Dyrygent wygląda niczym przeniesiony żywcem z najbardziej spektakularnego momentu koncertu, gdy w pełni dał się ponieść emocjom. Otaczają go inne postaci z betonu, najczęściej również uchwycone w ruchu. – Bardzo lubię dynamikę w rzeźbach, choć cholernie trudno ją oddać – mówi Szczepan Karaś, który zaprezentował swoje prace podczas weekendu Otwartych Pracowni.

Na co dzień większość rzeźb stoi w piwnicy i garażu, ale na tę okazję zostały specjalnie wyeksponowane i podświetlone w domowym ogródku. Obok dyrygenta znalazła się między innymi informatyczka z papierosem, grajek z gitarą, chłoporobotnik z czasów PRL, opój, diabeł z aniołem czy wspinający się po szczebelkach „drabinolog”.

– Gdy ostatnio robiliśmy z żoną inwentaryzację, wyszło nam grubo ponad 50 rzeźb. Przez te wszystkie lata powstało ich nawet więcej, ale część rozdałem – tłumaczy Szczepan Karaś.

Zaczęło się od drewnianej ramki do lustra

Jak sam twierdzi, w dzieciństwie nigdy nie przejawiał większego talentu plastycznego, a rzeźbiarstwem zajął się dość późno.

– Z zawodu byłem marynarzem, na statkach spędziłem 30 lat. Co ciekawsze, pracowałem tam jako kucharz, nie miałem ze sztuką nic wspólnego. Kompletnie. Aż do połowy lat 80., gdy znalazłem w Kurierze Szczecińskim ogłoszenie, że Cepelia poszukuje producentów – opowiada.

Wtedy wyrzeźbił pierwszą ramkę do lustra, które wówczas były chodliwym towarem. Spodobała się i przyszły kolejne zamówienia. Następnym krokiem był zabawny mechaniczny diabełek, którego można pociągnąć za ogon. Później zaczęły powstawać coraz większe drewniane rzeźby.

„Z betonu można zrobić wszystko”, a „pomysły pojawiają się najczęściej znikąd”

Szybko okazało się jednak, że w drewnie nie będzie w stanie zrealizować wszystkich pomysłów. Wtedy w jego pracowni pojawił się beton.

– Z betonu można zrobić wszystko. Każdą skomplikowaną formę – uważa nasz rozmówca. – Zaczyna się od szkicu ołówkiem na papierze. Następnie trzeba pospawać szkielet z prętów zbrojeniowych, żeby przy obkładaniu cementem rzeźba się nie rozleciała. Później zaczyna się formowanie kształtów. To trudne, bo trzeba zdążyć zanim cement stwardnieje.

Dyrygenta wymyślił, oglądając w telewizji koncert z Wiednia. Pomysł, że mityczny Tezeusz, który obciął głowę Meduzie, będzie cyborgiem, urodził się w trakcie pracy. A rzeźba siermiężnego PRL-owskiego robotnika z wykrzywioną twarzą to po prostu zlepek materiału, który został po innych pracach.

– Pomysły pojawiają się najczęściej znikąd. Nieraz zaczyna się rzeźbę z całkiem innym zamysłem, a kończy zupełnie inaczej. Osiągnięcie oczekiwanego efektu wymaga często godzin poprawek i obtłukiwania cementu. Ale oczekiwanie na ten efekt końcowy jednocześnie napędza do pracy  – podkreśla.

Rzeźba Maestro

„Jeden z panów popatrzył na dyrygenta i dalej ruszył już tanecznym krokiem”

Wystawy szczecińskiego rzeźbiarza można było wcześniej zobaczyć m.in. w Książnicy Pomorskiej, na Zamku Książąt Pomorskich i podczas ArtFestiwalu w Stargardzie. Śmiało można jednak powiedzieć, że największa miała miejsce w weekend Otwartych Pracowni.

Rzadko która galeria sztuki może się bowiem pochwalić, że w jeden dzień odwiedzi ją kilka tysięcy osób. A tylu szczecinian musiało się przewinąć przez ul. Karłowicza w drodze na mecz Pogoni z Legią. Przechodzili tuż obok podświetlonego ogródka z betonowymi rzeźbami.

– Reagowali bardzo fajnie i kulturalnie. Czasem ktoś się zatrzymywał, choć w tym tłumie zmierzającym na stadion trudno było blokować ruch. Jeden z panów popatrzył na dyrygenta i dalej ruszył już tanecznym krokiem – śmieje się Szczepan Karaś.

„Partyzanckie” akcje w przestrzeni publicznej

Wcześniej były również happeningi w przestrzeni publicznej. W 2016 roku media donosiły o instalacji ze wspinającą się po drabinie postacią, którą „tajemniczy artysta” ustawił tuż przy rozlatującej się Frydze. „Drabinolog” objechał później jeszcze Warszawę, Kraków i Berlin. Takich akcji było zresztą więcej.

– Po wybuchu wojny w Ukrainie „po partyzancku” ustawiłem na pl. Żołnierza rzeźbę przedstawiającą skutego łańcuchami, klęczącego człowieka z sierpem i młotem na piersi. Szybko została skradziona – mówi Szczepan Karaś.

Pojawił się też pomysł, żeby dyrygenta na stałe wyeksponować w Filharmonii, a rzeźbę zatytułowaną „Krzyk” w Teatrze Polskim. Tematem zainteresowano obie instytucje, ale odpowiedzi jeszcze nie było.

Nie tylko rzeźby, ale też obrazy i bajki

Z pracami szczecińskiego rzeźbiarza można zapoznać się na stronie https://eskar.weebly.com/. Są tam też obrazy i wierszowane bajki. Będzie ich coraz więcej, bo pomysłów nie brakuje.

– Realizację najbardziej oryginalnego planuję na zakończenie kariery rzeźbiarskiej, ale na razie nie będę zdradzał szczegółów – mówi tajemniczo Szczepan Karaś.