Ktoś pamięta jego występ w Szczecinie w 1998 roku? Wczoraj Goran Bregović wrócił na Zamek Książąt Pomorskich wraz ze swoją orkiestrą i znów zawrzało na Dużym Dziedzińcu!
Artysta koncertuje od wielu lat ze swoją weselno-pogrzebową orkiestrą. Ta grupa w niektórych miastach występuje w pełnym składzie - 37 muzyków (!), a w innych Goran gra z mniejszym personelem. Tak było wczoraj w Szczecinie, ale absolutnie nie oznacza to, że było ciszej i spokojniej z tego powodu. Dwóch trębaczy, dwóch puzonistów, saksofonista i sam Goran grający na gitarze, to wystarczyło by rytmiczny przekaz zawarty w ludowych, bałkańskich utworach oraz kompozycjach znanych z filmów Emira Kusturicy, został jeszcze wzmocniony. Goran w białym stroju z gitarą w ręku oczywiście także śpiewał, ale nie sam. Obok niego usiadł niewysoki, ale dysponujący dobrym głosem, Muharem Redžepi, a na scenie były jeszcze Bułgarki w barwnych ludowych strojach, tworzące dwuosobowy chór.
"Gas Gas Gas" zainicjował cały program, złożony w dużym stopniu z piosenek z ostatniej płyty Gorana ("Champagne for Gypsies"). Z niej muzycy wybrali np. "Quantum Utopia", "Presidente" czy "Hupa Cupa". Przeważały zatem szybkie i skoczne melodie zdecydowanie zachęcajace do tańca. Jednak publiczność, która wypełniła dziedziniec, zajęła miejsca siedzące i aktywność przejawiali początkowo tylko nieliczni. Goran zapowiadał poszczególne utwory po angielsku. Choćby piękny temat"Ausencia", który zadedykował Cesarii Evorze. Stwierdził, że po polsku zna tylko kilka słów, a kiedy zabrzmiał "Prawy do lewego" dowiedzieliśmy się jakie konkretnie są to frazy. To był zdecydowanie jeden z najbardziej radosnych momentów całego występu, bo chyba wszyscy widzowie znali tekst tego przeboju, a zatem śpiewali go wraz z Bregovicem i jego orkiestrą.
W reperturze tego ciepłego wieczoru znalazły się jeszcze takie utwory jak "Ederlezli" (znany z filmu "Czas Cyganów"), "In the Death Car" (z"Arizona Dream"), "Mesecina" i "Bella Ciao", ale wciąż czegoś jeszcze w nim brakowało... Co pewien czas, w przerwach między numerami, widzowie uparcie skandowali "Kałasznikow ! Kałasznikow!" i doczekali się tej piosenki na finał. W dodatku w wersji wzbogaconej o sygnał wzywający żołnierzy do boju, zagrany na trąbce.
Niemal dwugodzinny zawierał więc zatem chyba wszystko, to czego widzowie oczekiwali. Muzykę żywiołową, rytmiczną, ale też w niektórych momentach nostalgiczną. Może tylko zawiedzeni byli łowcy autografów, bo kiedy show się zakończył, Goran zszedł ze sceny w asyście ochrony, prosto do czekającego na niego samochodu i szybko odjechał z Zamku... Za dwa tygodnie będą jednak mieli okazję by zapolować na innego b.znanego muzyka. W tym samym miejscu wystapi ostatni artysta tegorocznej edycji Szczecin Music Fest. Będzie to Herbie Hancock!
Komentarze
0