawimy.

A.R.: A czy zdarzyły się Wam jakieś pomyłki?

Katarzyna Urbańska: Tak. Uczciwie się do tego przyznajemy. Nawet profesjonalistom zdarzają się różne potknięcia. Pamiętam, że mi się zdarzyła taka sytuacja. Pomyliłam się w ruchu rąk i jakoś trzeba było z tego wybrnąć. Wszyscy zakręcili się w prawą stronę, a ja stałam, no więc wyciągnęłam ręce w górę i zaczęłam wykonywać z gracją ruchy rąk tak, jak robią to hinduski, żeby miało to właściwy klimat. Nikt z oglądających nasz występ tego nie zauważył, ale ja i moja grupa wiedzieliśmy o tym. Ja jednak miałam potem straszne wyrzuty sumienia i źle się z tym czułam...

A.R.: Dlaczego akurat bollywood? Co go wyróżnia z innych tańców?

Maahi Ve: Przede wszystkim nas bardzo zaraża muzyka. Poza tym dobieramy te piosenki, które lubimy. Taniec bollywood jest kolorowy, żywiołowy, radosny... Mamy wrażenie, że ludzie, oglądając nasze występy, zapominają o swoich troskach. Taniec towarzyski jest fajny, ale już się „przejadł”. Ktoś nam kiedyś powiedział, że to, co robimy jest fajne, bo jest wesołe, bo jesteśmy żywiołowi i łapiemy kontakt z ludźmi. Na przykład łapiemy ich za ręce i tańczymy z nimi kółka … to nas wyróżnia. To czym się zajmujemy jest czymś innym... nowym.

A.R.: Jakie są Wasze zamierzenia? Czego można Wam życzyć?

Maahi Ve: Dzieci... pieniędzy... [śmiech]. Na pewno chcielibyśmy nowych występów. Szykujemy nowy układ i chcielibyśmy, żeby się przypodobał oglądającym. Pragniemy też, aby nasz zespół trwał, i trwał... i żeby się nigdy nie rozpadł! Naszym marzeniem jest, żeby nam wszystkim udało się pojechać razem do Indii.

A.R.: W takim razie zarówno w imieniu swoim, jak i całej redakcji portalu wSzczecinie.pl. życzę Wam realizacji marzeń, dalszych sukcesów i spełniania się w tym, co robicie.

Więcej informacji o zespole można znaleźć w Internecie pod adresem: www.maahive.pl

Komentarz: Maahi Ve to zespół, w którego skład wchodzą  bardzo sympatyczne, życzliwe i otwarte na nowe znajomości osoby. Wywiad odbywał się w przerwie ich treningu, podczas którego pracowali nad nowym układem. Kiedy poprosiłam ich o zaprezentowanie jakiegoś tańca, z uśmiechami na twarzy się zgodzili,  i choć nie mieli strojów, które mają podczas występów, nie przeszkodziło to w tym, aby z podziwem na nich patrzeć. Od razu widać, że są to ludzie z pasją, którym szczęście przynosi fakt, że mogą spełniać się w tańcu i zarażać ludzi swoją radością i uśmiechem.