Już plakat autorstwa Wojciecha Stefaniaka zwiastuje, że szczecińska wersja słynnej operetki Offenbacha jest bardzo telewizyjna. „Orfeusz w piekle” w Operze na Zamku to widowisko stworzone z myślą o widzach oswojonych z estetyką medialnego show, sitcomami i podobnymi produkcjami. Na scenie widzimy mitycznych bohaterów, ale bardzo uwspółcześnionych. Spektakl w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego miał swoją premierę w maju i ponownie zostanie wystawiony w najbliższy weekend, 22 i 23 czerwca.
Eurydyka już nie kocha
Operetka Jacques’a Offenbacha po raz pierwszy została zaprezentowana w październiku 1858 roku w paryskim teatrze Les Bouffes Parisiens. W zamierzeniu była parodią nawiązujących do mitu o Orfeuszu oper, szczególnie „Orfeusza i Eurydyki” Glucka. Historia bohaterów, opisana w libretto Ludovica Halévy'ego i Hectora Crémieux, odbiega od mitologicznej wersji. Akcja pierwszego aktu rozpoczyna się w momencie, kiedy rozmarzona Eurydyka (w tej roli Ewa Olszewska/Yana Hudzovska) oczekuje na swojego kochanka Arysteusza, a tymczasem zostaje zaskoczona przez swego męża Orfeusza (Łukasz Ratajczak/Dawid Kwieciński). Ten nie kryje swego rozczarowania, ponieważ zamierzał spotkać się z Pomponią.
Oboje nie mają ochoty na rozmowę. To, co ich teraz łączy, to… wzajemna niechęć. Zdecydowanie woleliby się rozstać, ale nie jest to łatwe… Małżonków kontroluje Opinia Publiczna, która dba o to, by nie porzucili wyznaczonej im w Departamencie Przeznaczeń roli najwierniejszych kochanków. Tę sytuację może rozwiązać śmiała intryga zainicjowana porwaniem Eurydyki…
Piekło to tani horror
Olimp w tej inscenizacji nie jest miejscem, które znamy pod tą nazwą. Staje się przestrzenią show telewizyjnego, ziemia jest serialem paradokumentalnym, a piekło – tanim horrorem z groteskowymi postaciami z filmów, takimi jak zombie, dwugłowe monstrum czy Freddy Krueger. Publiczność obserwuje wyświetlaną na dużym ekranie transmisję tego widowiska. To wizja poprowadzona z dwóch kamer przez operatorów, których również widać na scenie, wyświetlane są też teksty na pasku, tak jak to się dzieje w programach telewizyjnych. Niektóre postacie ucharakteryzowano tak, by przypomniały polskich celebrytów (kostiumy w całym spektaklu to dzieło Anny Chadaj). Junona jest bardzo podobna do Magdy Gessler, Diana – Edyty Górniak, a Minerwa (Lucyna Boguszewska/Tetiana Bilchak) – Maryli Rodowicz. Bohaterowie używają telefonów komórkowych, pozują do selfie, uśmiechają do kamer…
Rozrywkowa i dynamiczna
Dzieło Offenbacha oferuje naprawdę dużo. To śpiew operowy, humor w dialogach i mityczne postacie w nieoczekiwanej formie. Dwuaktowa wersja „Orfeusza w piekle” w reżyserii Połońskiego została poszerzona o wybrane ciekawsze fragmenty z wersji czteroaktowej. Muzyka w wykonaniu orkiestry pod dyrekcją Jerzego Wołosiuka nadaje tempo całemu spektaklowi. Jest lekka, barwna i zwiewna. W drugim akcie pojawia się tak oczekiwany kankan, czyli galop piekielny.
Cała inscenizacja jest zatem rozrywkowa i dynamiczna, do czego zdecydowanie przyczyniła się choreografia autorstwa Karola Drozda, który opracował ruch sceniczny solistów, chóru i baletu. Praktycznie każda sekwencja została precyzyjnie ułożona właśnie pod tym kątem. Publiczność podczas premiery doceniła realizacyjny rozmach przedstawienia, chwalona była także scenografia Wojciecha Stefaniaka. Można więc szczecińskiego „Orfeusza w piekle” uznać za interesującą próbę reinterpretacyjną, która została też przychylnie przyjęta przez krytykę.
Komentarze
5